Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Steven Price

Heart of Stone (Misja Stone)

(2023)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 23-08-2023 r.

Choć w kwestiach technicznych wszystko jest tak, jak być powinno w gatunku kina szpiegowskiego, to jednak proponowana przez Stevena Price’a muzyka nie odznacza się niczym specjalnym. Misja Stone jest produktem jednorazowego użytku.

Gal Gadot korzysta ze swoich „5 minut” sławy, angażując się w różnego rodzaju produkcje. Szkoda tylko, że większość z nich, to filmy akcji, które, najdelikatniej rzecz ujmując, nie są wybitne. Przykładem jest chociażby najnowsze „dzieło” Toma Harpera pod tytułem Misja Stone (Heart of Stone). Oryginalna produkcja platformy Netlix opowiada o agentce pracującej dla tajnej organizacji szpiegowskiej. W wyniku pewnych wydarzeń organizacja ta traci dostęp do niebezpiecznej broni – superkomputera pozwalającego nie tylko na kontrolowanie wszelakich urządzeń, ale także… przewidującego przyszłość. Agentka Rachel Stone próbuje więc powstrzymać hakerkę oraz jej wspólników przed realizacją złowrogiego planu. Brzmi generycznie? A czego się spodziewać po filmie czerpiącym pełną garścią z takich serii, jak James Bond czy Mission: Impossibie? Serwis streamingowy chwali się kolejnymi rekordami oglądalności, a krytyka nie pozostawia suchej nitki na drogim, ale pustym widowisku Harpera. Czyli dzień jak co dzień w Netflixie…

Większą ambicją nie grzeszy również warstwa muzyczna. Aczkolwiek pod tym względem trudno mieć pretensję do samego autora, gdyż źródło inspiracji nie było najwyższej próby. O stworzenie ścieżki dźwiękowej poproszony został Steven Price, który współpracował już z Harperem nad filmem Aeronauci. Zadanie przed jakim stanął brytyjski kompozytor nie było zbyt skomplikowane. Producenci i reżyser chcieli, aby oprawa muzyczna Misji Stone nadawała na podobnych falach, co analogiczne prace tworzone do sztandarowych serii gatunku kina szpiegowskiego, czyli Mission: Impossible, filmy o Jamesie Bondzie… Może nawet seria Szybcy i wściekli, co sugerowałyby niektóre fragmenty muzycznej akcji utrzymane w podobnej stylistyce. Niemniej na koniec dnia i tak otrzymujemy tekstury dźwiękowe i wokalizy, z których Price jest najbardziej znany.

Pod względem tematycznym Misja Stone jest teatrem jednego aktora. Mimo że w ścieżce dźwiękowej funkcjonuje kilka różnych motywów, to jednak na pierwszy plan wysuwa się melodia przypisana głównej bohaterce. Jest ona na tyle uniwersalna, by dźwigać ciężar wątków szpiegowskich, stanowić fundament muzycznej akcji, a nawet wzmacniać emocjonalny przekaz widowiska. Jedynym problemem wydaje się kreatywność stojąca za tym motywem, a raczej jej brak. Przypomina on dziesiątki podobnych tworów, jakie powstawały w skojarzeniu z kinem szpiegowskim. Pod względem aranżacyjnym również nie ma co liczyć na przysłowiowe fajerwerki. Konstrukcja oprawy muzycznej Price’a jest poprawna do bólu.

Głównym środkiem muzycznego wyrazu jest więc orkiestra z mocno wyeksponowanymi instrumentami dętymi. Obowiązkowo musiały się również pojawić perkusjonalia oraz gitary, które ukryto w gąszczu innych elementów faktury. Na samym końcu (choć nie mniej ważna) pojawia się również elektronika. To ona wiedzie prym w scenach, gdzie budowany jest suspens lub zaliczamy krótki odpoczynek między kolejnymi sekwencjami akcji. Mimo oczywistego do bólu przebiegu tej kompozycji, trzeba przyznać, że w filmie taka kompilacja robi swoje. Ścieżka dźwiękowa jest jednym z najaktywniejszych elementów widowiska Harpera. Dobrze wpasowana, wyważona nastrojem i dynamiką, a miejscami nawet przebojowa. I co nie jest takie oczywiste we współczesnych standardach produkcyjnych – podłożona jest głośno i wyraźnie. A to pozwala docenić anonimowy w treści, ale spełniający swoje funkcje, temat przewodni.

Po tak budującym doświadczeniu zapewne niejeden miłośnik muzyki filmowej zechce zmierzyć się również z soundtrackiem, aby ocenić faktyczną przebojowość usłyszanego materiału muzycznego. Cóż, z dostępem do dowolnych fragmentów nie powinno być większego problemu, ponieważ odpowiedzialne za wydanie albumu Netflix Music, udostępniło niemalże całość materiału, jaki wybrzmiał w filmie Misja Stone. Półtoragodzinny soundtrack daleki jest jednak od miana przebojowego i bezproblemowego w odsłuchu.

Abstrahując od całkiem dużej ilości pozbawionego kręgosłupa melodycznego, materiału ilustracyjnego, należy podkreślić, że sposób oddziaływania motywu przewodniego w połączeniu z obrazem jest zupełnie inny niż na soundtracku. Co prawda bez wizualnego kontekstu melodia ta równie łatwo nawiązuje kontakt z odbiorcą, ale też równie szybko zaczyna nużyć swoimi nieustannymi powrotami. Natomiast muzyczna akcja podziela problem z jakimi borykają się ścieżki dźwiękowe do serii Szybcy i wściekli. Intensywne wypełnianie przestrzeni rockowo-symfonicznymi hybrydami jest dobrym rozwiązaniem na krótkie albumy, ale nie na półtoragodzinny zestaw, gdzie właściwie już po trzech kwadransach z niecierpliwością zaczynamy wyczekiwać końca. Takowy stoi pod znakiem piosenki Quiet obok której przechodzimy z obojętnością.

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że Misja Stone jest produktem jednorazowego użytku. Gigantyczny budżet poświęcony na produkcję rozmył się w gąszczu niewykorzystanych pomysłów na ten film. Pomysłów zabrakło również na zagospodarowanie przestrzeni zarezerwowanej muzyce. Choć w kwestiach technicznych wszystko jest tak, jak być powinno w gatunku kina szpiegowskiego, to jednak proponowana przez Stevena Price’a ilustracja nie odznacza się niczym specjalnym. Pozostaje więc uczucie lekkiego rozczarowania.

Najnowsze recenzje

Komentarze