Joe Hisaishi

Hajime Ningen Gyators (First Human Giatrus)

(1974/1997)
Hajime Ningen Gyators (First Human Giatrus) - okładka
Dominik Chomiczewski | 30-06-2020 r.

Każda kariera ma swój początek. Joe Hisaishi zaczynał od anime Hajime Ningen Gyators , zrealizowanego w latach 1974-1976. To najstarszy projekt sygnowany nazwiskiem słynnego kompozytora. Było to 77-odcinkowe anime, które opowiadało o rodzinie jaskiniowców. Nie była to jednak kalka Flinstone’ów. Serial, choć nie unikający żartobliwych gagów, był adresowany do starszych widzów, zresztą bazował na mandze dla dorosłych. Warto zwrócić uwagę, że Hisaishi projekt ten zrealizował jeszcze pod swoim prawdziwym nazwiskiem – Mamoru Fujisawa. Znany dziś pseudonim artystyczny, będący japońską transkrypcją imienia i nazwiska Quincy’ego Jonesa, przyjął dopiero w drugiej połowie lat 70. Dla czytelności tekstu będę posługiwał się jednak późniejszym aliasem maestro.

Nad Hajime Ningen Gyators pracowało łącznie dwóch kompozytorów. Hiroshi Kayamatsu, gitarzysta i członek popularnego wówczas w Japonii zespołu rockowego The Spiders, napisał pięć piosenek. Natomiast Hisaishi, jako młodziutki i początkujący w branży muzyk, zaangażowany został do wykonania „czarnej roboty”, czyli muzyki ilustracyjnej (tak zwane „background music”, w skrócie „BGM”). W momencie premiery serialu zapewne nikt nie przypuszczał, że to właśnie ówcześnie 24-letni Japończyk stanie się jednym z najbardziej rozpoznawalnych kompozytorów z Kraju Kwitnącej Wiśni, całkowicie przyćmiewając dziś już zapomnianego Kayamatsu. Wypada jednak zwrócić uwagę, że panowie połączyli siły w przyszłości – rockman ćwierć wieku później zaśpiewa utwór Samishii, Samishii z image albumu ze Spirited Away: w krainie bogów.

Utwory obydwu artystów ujrzały światło dzienne pod postacią wydawnictwa złożonego z 10 utworów. Można powiedzieć, że nieco po macoszemu potraktowano materiał Hisaishiego, któremu poświęcimy resztę niniejszej recenzji. Jego ilustracyjne utwory instrumentalne zostały złączone w dwa kwadransowe bloki oznaczone wspomnianym określeniem BGM. Owe suity składają się łącznie z 25 około minutowych kompozycji, choć jak sugeruje ich dokładna tytulatura, na potrzeby serialu zarejestrowano co najmniej 100 fragmentów muzycznych. Mimo niedogodnej prezentacji album daje nam dość przejrzysty obraz pierwszej w karierze ścieżki dźwiękowej Hisaishiego.

Skomponowana przezeń muzyka daleka jest od stylu znanego z jego późniejszych dzieł. Utwory są kameralne, wykonywane często przez kilku muzyków, choć instrumentarium jest bardzo zróżnicowane – obok typowo orkiestrowych instrumentów pojawiają się m.in. organy Hammonda, syntezatory, ksylofon oraz klawesyn. Całość utrzymana jest w generalnie lekkim, sympatycznym, niemal sielskim tonie, dalekim jednak od nachalnego komizmu i ilustracyjności. Muzyka jest nieco figlarna i nawiązująca do rozmaitych gatunków, jak choćby pop i country. Szlifowanie aranżacyjnych zdolności bez wątpienia zaprocentuje w późniejszej karierze Japończyka, choć w Hajime Ningen Gyators ewidentnie brakuje mu w tej materii trochę odwagi i nonszalancji. Nie inaczej jest z melodyką. Do tego trudno mówić o jakiejś spójności – każdy fragment suity to w zasadzie osobna idea muzyczna. Wrażenie niejednorodności i eklektyzmu może jednak wynikać z selekcji obszernego materiału napisanego na potrzeby liczącego dwa sezony anime. Należy jednak zaznaczyć, że recenzowany score utrzymany jest w stylu dość typowym dla muzyki ilustracyjnej z ówczesnych animacji (zwłaszcza japońskich, ale nawet także i polskich).

Nie będę omawiał każdego z 25 utworów z osobna, niemniej warto wymienić przynajmniej kilka z nich. Na przykład w M-4 usłyszymy inspiracje kanonem Pachelbela, M-3 ozdobią westernowe smyczki (anonsowane przez solo waltorni, bardzo przypominające zresztą temat Mocy z Gwiezdnych Wojen), a w M-86 w roli głównej pojawi się latynoski bęben cuica. Charakterystyczna barwa tego instrumentu najczęściej kojarzy się ze śmiechem lub małpimi okrzykami. Co ciekawe, prawdopodobnie najsłynniejszym utworem z wykorzystaniem cuici jest… Soul Bossa Nova Quincy’ego Jonesa. Kto wie, być może już wtedy Hisaishi zafascynowany był tym artystą i nie jest to przypadkowa zbieżność. Pewną ciekawostką jest jeszcze ścieżka M-41. Jak wspomniałem wcześniej, muzyka z Hajime Ningen Gyators jest bardzo odmienna od późniejszych dokonań Hisaishiego, ale ten jedyny fragment przypomni nam jego słynne dzieła. Jest to bowiem zapowiedź materiału dla kotka Jijiego z Podniebnej poczty Kiki.

Nie będę nikogo oszukiwał – gdyby nie nazwisko Joe Hisaishigo i fakt, że był to jego pierwszy projekt w karierze, najpewniej nikt nie zainteresowałby się tą muzyką. Jednocześnie z wyżej wymienionych powodów trudno przejść obok tego projektu z całkowitą obojętnością. Nie jest to zresztą muzyka, która zasługuje na krytykę, bo w gruncie rzeczy jest przyjemna w obyciu, a do tego pokazuje aranżacyjną wszechstronność młodego Mamoru Fujisawy. Dla kolekcjonerów twórczości Japończyka może być to swoisty Święty Graal.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.