Free Guy to opowieść o mężczyźnie, który pewnego dnia odkrywa, że jest postacią w grze komputerowej. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że nie jest tam żadnym ważnym dla rozgrywki bohaterem, ale zwykłym tłem – niegrywalną postacią. Jak to się stało, że taki – w skrócie mówiąc – kawałek kodu komputerowego zyskuje świadomość? Wszystko dzięki dwójce genialnych programistów, którzy nie mając możliwości opublikowania swojej gry, decydują się sprzedać kod źródłowy pewnemu biznesmenowi. A ten tworzy na jego podstawie bezpardonową rozrywkę dla mas. No i właśnie ów ekscentryczny biznesmen staje się głównym problemem naszego bohatera. Bo jak się okazuje, ma on w planach wielką aktualizację gry, usuwającej przy okazji wszystko to, co funkcjonowało w świecie naszego bohatera. Brzmi nieco kuriozalnie? Może i tak, ale rozrywka jaką serwuje nam widowisko studia Fox, to czysta przyjemność z oglądania. Spora w tym zasługa wcielającego się w główną rolę Ryana Reynoldsa, który jak zwykle w komediowych filmach akcji dosłownie staje na głowie, aby zaciekawić i rozśmieszyć widza. Wrażenie robi również rozmach całej produkcji, w tym świetnie zrealizowana strona wizualna, co przy zaledwie stumilionowym budżecie nie jest w Hollywood standardem. W połączeniu z inteligentnymi wstawkami popkulturowymi otrzymujemy szalenie sympatyczny film, który jest w stanie porwać nie tylko miłośników gier komputerowych. Sam jestem tego żywym przykładem.
Do stworzenia ścieżki dźwiękowej zaangażowany został Christophe Beck – kompozytor coraz bardziej zaznaczający swoją obecność w głośnych hollywoodzkich produkcjach. Ma na swoim koncie kilka naprawdę imponujących prac, wśród których warto wspomnieć oprawy muzyczne do marvelowskich projektów: Ant-Man , czy WandaVision. Dobre relacje ze studiem Disneya będącym od niedawna właścicielem Foxa oraz historia współpracy z reżyserującym Free Guy, Shawnem Levym, otworzyła tu drogę do ilustrowania Free Guy. Jak wyszło?
Całkiem nieźle. Muzyka jaką stworzył Christophe Beck dobrze odnajduje się w obrazie, choć nie jest jego najważniejszym elementem. O prym pierwszeństwa próbują tu walczyć licznie dawkowane i wciskane do wielu scen montażowych piosenki. Ale to nie one przejmują ciężar dramaturgii, kiedy główny bohater zyskuje swoją świadomość. Dobrze wyważona pod względem podejmowanych środków oraz ilości serwowanego materiału muzyka, oprowadza widza po historii Guy’a bez przesadnego zwracania na siebie uwagi. Nie oznacza to, że ścieżka dźwiękowa nie okazuje swojego charakteru wtedy, kiedy trzeba. Temat przewodni stworzony na potrzeby filmu skutecznie radzi sobie z dźwiganiem epickich scen akcji naszpikowanych efektami specjalnymi oraz humorem. Beck w żaden sposób nie sprowadza tu swojej ilustracji na grunt kolejnego komicznego elementu widowiska. Wszystko co robi w zakresie dopowiadania filmowych wydarzeń wydaje się bardzo poważne. I tylko odpowiednio zachowane proporcje na linii orkiestra-elektronika sugerują dystans, z jakim muzyka podchodzi do wyczynów ekranowych bohaterów. Właśnie te umiejętnie zachowane proporcje sprawiają, że ścieżka dźwiękowa bardzo mocno zespolona jest z obrazem. Tak mocno iż w przeważającej części umyka świadomości odbiorcy. Skoro więc seans przebiega pod znakiem względnej obojętności widza na to, co wylewa się z głośników, jaka jest szansa, aby statystyczny odbiorca zainteresował się soundtrackiem?
Prawdę mówiąc, niewielka. Na pewno nie tym albumem, który eksponuje oryginalną ilustrację skomponowaną przez Christophe’a Becka. Większym powodzeniem zapewne cieszył się będzie krążek z piosenkami, gdzie wybrane utwory amerykańskiego kompozytora są tylko niezobowiązującym dodatkiem zamykającym tracklistę. W przypadku wielu słuchaczy takie rozwiązanie się sprawdzi, ale ci, którzy chcieliby zasmakować czegoś więcej, zmuszeni będą sięgnąć po alternatywne wydanie, na którym w niespełna trzech kwadransach przedstawiana jest większość skomponowanej na potrzeby filmu muzyki.
Mimo korzystnego czasu trwania nie można powiedzieć, że album wydany nakładem Fox Music porywa i zniewala. To co wydawało się wielką zaletą ścieżki dźwiękowej, czyli doskonała integracja z obrazem, tutaj jest głównym problemem, który odcina omawianą pracę od wielkiego zachwytu ze strony odbiorcy. Innym problemem jest brak względnego pomysłu na zagospodarowanie sfery melodycznej. Choć wprowadzone do partytury tematy na ogół się sprawdzają, to nie mają właściwości spajających muzyczną treść. Nie pozostają również w pamięci słuchacza na długo. Jedyne co pozostaje, to cieszyć się ciekawymi pomysłami na zestawianie ze sobą elektronicznych i orkiestrowych elementów soundtrackowej układanki. Ale i pod tym względem nie możemy mówić o wielkim zaskoczeniu. Wszystko to już mieliśmy okazję usłyszeć w wykonaniu Becka. Czy jest więc cokolwiek co będzie w stanie nas zachwycić podczas słuchania muzyki do Free Guy?
Obawiam się, że nie. Kompozycja Becka jest jedną z tych prac, które poza swoim miejscem docelowego przeznaczenia nie objawiają większej mocy sprawczej. Lepiej więc przekierować swoje siły i czas na doświadczenie filmowe, bo tu możemy zyskać najwięcej. Free Guy to w moim odczuciu najlepszy letni blockbuster, jaki udało mi się zobaczyć w roku 2021. Przednia, pełna humoru i akcji zabawa, przy której (w przeciwieństwie do soundtracku) nie sposób o jakąkolwiek chwilę znużenia.