Le foto proibite di una signora per bene, film z nurtu giallo w reżyserii Luciano Ercoliego, opowiada historię Minou, kobiety w średnim wieku. Jej mąż, Peter, dużo pracuje i jest ciągle nieobecny w domu. Pewnego dnia główna bohaterka zostaje zaatakowana przez tajemniczego człowieka, który twierdzi, że Peter jest w rzeczywistości mordercą. Mężczyzna zaczyna szantażować Minou – jeśli kobieta nie odda mu się, upubliczni dowody obwiniające Petera. W tej fabule musiał odnaleźć się Ennio Morricone.
Można by przypuszczać, że kolejny w dorobku włoskiego mistrza film giallo nie będzie dla niego źródłem weny twórczej. Nic bardziej mylnego. Morricone wielokrotnie pokazywał, że był w stanie wykrzesać z siebie wszystko, nawet ilustrując enty film w tym samym gatunku. Le foto… nie jest wyjątkiem od tej reguły. Zdaje się, że również Ercoli był zadowolony z finalnego efektu, bo muzyka Morricone obficie zdobi seans. Reżyser posługuje się utworami Maestro w sposób efektywny, ale niestety również dość łopatologiczny. Funkcjonalność ścieżki dźwiękowej sprowadza się w zasadzie do dwóch płaszczyzn. Nazwijmy je muzyką dramatyczną (ilustrującą szeroko rozumiane relacje pomiędzy bohaterami) i muzyką suspensu.
Muzykę dramatyczną budują dwa tematy. Temat pierwszy usłyszymy w utworze tytułowym. Jest to piosenka utrzymana w stylu dość typowym dla ówczesnego giallo; łączy elementy muzyki lounge i bossa-novy. Kompozycja punktuje chwytliwą melodią, latynoską zmysłowością oraz uwodzicielskim wokalem Eddy Dell’Orso. Temat drugi to Amore Come Dolore. Wiodąca melodia jest być może całkiem typowa, ale efekty aranżacyjne (zwłaszcza niezwykle charakterystyczny kontrapunkt w smyczkach) oraz emocjonalne zróżnicowanie (od wyciszenia i letargu, przez momenty suspensu, aż do chwil uniesienia) budują nastrój trudny do opisania słowami. Temat drugi pojawia się również w Quello Foto, który jest w istocie rozbudowaniem środkowego fragmentu Amore Come Dolore. Melodia jest tutaj stale repetowana na tle zmiennych w dynamice smyczków, szybkich pulsów fortepianu i upartego dźwięku perkusji, przypominającego pracę maszyny. Kompozycja, dzięki stale powtarzanym formułom i nietypowemu brzmieniu, jest niemal hipnotyzująca. Stanowi zresztą pewien pomost do muzyki suspensu.
Ta z kolei, jak w większości giallo, dała Morricone pole do modernistycznych eksperymentów. Włoch zestawia ze sobą rozmaite instrumenty: zwłaszcza gitary akustyczne, basowe, fortepian, klawesyn oraz instrumenty dęte drewniane i perkusyjne. Kolaże nie stronią od dysonansowych współbrzmień, a każdy z instrumentów i jego frazy niejako żyją własnym życiem. W ten sposób osiągany jest efekt kontrolowanego chaosu, a nawet muzycznej psychodelii. Wrażenie potęgowane jest dodatkowo przez elektroniczne i smyczkowe szelesty (niekiedy w postaci klasterów). Co ważne, pojawia się tu kilka „motywów”. Określenie to wziąłem celowo w cudzysłów, ponieważ nie są to melodie sensu stricto, niemniej nawet nieobyte w awangardowych rozwiązaniach ucho z pewnością wyłapie obecność tych drobnych sygnatur melodycznych. Najbardziej zwraca uwagę złożony z wielokrotnie powtarzanych nut motyw na gitarę, w brzmieniu ostry i piskliwy. Jego początek nieodparcie kojarzy mi się z pierwszymi taktami Boyd’s Journey Damona Albarna. Morricone stosuje również kilka motywów w formie zamierzenie drażniących ostinat.
Niewielkim urozmaiceniem recenzowanej ścieżki dźwiękowej są skomponowane przez Morricone utwory źródłowe – Allegretto Per Signora, Intermezzino Pop oraz Secondo Intermezzino Pop. Wszystkie z nich utrzymane są w stylu ówczesnej muzyki popularnej (w wersji instrumentalnej), a zatem mocno odróżniającym się od reszty materiału. Najciekawiej prezentuje się Secondo Intermezzino Pop, które dzięki rytmizacjom w typie bossa-novy koreluje z pierwszym tematem.
Recenzowany soundtrack to z pewnością jedna z ciekawszych pozycji Ennio Morricone z nurtu giallo. Poza utrzymanym w stylu bossa-novy tematem głównym, punktuje zjawiskowymi efektami aranżacyjnymi, pozwalającymi uzyskać psychodeliczny i hipnotyzujący nastrój. Jest to przy tym, rzecz jasna, muzyka wymagająca od słuchacza sporo samozaparcia i akceptacji modernistycznych środków wyrazu. Niemniej przy odrobinie cierpliwości jest w stanie zagwarantować kilka naprawdę niebanalnych i intrygujących doznań słuchowych. Polecam.