Przypadek Klątwy powinien znaleźć się w podręczniku dla przyszłych adeptów filmowej produkcji, w rozdziale pod tytułem „Jak spektakularnie zmarnować potencjał serii”. Odpowiedzialnym za taki stan rzeczy jest przede wszystkim producent Sam Raimi, który nie chciał mącić wody i poszedł za sprawdzoną formułą pierwszego filmu. Natomiast stojący za kamerą ojciec serii, Takashi Shimizu, jak sam przyznał, skupił się głównie na eksponowaniu tajemnic tytułowej klątwy. Efektem tego jest okropnie niespójny sequel, gdzie fabuła funkcjonuje na słowo honoru, a gra aktorska przypomina standard z naszych rodzimych budżetowych seriali telewizyjnych. Nie jestem zresztą w tym przeświadczeniu odosobniony. Krytyka nie pozostawiła suchej nitki na wątpliwym dziele Shimizu miażdżąc je na niemalże każdej płaszczyźnie. Niewielu natomiast odważyło się skrytykować chyba jedyny sprawnie działający element produkcji – ilustrację muzyczną.
Zarówno bogate doświadczenie w kinie grozy, jak i dobra komitywa z producentem Samem Raimim niejako już na wstępie pchnęły Chtistophera Younga w zabójcze objęcia tego widowiska. Patrząc na to, co dzieje się na planie i jaki jest finalny efekt starań filmowców, kompozytor mógł pójść po linii najmniejszego oporu. Mógł podarować drugiej Klątwie cierpką tapetę, która absolutnie nie wymagałaby od jej autora większego wysiłku, a o jakiejkolwiek kreatywności w ogóle nie wspominając. Chritopher Young jest jednak kompozytorem bardzo przewrotnym. Wiele spośród jego najlepszych prac, to właśnie ilustracje do słabych lub wręcz tragicznych widowisk. Ścieżka dźwiękowa do Klątwy 2 nie jest może highlightem, ale z pewnością wpisuje się w szereg bardzo udanych partytur Amerykanina.
Ścieżka dźwiękowa do drugiej Klątwy, to zupełne zaprzeczenie kierunku, w jakim poszedł film Takashi Shimizu. To przykład, że sequel nie zawsze musi się koncentrować na odtwarzaniu wcześniej narzuconych idei i nie zawsze musi się to wiązać ze spadkiem szeroko pojętej jakości. W centrum partytury znalazł się oczywiście doskonale nam znany, kołysankowy temat z części pierwszej, który nabiera tutaj bardziej demonicznego wydźwięku. Obok niego pojawiają się dwie liryczne melodie nie szczędzące nam pogrzebowego tonu. A co poza tym? Poza tym cała masa fantazyjnych orkiestrowych aranży, zabaw instrumentarium, czy poddanymi obróbce efektami dźwiękowymi i wokalami. W fakturze przewija się również wschodnia etnika, której zdecydowanie zabrakło w oprawie muzycznej do pierwszej części filmu. Takowa, w połączeniu z kreatywnym zastosowaniem oddaliła potrzebę częstego posiłkowania się elektroniką. Z drugiej jednak strony nie możemy narzekać na brak ambientowych tekstur kreowanych tutaj na bazie brzmienia organicznego. Wszystko to sprawia, że muzyka Christophera Younga, mimo pewnych gatunkowych przynależności, idzie o krok dalej aniżeli statystyczne „straszydła”.
Co z tego, skoro film ostatecznie zmarnował wszystkie te starania. Muzyka została potraktowana przez montażystów jako funkcjonalne tło, czego przykładem może być czołówka, gdzie na pierwszy plan wysunięto efekty dźwiękowe. Kwestia spottingu również może budzić pewne wątpliwości. W przeciwieństwie bowiem do pierwszej części, w drugiej Klątwie rzadko kiedy rozstajemy się z muzyką. Poniekąd ma na to wpływ przesadne epatowanie scenami grozy, których ilość w bardzo krótkim czasie potrafi zrodzić uczucie przesytu W przypadku ilustracji będzie to po prostu zobojętnienie na jej działanie i treść. Gdzież bowiem w tym całym wizualno-efekciarskim sprzężeniu znaleźć moment na docenienie kompozytorskiego kunsztu?
