Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Tom Holkenborg

Godzilla vs. Kong

(2021)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 12-04-2021 r.

Ze wszystkich japońskich monster movie, King Kong vs. Godzilla z 1962 roku jest filmem szczególnym. Zestawienie dwóch bodaj najsłynniejszych kinowych potworów było z pewnością pomysłem gwarantującym sporo zainteresowania i emocji. Jednak ograniczone możliwości budżetowe i błędy realizacyjne sprawiły, że otrzymaliśmy fatalne widowisko, z którego pamięta się głównie dwóch aktorów przebranych w gumowe stroje i tarzających się po makietach miast. Co by jednak nie powiedzieć, film Ishiro Hondy uzyskał status kultowego i na stałe zapisał się w annałach filmowego kampu. Nie dziwne zatem, że wytwórnie Legendary Pictures i Warner Bros, które reaktywowały gatunek monster movie na gruncie kina hollywoodzkiego, szybko przypomniały sobie tym projekcie. Skoro w 2014 roku przywrócono do życia Godzillę, a w 2017 roku King Konga, tylko kwestią czasu było, gdy słynne potwory ponownie staną ze sobą w szranki. Odświeżona wersja w formie superprodukcji zadebiutowała w marcu 2021 roku.

Oryginalnemu filmowi można było wytykać wiele – reżyserię, aktorstwo, fabułę… Na wysokości zadania stanął chyba tylko Akira Ifukube, który na potrzeby obrazu napisał dwa nowe tematy – po jednym dla każdego z potworów. W tym miejscu warto wyjaśnić jedną kwestię. Basowy temat Godzilli, który na przestrzeni dekad stał się jego znakiem rozpoznawczym i być może jedną z najbardziej rozpoznawalnych melodii w dziejach kina, zadebiutował właśnie w King Kong vs. Godzilla, a nie w pierwszym filmie z 1954 roku. Wspominam o tym dlatego, że to właśnie do tej melodii postanowił się odnieść Tom Holkenborg, autor ścieżki dźwiękowej do hollywoodzkiego odpowiednika japońskiego klasyka kina klasy B.

Jego autorski temat Godzilli został zbudowany na sprawdzonym modelu Ifukube – wielkiemu jaszczurowi towarzyszy zatem gromki i ociężały motyw prowadzony w niskich rejestrach. Zastosowanie tej samej formuły jest jednak największą bolączką przygotowanej przez Holkenborga muzyki. Otrzymaliśmy bowiem marną podróbkę ikonicznej melodii, półprodukt. Bardziej pasowałby do filmu będącego pastiszem gatunku lub tanią imitacją w stylu studia Asylum, a nie do właściwego kontynuatora serii Monsterverse. Skoro i tak sięgnięto do źródeł, dziwię się, że nie rozważono ponownego skorzystania z oryginalnego tematu, tak jak to miało miejsce w nie tak dawnym przecież King of the Monsters. Bear McCreary wspominał, że pozyskanie praw do wykorzystania melodii Ifukube nie było łatwą procedurą, ale jak widać – nie niemożliwą. Z kolei sięgając pamięcią bardziej w przeszłość, Alexandre Desplat na potrzeby Godzilli Garetha Edwardsa nie małpował bezmyślnie Ifukube, a jego temat należy z pewnością do najbardziej udanych w gatunku. Podobnież skomponowana do Godzilli Rolanda Emmericha ścieżka dźwiękowa Davida Arnolda, której osobiście szczególnie nie cenię, mogła się przynajmniej pochwalić próbą zerwania z kanonem i podjęciem własnej wizji. Ani w przypadku Desplata, ani w przypadku Arnolda, w przeciwieństwie do obranej przez Holkenborga koncepcji, nie towarzyszy uczucie, jakoby mielibyśmy mieć do czynienia z atrapą lub popłuczynami po klasycznym wzorcu.

W nowym filmie rozczarowująco wypada również temat King Konga. Holkenborg napisał dla słynnej małpy trywialny motyw. Oczywiście, temat potwora nie musi być złożony, Udowodnił to chociażby kilkukrotnie wspomniany Ifukube, który często pisał krótkie motywy, działające podczas seansu w formie swoistych sygnałów alarmowych. Zresztą, potencjalnych wzorców nie trzeba szukać w dawnych partyturach. Wystarczy spojrzeć na skomponowany przez McCreary’ego temat Rodana. Mimo dość konwencjonalnej formy, charakterystyczne są tutaj przeszywające waltornie, które zdają się imitować ryki i wycia latającego potwora. Natomiast utwór Holkenborga jest tak generyczny, że – mówiąc pół żartem, pół serio – mógłby być tematem czegokolwiek. Zaprezentowanie go w formie rozbuchanych tąpnięć samplowanej orkiestry nie czyni go od razu sprawnym odzwierciedleniem monstrualnej bestii. Poza tym, podczas seansu i lektury soundtracku ze starcia tematów Godzilli i Konga to ten pierwszy wychodzi obronną ręką i częściej przykuwa uwagę odbiorcy.

Jako że Kong, w przeciwieństwie do Godzilli, nie jest jedynie destruktorem, jego sfera tematyczna jest na szczęście nieco szersza. Dzikie pochodzenie Konga i jego relacje z niemą dziewczynką otrzymało należycie funkcjonujące odzwierciedlenie w ścieżce dźwiękowej. Połączenie fletu, marimb i trybalnych perkusjonaliów wreszcie daje należyty efekt – ubarwia to partyturę o etniczną i liryczną komponentę. Stosunkowo przyzwoicie wypada również hymniczna wersja tematu Konga ze sceny z sali tronowej (końcówka Hollow Earth i The Throne). Wymienione w tym akapicie przykłady nie są pod kątem muzycznym niczym wybitnym lub odkrywczym, ale jak to mówią – na bezrybiu i rak ryba.

Niestety te kilka odrywających się od twórczego marazmu fragmentów ginie w ponad godzinnym materiale zaprezentowanym na albumie. Z racji charakteru filmu, gros ścieżki dźwiękowej to akcja i suspens. Holkenborg, autor świetnego i wybornie działającego podczas seansu Brothers in Arms z czwartego Mad Maxa, po raz kolejny pokazuje, że pomysły na dynamiczne kompozycje skończyły mu się bardzo szybko. Znów zostajemy rzuceni w wir niekończących się ostinat i pędzących donikąd perkusjonaliów, podrasowanych niekiedy elektroniką. Pojawiają się co prawda krótkie przypominajki w postaci wejść tematów Godzilli i Konga, ale to wciąż za mało, aby nie wymęczyć odbiorcy. Sporym problemem jest również zmasakrowane brzmienie sampli i orkiestry, co jednak nie pierwszy już raz doskwiera w pracach tego twórcy.

Nie nazwałbym soundtracku z Godzilla vs. Kong rozczarowaniem. Otrzymałem bowiem taką muzykę, jakiej mógłbym się spodziewać po Tomkie Holkenborgu i jego podejściu do blockbusterów. Dość błahą i próbującą mydlić oczy odbiorcy tanimi zagrywkami, a co najgorsza, nawet mimo kilku przebłysków, na dłuższą metę zwyczajnie nudną i nieciekawą. Pozostaje mieć nadzieję na inne nazwiska na stołkach kompozytorskich w kolejnych projektach spod znaku Monsterverse.

Najnowsze recenzje

Komentarze