Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Nobuo Uematsu

Guin Saga

(2009)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 27-11-2020 r.

Akira Watabayashi, japoński reżyser i animator, w 2009 roku porwał się z motyką na słońce. Działając z polecania tokijskiej telewizji NHK, wziął na warsztat Guin Saga, popularną w Kraju Kwitnącej Wiśni franczyzę fantasy. Nie byłoby w tym nic szczególnie karkołomnego, gdyby nie to, że oryginalne dzieło Kaoru Kurimoto jest uznawane za najdłuższy w historii cykl literacki stworzony przez jednego autora. Japońska pisarka na przestrzeni 32 lat pracy nad Guin Saga wydała łącznie ponad 150 powieści osadzonych w tym świecie. Watabayashi otrzymał zadanie zrealizowania jednego sezonu złożonego z 26 odcinków, co też tożsame było z bardzo znaczącym okrojeniem materiału źródłowego. Animowany serial bazuje na pierwszych sześciu książkach z cyklu. Podobnie jak oryginał, skupia się na historii Guina, tajemniczego wojownika z maską lamparta, który stracił pamięć (notabene, pierwowzór Kinga z serii Tekken). Pewnego dnia napotyka na bliźnięta Remusa i Rindę, jedynych prawowitych dziedziców podbitego Królestwa Parros. Wkrótce wyruszają w długą wędrówkę.

Autorem muzyki do Guin Saga został nietypowy artysta – Nobuo Uematsu. Była to dla niego pierwsza okazja, aby stworzyć zupełnie od podstaw ścieżkę dźwiękową dla innego medium niż gra komputerowa. Jest to o tyle znaczące, że Japończyk nie podjął się pracy nawet przy licznych adaptacjach Final Fantasy (nie licząc Advent Children, gdzie zaadaptował na nowo swoje starsze utwory) oraz Blue Dragon. Decydenci z NHK wpadli pomysł, aby zaangażować Uematsu po tym, jak usłyszeli jego muzykę z gry Lost Oddysey. Kompozytor ochoczo przystał na propozycję, ale nie zamierzał stworzyć po prostu kolejnej odsłony „ostatniej fantazji”.

Uematsu, który znany jest z łączenia muzyki orkiestrowej z szeroko rozumianą muzyką rozrywkową (zwłaszcza rockową), podczas pisania ścieżki dźwiękowej do Guin Saga skupił się przede wszystkim na tej pierwszej sferze. Elementy etniczne i elektroniczne służą tu głównie za kolorystyczną domieszkę. Tym samym ze wszystkich dzieł Uematsu, Guin Saga najbliżej do klasycznego wizerunku symfonicznej ilustracji filmowej. Można zatem przyjąć, że formuła serialu osadzonego w realiach świata fantasy, w porównaniu do gier, niejako ograniczyła eksperymentatorskie zapędy i zmusiła Japończyka do bazowania na pewnych schematach ilustracyjnych.

Podobnie, jak w przypadku szóstej, siódmej i dziewiątej części Final Fantasy, tak i tym razem Uematsu postanowił zbudować score na lejtmotywach. Co nie powinno dziwić, za temat przewodni serialu można uznać temat głównego protagonisty, Guina, wspomnianego wojownika z lamparcią maską. Otrzymał on prosty, ale heroiczny i wpadający w ucho motyw, mnie osobiście kojarzący się z Year One in the North Michiru Oshimy. Pozostałe melodie dla poszczególnych postaci mają charakter głównie liryczny i utrzymane są często w stylu typowym dla Uematsu. Kłania się tu oczywiście seria Final Fantasy i charakterystyczna maniera. Ważną rolę odgrywa zwłaszcza temat Remusa, który poza dworskimi naleciałościami, wynikającymi z królewskiego pochodzenia tego bohatera, zwraca na siebie uwagę zbieżnością pierwszych nut z Terra’s Theme z FFVI. Z kolei temat Skari od strony etnicznych rytmizacji przypomni temat Red XIII z „siódemki”, a The Song of Janus’s Decision oparte jest na podobnej formule, co On Windy Meadows z napisanej mniej więcej w tym samym czasie muzyki z FFXIV. Nie wszystkie tematy są lejtmotywami. Niemniej także wśród nich znajdziemy małe perełki, które zadowolą niejednego miłośnika wysublimowanej muzyki lirycznej – należy wskazać zwłaszcza piękne Grand Opening – The Thread of Fate i Peace of the Chamber of the Mound. Inne mogą wypadać nieco bardziej odtwórczo, choć nadal całkiem urzekająco.

Rozliczne tematy sprawiają, że odsłuch dwupłytowego wydawnictwa mija zupełnie bezproblemowo. Ponadto na albumie wyróżniają się utwory akcji – Muscle! Muscle! Muscle! i Decisive Battle. Choć ograniczają one elementy orkiestrowe, to wciąż są bliskie stylowi Uematsu, tyle że jego bardziej rockowemu obliczu. Są tu więc drapieżne riffy na gitary elektryczne, jest intensywna perkusja. To kompozycje, które z całego soundtracku najbardziej nasuwają na myśl ścieżki dźwiękowe z Final Fantasy i albumy prowadzonego niegdyś przez Japończyka zespołu Black Mages. Zaskakuje natomiast mistyczny i podniosły utwór Visit, gdzie zastosowanie znalazły samplowane chóry i partie organów. Kompozycja nasuwa skojarzenia z twórczością Jean-Michela Jarre’a.

Książeczka dołączona do soundtracku podpowiada nam, że w sesji nagraniowej wzięły udział instrumenty akustyczne, niemniej część utworów posiada samplowane elementy. Dobrym przykładem jest heroiczne Victory, utwór doprawdy chwytliwy, ale brzmiący odrobinę plastikowo ze względu na nienaturalną barwę sampli sekcji dętej. Podobne problemy zdaje się też mieć gdzieniegdzie sekcja smyczkowa. Nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego partie na te same instrumenty w jednym utworze brzmią akustycznie, a w drugim elektronicznie, niemniej daje to niestety wrażenie, jakoby miejscami mielibyśmy mieć do czynienia z wersją demo. W realiach gier komputerowych takowe kontrowersje brzmieniowe mogłyby ujść płazem, natomiast w przypadku dużej fantastycznej opowieści dedykowanej srebrnemu ekranowi zdecydowanie mogą doskwierać. Gdy porównamy tę muzykę chociażby z powstałym w tym samym roku soundtrackiem z Full Metal Alchemist: Brotherhood Akiry Senju, to pod względem jakości nagrania wypada ona, przepraszam za kolokwializm, dość biednie.

Soundtrack z Guin Saga nie zaliczyłbym co prawda do najlepszych dokonań Nobuo Uematsu, niemniej to kolejna bogata melodycznie praca sygnowana jego nazwiskiem. Szkoda, że decydenci z NHK postanowi zakończyć emisję po pierwszym sezonie, bo kolejna seria tylko utwierdziłaby nas w przekonaniu, jak obszerną bazę lejtmotywów stworzył Japończyk. Gdyby tylko Guin Saga przemawiała bardziej soczystym, symfonicznym głosem, to nie zawahałbym się ani przez moment wystawić pełnej czwórki.

Najnowsze recenzje

Komentarze