Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

For a Few Dollars More / A Fistfull of Dollars (Za kilka dolarów więcej/Za garść dolarów)

(1964/1965/1989)
5,0
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 21-07-2007 r.

Muzykę do westernów można podzielić na dwa zasadnicze typy. Pierwszym z nich są pełnoorkiestrowe partytury wzbogacane o elementy tzw. Americany czy meksykańskiego folku a osią takich kompozycji jest zazwyczaj przebojowy, napisany z rozmachem temat główny. W tej stylistyce napisano mnóstwo westernowych ścieżek dźwiękowych, a najbardziej pamiętanymi przedstawicielami tego nurtu pozostają chociażby Alfred Newman czy Elmer Bernstein a świetne motywy przewodnie z ich How the West Was Won i The Magnificent Seven to już wielkie klasyki muzyki, być może nie tylko filmowej. Jest jeszcze ten drugi typ muzyki do filmów o Dzikim Zachodzie, który tak naprawdę ma tylko jednego twórcę i jednego przedstawiciela. Mowa oczywiście o Ennio Morricone i jego partyturach do spaghetti-westernów, którego co prawda próbowano czasami naśladować, ale Włoch okazał się tutaj niepodrabialny. Dziś trąbka, gitara, werble, wokalizy Eddy Dell’Orso i gwizdanie chyba nawet bardziej kojarzą się w świadomości filmowego widza z westernem, niż wspomniany wcześniej pierwszy styl i to mimo, iż z tradycyjną muzyką Dzikiego Zachodu, kompozycje włoskiego maestro łączy bardzo niewiele.

Wszystko zaczęło się w roku 1964, kiedy to Morricone po raz pierwszy napisał partyturę do filmu Sergio Leone. Kompozytor miał już na koncie jedną westernową kompozycję, ale Duello nel Texas z roku 1963 to była muzyka bardziej w amerykańskim stylu, nawet z przebojową kowbojską piosenką, jakby żywcem wziętą z prac Dimitrija Tiomkina. Dopiero współpraca z nietuzinkowym reżyserem pozwoliła Morricone na rozwinięcie skrzydeł, na stworzenie zupełnie nowej jakości w westernowych partyturach. Spora tu zasługa Leone, który w swoich filmach stawiał na muzykę maestro, nierzadko dając jej opowiadać historię w miejsce zbędnych słów, czasami wręcz kręcąc dane sceny, czy montując je pod kompozycje napisaną przez Ennio. Za garść dolarów, od którego zaczęła się piękna współpraca i wielka kariera obu panów był hołdem złożonym… Akiro Kurosawie. Jest to bowiem westernowy remake sławetnej Straży przybocznej, który podobnie jak Siedmiu wspaniałych zamienia samurajów na rewolwerowców. Był to zarazem pierwszy z filmów Trylogii dolara, której bohaterem był grany przez Clinta Eastwooda (to był także start jego kariery) bezimienny kowboj, w wieńczącym cykl Dobrym, złym i brzydkim nazywany „Blondie”. To zresztą The Good, the Bad & the Ugly stał się swoistym apogeum muzyki z tej trylogii, najbardziej znaną kompozycją Morricone z najbardziej rozpoznawalnym tematem głównym, znanym nie tylko fanom muzyki filmowej. Dobry, zły i brzydki był tak dobry i bogaty we wspaniałe melodie, że niesłusznie zepchnął w cień dwie wcześniejsze partytury, z których przecież czerpał.

