Thomas Newman

Fried Green Tomatoes (Smażone, zielone pomidory)

(1992)
Fried Green Tomatoes (Smażone, zielone pomidory) - okładka
Tomek Rokita | 27-04-2007 r.

Pozycją, która tak naprawdę zwróciła uwagę świata na postać niezwykle utalentowanego syna Alfreda Newmana – Thomasa, była na początku lat 90-ych ścieżka dźwiękowa do kameralnego, bardzo dobrze przyjętego filmu pt. „Smażone, zielone pomidory”, na podstawie książki Fannie Flag. Film, którego bohaterkami były same kobiety, sentymentalnie przypominając czasy amerykańskiego południa lat 20-ych, wpłynął na specyficzny dobór elementów muzyki, którą na potrzeby obrazu Jona Avneta skomponował Thomas Newman. Kompozytor odwołuje się tutaj tak do elementów amerykańskiego folkloru muzycznego (rhythm & blues, gospel) jak i do wytwornego, w wielu momentach uroczego brzmienia orkiestrowego przypominając min. „Naiwniaka” Howarda Shore’a. Owa mieszanka oraz umiejętność pogodzenia tego wszystkiego ze sobą przez Newmana dały w rezultacie jedną z najlepszych jak na razie kompozycji na przestrzeni jego ciekawej kariery.

„Fried Green Tomatoes” to pozycja dość kameralna w brzmieniu. Usłyszymy tu dużo solowych partii na instrumenty drewniane (klarnet, obój) oraz tak charakterystyczne dla klimatów południowego USA gitary, harmonijki czy nawet mandolinę. Symfoniczna orkiestra nie sprawia wrażenia ogromnej, lecz przy swoim dość małym składzie potrafi wyrzucić z siebie mocne, intensywne emocje (partie na – oczywiście – sekcję smyczkową). Przeważająca jest tematyka oraz nostalgiczne, sentymentalne brzmienie. Do najciekawszych rozwiązań tematycznych należy z pewnością otwierające Ghost Train, bardzo dynamiczna, pełna świetnych rozwiązań instrumentacyjnych (piszczałki, gwizdek oraz perkusja wraz z fortepianem dające złudzenie nadjeżdżającego pociągu!) kompozycja, która z pewnością należy do najlepszych w dorobku Newmana. Wszystkiemu asystują gitara, banjo, pasjonujący wokal Marion Williams oraz bardzo ciekawie, przytłumienie wykorzystywane instrumenty dęte. Właściwie ten utwór definiuje całą ścieżkę dźwiękową, ale na szczęście znajdujemy tu pełno innych, bardzo ciekawych utworów i pomysłów.

Obok dynamicznego tematu z Ghost Train (powtarzanego w min. Night Baseball), mamy również optymistyczny, grany przeważnie przez solowe instrumenty, oraz odrealniony temat na harfę (Wallpaper), bazowany na źródłowym A Charge to Keep I Have. Ten pierwszy intonowany jest najczęściej, jednak ciekawszy wydaje się ten drugi, pełen pewnej realnej magii, snujących się powolnie emocji i wspomnień. Album skonstruowany jest podobnie jak większość pozycji w dyskografii Newmana – jako kompilacja krótkich fragmentów, z których każdy stanowi właściwie zamkniętą całość. Przy tematycznej dorodności w przypadku „Smażonych, zielonych pomidorów” oraz krótkim, przyswajalnym czasie grania – ma to niebagatelną rolę w odbiorze muzyki jako całości. Newman żongluje swoimi tematami i dość dobrze operuje emocjami. Po dynamicznym bluesie mamy czas na chwilę nostalgii, a w chwilę potem na optymistyczne, kojące momenty. Stylistycznie muzyka zachowuje pewne brzmienie, które autor będzie kontynuował w latach 90-ych, by wspomnieć pełnych spokoju „Skazanych na Shawshank” czy również skąpaną w połudiowo-amerykańskich klimatach „Zieloną milę”. Sam album kończy się również podobnie jak „Skazani”– inspirującym finałem.

Wspomniałem o Marion Williams, legendarnej, nie żyjącej już śpiewaczce gospelowej, którą poza użyczeniem swojego głosu w trzech oryginalnych utworach Newmana, można posłuchać jeszcze w dwóch innych, źródłowych, które zamieszczono na tym krążku. Pod kątem tzw. muzyki istniejącej, umieszczenie jej na płycie obok partytury oryginalnej, ma miejsce również na innych wydawnictwach kompozytora. Ekspresyjny gospel Williams nadaje muzyce szczególnej werwy i folkloru, która dobrze balansuje sentymentalizm Newmana. Największe jednak pole do popisu ma w utworze 3 oraz kapitalnym numerze Didn’t It Rain. Jeżeli nie przepadaliście albo nigdy nie interesował Was blues i gospel jako gatunki muzyczne per se, to na pewno ten stan rzeczy ulegnie zmianie po wysłuchaniu „Fried Green Tomatoes”. Nie często jest możliwość posłuchania takich gatunków muzycznych w muzyce filmowej (ostatnio chyba tylko „Klucz do koszmaru” Edwarda Shearmura), tym bardziej więc powinno to zaciekawić słuchacza. Gospelujemy razem: ”To the East!, to the West!, to the North!, to the South!, all day! all night! oooooooooooooo Lis-ten-to-the-Rain!(…)”.

„Smażone, zielone pomidory” posiadają wiele niezaprzeczalnych zalet. Może nie jest to jakieś arcydzieło muzyczne, lecz lekkość oddziaływania, swoboda z jaką Newman operuje różnymi środkami muzycznymi i jak je zgrabnie miesza każe patrzeć na tą pozycję jako jedną z najciekawszych, tym bardziej definiujących styl twórcy, pozycji poprzedniej dekady. Po tym filmie Newman pracował z Avnetem przy trzech kolejnych obrazach („Wojna”, „Namiętności”, „Fatalna namiętność”). Elegancka, wyważona klasyka oraz elementy, nazwijmy to folklorystyczne, przypominają choćby „Road to Perdition”, jednak „Pomidory” znacznie lepiej radzą sobie w kwestii słuchalności. Bardzo ciekawie jest również porównać tą pozycję „korespondencyjnie” do wydanego kilka lat później „The Spitfire Grill” Jamesa Hornera, zachowującego podobne brzmienie i instrumentację. Przy całej klasie pozycji Hornera, Newman jest po prostu ciekawszy i bardziej nowatorski. Gorąco polecam.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.