Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ryuichi Sakamoto

Handmaid’s Tale, the (Opowieść podręcznej)

(1990)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 27-03-2019 r.

Na myśl o adaptacjach słynnej książki Opowieść podręcznej Margaret Artwood zapewne pierwszy do głowy przyjdzie nam serial z Elisabeth Moss w roli głównej, który stał się jednym z przebojów stacji HBO w 2017 roku. Mało kto już jednak pamięta, że w 1990 roku, a zatem zaledwie pięć lat po premierze powieści, wziął ją na warsztat Volker Schlöndorff. Film zdobył mieszane recenzje, przy czym nas oczywiście najbardziej interesować będzie ścieżka dźwiękowa, którą przygotował Ryuichi Sakamoto.

Dla Japończyka był to pierwszy filmowy projekt po Ostatnim cesarzu Bernardo Bertolucciego, który przyniósł mu jedynego jak dotąd Oscara. Opowieść podręcznej to jednak zgoła odmienny obraz. Przenosi on nas w przyszłość, do totalitarnego i teokratycznego państwa. Kate, główna bohaterka, po nieudanej probie ucieczki z kraju trafia do obozu, w którym kobiety przechodzą specjalne szkolenie, mające je przygotować do rodzenia dzieci mężczyznom z wyższych sfer.

Co być może nie będzie się podobać widzom dobrze znającym powieść lub serial emitowany u nas na HBO, Schlöndorff ewidentnie nie stara się budować świata przyszłości. W zasadzie gdyby nie prolog, który nakreśla rys fabularny, pewnie pomyślelibyśmy, że akcja filmu toczy się współcześnie, co prawda w jakimś fikcyjnym państwie, ale raczej w dzisiejszych czasach. Najpewniej właśnie to naprowadziło Sakamoto na głównie elektroniczną i eksperymentalną ścieżkę dźwiękową (pojawia się jeszcze od czasu do czasu fortepian). Muzyka miała zatem nadrobić to, czego nie jest w stanie zaoferować sfera wizualna obrazu. Niestety score Japończyka nie spełnia swojej funkcji. Powiem nawet więcej, wręcz przyczynia się do tego, że dziś produkcja Schlöndorffa, pomimo kilku znanych twarzy, wygląda na kino klasy B.

Problem tkwi zwłaszcza w syntezatorowym brzmieniu, które wypada wręcz niezwykle sucho, surowo, a patrząc z perspektywy czasu, także mocno przestarzale. Jałowa kolorystyka instrumentów elektronicznych bardzo rzuca się w uszy, czasem ma się wrażenie, jakby do filmu i na soundtrack trafiły jakieś dema przyszłych kompozycji. I tak też kreowanie futurystycznego świata za pomocą elektronicznych melodii i ambientowych, ponurych tekstur przynosi zupełnie odwrotny skutek. Gdy Sakamoto stara się budować muzykę dramatyczną i liryczną, to jeszcze nie jest tak źle, ale gdy schodzi na grunt suspensu (którego tu wcale niemało), a zwłaszcza muzyki akcji, to efekt jest naprawdę kiepski (punkt kulminacyjny prezentuje się fatalnie…). Żeby było jasne, sęk nie leży w samej idei, lecz w brzmieniu. Taki Łowca androidów Vangelisa, mimo że kilka lat starszy, do dziś po mistrzowsku przecież buduje świat przyszłości.

Pomimo tych bardzo krytycznych spostrzeżeń, muszę jednak napisać, że omawiana partytura ma w sobie jakiś potencjał. Możemy bowiem usłyszeć dwa motywy wiodące: jeden liryczny, drugi tajemniczy, budujący suspens, przy czym obydwa cechuje prostota i sugestywność. Do tego mamy kilka eksperymentów najbardziej zbliżonych do muzyki industrialnej (kłania się tutaj album Technodelic Yellow Magic Orchestra). Wszystkie te zabiegi rozbijają się jednak o mizerne i jałowe brzmienie syntezatorów.

Jakby tego było mało, ścieżka dźwiękowa została wydana na albumie w postaci dwóch suit. Suita to w rzeczywistości określenie trochę na wyrost, bo każda z nich składa się po prostu z kilku mniejszych utworów, które można by równie dobrze umieścić osobno. Nie muszę chyba tłumaczyć, że nastręcza to pewnych problemów, zwłaszcza komuś, kto chciałby wrócić do danej kompozycji. Alternatywą jest japońska edycja wytwórni Tokuma, zawierająca ten sam materiał, tyle że z normalnie podzielonymi kawałkami. Jest ona jednak dużo słabiej dostępna.

Zamiast zasłuchiwać się w tym wątpliwym jakościowo soundtracku, lepiej sięgnąć po urokliwą, pięciominutową suitę, którą Ryuichi Sakamoto grał podczas swojej trasy koncertowej w 1989 roku (a zatem jeszcze przed premierą filmu). Pokazuje ona, w którą stronę, przynajmniej częściowo, powinna zmierzać właściwa ścieżka dźwiękowa. Wiodącą rolę odgrywa tutaj emocjonalny fortepian, a syntezatory oddelegowane są do budowania klimatycznego, ambientowego tła. Niestety w takiej formie, w jakiej ta muzyka trafiła do filmu i na soundtrack, zwyczajnie nie da się jej ocenić pozytywnie.

Najnowsze recenzje

Komentarze