RCA muzykę z pierwszych dwóch odsłon dolarowej trylogii wydało razem i to na niespełna półgodzinnym albumie. Około kwadrans muzyki z każdej z części to trochę mało i sporo fragmentów na płycie się nie znalazło. Dotyczy to zwłaszcza aranżacji jednego z głównych motywów w przypadku zarówno For a Few Dollars More jak i A Fistfull of Dollars. Trochę dziwnie też ułożono samą muzykę na krążku, zaczynając od chronologicznie późniejszego Za kilka dolarów więcej, a ułożenie tych partytur we właściwej kolejności mogłoby ukazać jak Morricone rozwinął się od jednego do drugiego filmu i jak jego muzyka umocniłą swoje charakterystyczne cechy, najlepiej uwidocznione w nieobecnym na tej płycie Dobrym, złym i brzydkim. Aby zakończyć krytykę pod adresem wydawcy, dodam jeszcze iż jakoś dźwięku delikatnie mówiąc nie jest doskonała i można by pokusić się o lepszy mastering…

Zamieszczone na albumie kompozycje z obu filmów, mimo pewnych różnic opierają się na podobnym schemacie. W obu dziełach mamy dynamiczne, swawolne, wykorzystujące gwizdanie main titles, będące protoplastami słynnego tytułowego motywu z Dobrego, złego i brzydkiego. Co ciekawe, w obu przypadkach motywy te, choć rozpoczynały filmy, umieszczono na końcu listy utworów z danego obrazu (ścieżki 6 i 12). W obu też kompozycjach znajdziemy główny motyw dramatyczny pojawiający się zwłaszcza w scenach świetnie kręconych przez Leone pojedynków (ach, te zbliżenia twarzy bohaterów) i one to dla odmiany rozpoczynają zestawienie ścieżek z każdego z obrazów. To właśnie je miałem na myśli, kiedy wcześniej pisałem o brakach na albumie. Dotyczy to zwłaszcza części z Za garść dolarów, gdzie temat ów pojawia się jedynie aranżacji na trąbkę w Per Un Pugno Di Dollari oraz w krótkim fragmencie w L’inseguimento, choć przecież w obrazie pojawiał się w kluczowych scenach, zwłaszcza w tej drugiej, pięknej smyczkowo-wokalnej aranżacji. Także analogiczny motyw na trąbkę z Za kilka dolarów więcej boleśnie ograniczono praktycznie do wspaniałego La Resa dei Conti (jest jeszcze stonowana aranżacja na obój w Addio Colonnello), który zanim przejdzie do właściwego tematu, zaczyna się niewinną pozytywkową melodią, którą szybko zagłusza gitara, po chwili zastapiona organami i dopiero potem werble i trąbka zamanifestują nam, iż o to zbliża się finałowe rozstrzygnięcie filmu.

2+2=4. Cztery wspaniałe tematy na jednej krótkiej płycie, a to przecież nie wszystko. Tak bogatych tematycznie albumów nie spotyka się zbyt często. Nie można zapominać choćby o kapitalnym motywie z Il Vizzio D’uccidere, który naprzemiennie przechodzi ze smutnych aranżacji na obój w bardzo dynamiczne na smyczki, trąbki i perkusję; o niezwykle dynamicznym motywie konnego pościgu rozpisanego na jazzową niemal perkusję oraz męskie wokalizy w L’inseguimento; a także o niepokojącym motywie na smyczki, fortepian i bębny w La Reazione. To właśnie tematyczne bogactwo, połączone z oryginalnym, specyficznym stylem jaki na potrzeby Trylogii dolara (Once Upon a Time in the West jest już trochę inny) wykreował Ennio Morricone jest największym atutem tej płyty. Fakt, że wydawca się kompletnie nie postarał, brakuje wielu wspaniałych fragmentów a płyta, co rzadko piszę, jest zwyczajnie zbyt krótka jak na dwie tak świetne kompozycje i to wszystko powinno obniżać ocenę. Jednakże sama muzyka Morricone jest tak fantastyczna, że mimo wszelkich wad tego wydania końcowa nota jaką wystawiam, jest najwyższa. Jeśli podobała wam się jakakolwiek inna westernowa partytura włoskiego kompozytora, to wobec tych dwóch tym bardziej nie możecie przejść obojętnie. To wielkie klasyki, które ukształtowały charakterystyczny westernowy muzyczny język Morricone.

Najnowsze recenzje

Komentarze