Odpowiedzią na ten skrzywdzony wizerunek ilustracji Younga jest album soundtrackowy wydany nakładem Varese Sarabande. Po raz kolejny w nasze ręce trafia zestaw utworów, którego łączny czas trwania oscyluje wokół trzech kwadransów. W przeciwieństwie jednak do analogicznego tworu z pierwszej Klątwy, ten soundtrack ma prawo częściej gościć w repertuarze miłośników opraw muzycznych do filmów grozy.
Tym razem kompozytor oszczędził nam suitowej formy prezentacji. Utwory stanowią odrębną całość odwołując się do poszczególnych scen, których identyfikację utrudnia (po raz kolejny zresztą) enigmatyczna tytulatura tracków. Z rozpoznaniem otwierającego krążek Ju-On 2 bynajmniej nie będziemy mieli żadnego problemu. Charakterystyczny temat przewodni serii wykonany tutaj przez demonicznie brzmiący, męski chór, skutecznie podkręci atmosferę grozy. Dalej jest jeszcze lepiej. Oto bowiem następujący po nim Hitan zanurza nas w smutnej, depresyjnej wręcz melodii przypisanej jednej z głównych bohaterek. Warto nadmienić, że takie muzyczne interpretowanie postaci przez pryzmat ich późniejszego tragicznego losu, to bardzo osobliwa cecha warsztatu Younga. Cecha, która wraz z Egozrcymami Emily Rose i opisywaną tu ścieżką dźwiękową do Klątwy 2 rozgościła się na dobre w metodologii pracy amerykańskiego kompozytora.
Krótka wycieczka po tematyce kończy się na utworze Gishiki, gdzie dochodzimy do najbardziej interesującej płaszczyzny tej partytury. Budowanie atmosfery grozy odbywa się tu przy akompaniamencie żeńskich wokaliz, pojedynczo wyprowadzanych instrumentów i serii eksperymentów z efektami dźwiękowymi. Kompozytor nie od razu wytacza najcięższe działa. Pozwala działać wyobraźni widza i słuchacza na poziomie strachu przed nieznanym. Częstuje więc go pojedynczymi frazami osadzonymi na teksturze ambientowej. Dopiero w miarę upływu czasu ścieżka dźwiękowa nabiera charakterystycznego, herrmannowskiego wydźwięku, epatując piskliwymi smyczkami i serią dysonansów. Co ciekawe, podczas wyprowadzania tych klasycznych, horrorowych zagrywek, Christopher Young stara się nie tracić kontaktu z przynajmniej prowizoryczną etniką. Wyrazem tego są słyszane od czasu do czasu dźwięki shakuhachi i większa aniżeli zwykle aktywność instrumentów perkusyjnych.
Na szczęście utwory takie, jak Seme, Ritsuzen, czy Akuma nie kradną przestrzeni na zbyt długi czas. Dosyć często powracać będziemy zarówno do smutnej liryki, jak i subtelnego budowania atmosfery grozy. Pod tym względem ścieżka dźwiękowa do Klątwy 2 wydaje się bardziej zróżnicowana i zdecydowanie bardziej atrakcyjna dla słuchacza, aniżeli większość analogicznych prac. I choć konstrukcyjnie bardzo przypomina popełnioną rok wcześniej oprawę muzyczną do Egzorcyzmów Emily Rose, to samą formą prezentacji na albumie soundtrackowym wygrywa z konkurencją.
Na koniec dodam tylko, że album ze ścieżką dźwiękową do drugiej Klątwy był dla mnie swoistego rodzaju impulsem do powolnego, ale systematycznego zagłębiania się w muzykę do filmów grozy. Świetnie dobrany materiał o optymalnym czasie trwania świadczy, że wydawanie krążków do tego typu filmów ma jakiś sens. A i miłe są momenty zdziwienia, że całkiem anonimowa w filmie ilustracja jest w rzeczywistości bardzo interesującą pod względem koncepcyjnym i wykonawczym pracą. Mocna czwórka!
Inne recenzje z serii: