Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Good, the Bad and the Ugly, the (Dobry, zły i brzydki)

(1966/2004)
5,0
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 15-04-2007 r.

Niejakim paradoksem jest, że reżyserem, który w historii kina okazał się być najlepszym specjalistą od wydawałoby się typowo amerykańskiego gatunku filmowego, jakim jest western, był Włoch Sergio Leone. Jego słynne spaghetti-westerny rzecz jasna wyraźnie różniły się od westernów amerykańskich. Dziki Zachód u Leone był bardzo naturalistyczny i brutalny. Kowboje nie byli porządni, młodzi i przystojni jak np. Colorado z Rio Bravo, ale brudni, zmęczeni życiem (i brzydcy;). Leone do perfekcji opanował ukazywanie scen pojedynków, które choć przeciągane niemal w nieskończoność, nie nudziły. Żaden z tych wspaniałych filmów Włocha nie byłyby jednak tym czym jest, bez muzyki innego włoskiego mistrza – Ennio Morricone. Muzyki specyficznej, wyjątkowej, w której miast klasycznej orkiestry, dominują trąbki, gitary, grzechotki, męskie czy żeńskie wokale i charakterystyczne gwizdanie. Nie inaczej jest w przypadku partytury do najpopularniejszego i chyba najlepszego spaghetti-westernu Sergio Leone, czyli Dobrego, złego i brzydkiego.

Myślę, że większość czytelników film widziała i nikogo przekonywać nie muszę, że muzyka Morricone w połączeniu z obrazem brzmi po prostu fantastycznie. A jak jest na płycie? Uprzedzę fakty i od razu oznajmię, że także znakomicie! I to niezależnie od tego, którego wydania kompozycji Morricone słuchacie. A tych wydań różnych trochę było, aczkolwiek generalnie można je podzielić na wydania 11-utworowe, będące wznowieniami albumów z lat 60-tych, oraz rozszerzone, jak omawiane tutaj, 21-ścieżkowe, zawierające niemal godzinę muzyki.

Każde z wydań otwiera słynny motyw przewodni, absolutny klasyk westernowej muzyki, z charakterystycznym gwizdaniem i męskim wokalem stylizowanym na wycie kojota. Temat ten przewija się przez cały film, ale co dziwne, na wydaniu 11-utworowym już go więcej nie usłyszymy. Na całe szczęście na omawianej płycie błąd ten naprawiono i temat, w nieznacznie różnych aranżacjach, pojawia się jeszcze kilkukrotnie, aczkolwiek intensywniej w pierwszej części albumu. Kolejny track „Il Tramonto (The Sundown)” to ilustracyjna melodia na gitarę i smyczki w tle, która doskonale oddaje atmosferę sadyby położonej gdzieś na totalnym odludziu Dzikiego Zachodu. Co ciekawe, utwór ten został wykorzystany przez Quentina Tarantino w Kill Bill. Przechodzi on dość płynnie w następną, ścieżkę. Podobnie jak dwie kolejne, nie ma ona angielskiego tytułu, a to oznacza, że nie było jej w pierwotnym wydaniu. Akurat utwór ten, typowa muzyka ilustracyjna, należy do takich, bez których spokojnie można by się obejść.

Następny istotny (i świetny) temat przedstawia nam „Il Forte (The Strong)” – dość podniosły, zostanie powtórzony w innej aranżacji w „La Carozza Del Fantasmi (The Carriage Of The Spirits)”. Pomiędzy nimi obok powtórki głównego tematu usłyszymy bardzo ciekawy i klimatyczny, choć jednak typowo ilustracyjny utwór „Il Deserto (The Desert)”. Morricone bezbłędnie oddaje beznadziejność sytuacji w jakiej znalazł się Blondie, zmuszony przez Tuco do marszu przez gorącą pustynię. Powtarzający się tam mikro-temat na trąbkę i krótkie wejścia gitary, czy fletów dają wyobrażenie rozległej przestrzeni rozpalonych piasków. Warto zwrócić uwagę, że pomysł ten (flety) skopiuje w przyszłości James Horner w ilustracji do Aliens.

Na wydaniach bazujących na podstawowym materiale, kolejne ścieżki przedstawiały niemalże jeden temat (żołnierska elegia) w różnych aranżacjach. Wyraźnie widać z jakich fragmentów filmu muzykę pominięto. Nie mieliśmy tam bowiem ani materiału z wizyty bohaterów w misji, w której służył brat Tuco, ani ze spotkania w miasteczku i pojedynku z pomagierami Anielskookiego wśród armatnich salw. Co prawda nie każdy z dodanych na rozszerzonym albumie Capitolu fragmentów jest szczególnie ciekawy, ale przynajmniej rozdzielają one utwory z tematem elegii. Warto zwrócić uwagę na zupełnie „nowy”, znakomity temat, wygrywany na gitarze w utworze „Padre Ramirez”.

Dochodzimy wreszcie do dwóch ostatnich utworów, jednych z najlepszych na płycie i chyba w ogóle w karierze Morricone. Najpierw mamy „L’Estasi Dell’Oro (The Ecstasy of Gold)” w filmie będący muzyczną ilustracją sceny, w której Tuco biega po wojskowym cmentarzu szukając grobu, gdzie rzekomo ukryto złoto. Pełna takiej tytułowej ekstazy muzyka, podobnie jak bohater, raz przyspiesza, raz zwalnia, a raz wydawałoby się, że podobnie jak Tuco nad czymś duma. Album wieńczy inny znakomity fragment muzyczny. W „Il Triello (The Trio |Main Title|)” pełna napięcia muzyka wywołuje wrażenie nerwowego wyczekiwania. I nic dziwnego, bo to przecież ilustracja finałowej sceny pojedynku tytułowych bohaterów filmu a Morricone jak zwykle perfekcyjnie potrafił w niej oddać nastrój sytuacji. Na wydaniu Capitol utwór ten jest nieco dłuższy niż pierwotnie.

Film Dobry, zły i brzydki trwał mniej więcej 3 godziny, a nawet na albumie rozszerzonym mamy raptem 55 minut muzyki. Na pewno więc nawet to wydanie nie jest wydaniem „complete”, ale i bardzo dobrze. Bowiem momentami już tutaj możemy odczuwać pewnie przesyt zbędnego materiału. Z kolei wydanie podstawowe jest ewidentnie za krótkie, aczkolwiek praktycznie pozbawione jakiegokolwiek underscore, co poprawiać może i tak świetną słuchalność albumu. The Good, The Bad & The Ugly, mimo iż nie do końca oryginalna, gdyż Morricone sięga po rozwiązania sprawdzone we wcześniejszych westernach Leone (zwłaszcza w Za garść dolarów), to jednak wspaniała kompozycja, pełna niesamowitych tematów, będąca właściwie kwintesencją westernowych partytur Ennio Morricone. Album-klasyk właściwie dla każdego, w jakimkolwiek wydaniu. Fani filmu zdecydowanie powinni rozglądać się za opisanym tu, rozszerzonym.

Najnowsze recenzje

Komentarze