Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Murphy

Guardians of the Galaxy Vol. 3 (Strażnicy Galaktyki: Volume 3)

(2023)
4,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 16-05-2023 r.

Marvel Studios średnio 2-3 razy do roku przypomina się kolejnymi komiksowymi superprodukcjami. Ostatnio z ich jakością jest dyskusyjnie. Czy najnowszy film tego studia zmienia ten trend?

Strażnicy Galaktyki to chyba jedna z najbardziej lubianych przez widzów komiksowych adaptacji. Idealna równowaga pomiędzy akcją, dramaturgią oraz humorem splata się ze świetnie skonstruowanymi dialogami oraz całą oprawą – od wizualnej po muzyczną. Za sukces tej serii odpowiedzialny jest James Gunn, który po kontrowersjach związanych z niefortunnymi wypowiedziami w mediach społecznościowych został odsunięty od realizacji trzeciej części Strażników. Władze Disneya poszły jednak po rozum do głowy i w końcu dały zielone światło. Całe szczęście, bo Strażnicy Galaktyki 3 mogą się okazać deską ratunkową dla tonącego statku, jakim jest ostatnio Kinowe Uniwersum Marvela. Widzowie, którzy śledzą losy tych bohaterów od początku (łącznie z ich wystąpieniami w filmach Avengers) będą mieli tu duże pole do zachwytów i wzruszeń. Wszak nie da się ukryć, że filmem tym kończymy pewną piękną historię pisaną przez prawie dekadę przez Jamesa Gunna. Spowite patosem, ale i smutną wymową widowisko ogląda się mimo wszystko bardzo dobrze. W dalszym ciągu seria ta bawi i dostarcza sporej porcji rozrywki. I choć można tu mieć obiekcje względem efektów specjalnych, które ostatnimi czasy w produkcjach Mervela nie zrywają przysłowiowych kapci z nóg, to jednak warto poświęcić te 2,5 godziny – choćby dla uczty, jaką zgotuje wszystkim melomanom warstwa muzyczna.

Tradycyjnie już twórca serii, James Gunn, starannie przygotował i zaaplikował do filmowego widowiska zestaw piosenek. Stanowią one jakby nieodzowną część fabuły, bo większość z nich jest po prostu odtwarzana przez głównych bohaterów podczas wykonywania pewnych czynności. Wyjątkowy flow integracji warstwy wizualnej z muzyczną nierzadko sprawia wrażenie starannie wyreżyserowanego teledysku, co w połączeniu z dynamiką akcji oraz świetnymi dialogami daje piorunującą mieszankę. Ale to przecież esencja wyjątkowego stylu Jamesa Gunna. Osobnym, ale bynajmniej nie mniej istotnym elementem jest tutaj muzyka ilustracyjna, którą na potrzeby trzeciej części Strażników Galaktyki napisał John Murphy. Dwie poprzednie zilustrował Tyler Bates, ale współpraca tego kompozytora z Jamesem Gunnem „rozjechała się” kilka lat temu i w sumie do tej pory nie wiadomo o co poszło. W każdym razie od tamtego momentu stałym współpracownikiem Gunna jest właśnie John Murphy kojarzony dotychczas z kultowym tematem do thrillera s-f W stronę słońca. Muzyką do trzeciej części Strażników nie odkrywa koła na nowo, ale sprawia, że widowisko Gunna staje się (przynajmniej w pewnej części) wyjątkowym i wzruszającym doświadczeniem.

Murphy wraca co prawda do tematyki stworzonej przez Batesa, ale bardzo niechętnie. W sumie nie ma ku temu większego powodu, gdyż drużyna herosów jest inną niż ta, którą obserwowaliśmy w poprzednich rozdziałach Strażników Galaktyki. Z przejściami, bagażem bolesnych wspomnień, ale i przekonaniem, że pomimo różnic są jedną wielką rodziną. Dlatego nawiązanie do tego patetycznego motywu w najmniej oczekiwanym momencie – bardzo ujmującej scenie finału – jest strzałem w dziesiątkę. Mimo wszystko kompozytor skupia się na tworzeniu nowych treści, co wpływa na szeroko pojętą jakość i funkcjonalność ścieżki dźwiękowej. W wielu scenach radzi sobie nawet z tym lepiej niż jego poprzednik. A może to zasługa samego Gunna, który w swoim obrazie wspina się na wyżyny swoich artystycznych możliwości?

Paradoksalnie najmniej fascynującym elementem filmowej ilustracji jest skonstruowana w mainstreamowym stylu, muzyczna akcja, angażująca symfoniczno-chóralne brzmienia. W niczym się ona nie różni od tysięcy wyprodukowanych w Fabryce Snów kompozycji. Uwagę zwracają natomiast subtelne, chóralne kawałki, które bardziej kojarzyć się mogą z muzyką sakralną niż hollywoodzkim blockbusterem. Przykładem jest utwór Mo Ergaste Forn ilustrujący scenę, w której Wielki Ewolucjonista opisuje swój zachwyt nad kulturowym dziedzictwem jednej z cywilizacji. Ciekawym jest fakt, że w miarę postępowania akcji melodia ta staje się motywem głównego antagonisty owładniętego obsesją stworzenia idealnego świata. I aby to osiągnąć nie waha się poświęcić wielu istnień. W sposób oczywisty rzutuje to na sposób wykonania tematu – w tym przypadku przybierającego apokaliptycznego wydźwięku. Tego typu brzmienia naznaczone pierwiastkiem duchowości zdecydowanie wychodzą poza ilustracyjną poprawność Tylera Batesa. Stają się rzeczywistością bohaterów wspominających bolesną przeszłość lub decydujących się na heroiczne czyny. Przykładem niech będzie patetyczny, ale piękny fragment zatytułowany Into the Ligot lub podobny w wymowie Dido’s Lament.

Takich trafiających w odbiorcę fragmentów jest na albumie z muzyką ilustracyjną wydanym nakładem Hollywood Records / Marvel Music, całkiem sporo. Godzinna playlista, to optymalny czas, by rozsmakować się w tym zestawie bez większego poczucia przesytu nadmiarem wzniosłych treści. Zresztą z takowymi starają się „walczyć” rozsiane po albumie, swobodniejsze w wymowie utwory. A przykładem niech będzie… muzyka z windy, jaką poruszali się bohaterowie po stacji Orgoscape.

Strażnicy Galaktyki 3 stanowią klamrę, którą Marvel domyka pewien rozdział swojej obszernej opowieści. Z drugiej strony jest to tylko kolejny etap tzw. 5 fazy Kinowego Uniwersum Marvela, choć moim zdaniem lepszy niż szumnie rozpoczynający ją Ant-Man i Osa: Kwantowania. Cieszy fakt, że za jakością widowiska podąża również jakość muzyczna. Wszyscy mieli poważne wątpliwości, czy wracający z branżowego zapomnienia John Murphy poradzi sobie z projektami podobnego kalibru. I choć startu w postaci Legionu samobójców nie nazwałbym najlepszym, to jednak w finalnym rozdziale przygód Strażników Galaktyki pokazał, że jest wartościowym twórcą. Czekamy zatem na więcej.

Najnowsze recenzje

Komentarze