Jak wiadomo, zanim Joe Hisaishi nawiązał współpracę ze Studiem Ghibli, pracował głównie na rzecz telewizji. Począwszy od 1974 roku zilustrował kilkanaście produkcji dedykowanych srebrnemu ekranowi, w tym wiele seriali anime. Jednak wraz z rosnącą pozycją w branży, zaczął coraz częściej pracować dla kina i filmu aktorskiego (co zapewne wiązało się z lepszymi zarobkami i teoretycznie większą swobodą twórczą). Ostatnim serialem anime, który umuzycznił Japończyk, było Futari Daka, 36-odcinkowa adaptacja mangi o rywalizacji pomiędzy dwoma motocyklistami wyścigowymi. Pilot serialu został wyemitowany we wrześniu 1984 roku, a zatem zaledwie kilka miesięcy po premierze Nausicii z Doliny Wiatru Hayao Miyazakiego.
Muzyka ukazała się na dwóch woluminach. Łącznie na rynek trafiło 41 utworów z Futari Daka, głównie muzyki ilustracyjnej, tak zwanego „background music” skomponowanego przez Hisaishiego. Na wydawnictwach znajdziemy również 6 piosenek autorstwa innych artystów. Kompozycje te, jak przystało na anime tamtego okresu, utrzymane są głównie w rockowych nurtach. Trudno jednak uznać, aby którakolwiek z nich zapadała na dłużej pamięć. A jak prezentuje się ścieżka dźwiękowa Hisaishiego?
Można powiedzieć, że podobnie jak piosenki, także i muzyczna ilustracja nie wychyla się poza ramy gatunkowe. Mimo że score ten powstał już po dwóch eksperymentalnych albumach studyjnych i kultowej Nausicee z Doliny Wiatru, Futari Daka nosi znamiona typowe dla wczesnego stylu Hisaishiego, pełnego nawiązań do muzyki popularnej i ówczesnych trendów. To kontynuacja stylu eksplorowanego w kilku wcześniejszych projektach, zwłaszcza w serialach Genesis Climber Mospeada i Galactic Wirlwind Sasuraiger, zupełnie odległa od artystycznych poszukiwań artystycznych poszukiwań, uskutecznianych pod skrzydłami Studia Ghibli.
Niemal każdy utwór prezentuje osobny i zupełnie nieilustracyjny wątek muzyczny. Wydawnictwo przyjmuje zatem kształt swoistego image albumu. Poszczególne utwory, tak jak w przywołanych w poprzednim akapicie serialach, utrzymane są głównie w nurtach popowych, synth-popowych, rockowych; znajdą się również elementy jazzu i disco. Ich fundamentem jest prosta melodyka i energetyczna rytmika – w zasadzie wiele z tych kompozycji mogłoby być równie dobrze instrumentalnymi wersjami piosenek. Skłamałbym jednak, gdybym napisał, że nie nadgryzł już je ząb czasu. Co tu dużo mówić, ta muzyka, choć przyjemnie sączy się z głośników, brzmi już dość przestarzale. Zresztą, tak samo jak i wiele innych prac Japończyka z tamtych lat.
Jak zatem widać, Futari Daka nie wyróżnia się pod względem warsztatowym. Pomijając ogólne zbieżności stylistyczne, zdarzają się tu nawet fragmenty jakby zaczerpnięte z wcześniejszych dzieł. Jeden z najfajniejszych utworów na omawianych albumach, Special Training, jest niczym więcej, jak pokłosiem Temtzin z Techno Police 21C, który z kolei bazował na One of These Days Pink Floyd. Natomiast wyróżniający się swoim cięższym tonem materiał suspensu, czyli utwory Tension i Flight, wywodzą się z eksperymentów brzmieniowych z Nausicii z Doliny Wiatru. Co ciekawe, drugi z tych utworów rozpoczyna się dźwiękiem pędzącego motocyklu – dokładnie taki sam zabieg znalazł zastosowanie później w Venus Wars, innym anime zilustrowanym przez Hisaishiego.
Futari Daka w pewien sposób zamyka wczesny okres twórczości Joe Hisaishiego. Wszak był to ostatni serial anime zilustrowany przez Japończyka (gatunek, który w istocie wprowadził go do branży), do tego był to jego ostatni score z anime tak silnie zakorzeniony w ówczesnych trendach gatunkowych. Sama muzyka buduje natomiast w domowym zaciszu przyjemny i szybko mijający odsłuch, niestety również względnie mało zaskakujący, a przy tym napisany – paradoksalnie, mimo kipiącej energetyki – jakby bez polotu. Nikogo poza najzagorzalszymi fanami Japończyka nie będę zatem przekonywał do sięgnięcia po te albumy.