Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Blake Neely

Flash, the (season 1)

(2015)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 20-11-2015 r.

Twórcy widowisk o superbohaterach nie mają łatwo. Stale rosnące wymagania widowni zmuszają ich do jeszcze bardziej wytężonej pracy, a przecież konkurencja nie śpi. W przypadku projektu ukierunkowanego na małe ekrany zadanie wydaje się tym bardziej trudne, bo na niekorzyść działają ciasny zazwyczaj budżet oraz ograniczony czas na realizację. Ratunkiem może się więc wydawać świetnie rozpisana fabuła rozciągająca pewną historię na kilka odcinków bądź też sezonów. Są jednak seriale, których rozrywkowy charakter każe z przymrużeniem okaz patrzeć na pewne niedociągnięcia fabularno-realizacyjne. I jednym z takowych periodyków jest The Flash – reboot kultowego obrazu o szybkim jak błyskawica człowieku. Wypadek w Star Labs, który powołał do życia dziesiątki „Metaludzi” zagrażających mieszkańcom Central City, to idealne pole do działania dla tytułowego bohatera. Oczywiście w serialu od stacji CW (Arrow, Supernatural) nie brakuje również wielu fabularnych twistów i cliffhangerów, które zaowocowały porywającym, dobrym widowiskiem kontynuowanym w dalszych sezonach.

Całkiem dobrą rozrywką może się również okazać ścieżka dźwiękowa do tego periodyku. Ścieżka, której pomysłodawcą i głównym wykonawcą jest Blake Neely. Pracujący od ponad dwóch lat nad oprawą muzyczną do pokrewnego serialu Arrow, a mając do dyspozycji minimum środków (bo tylko domowe studio) zdołał wypracować świetną formułę, która sprawdziła się w tym emocjonującym widowisku. O ile jednak Arrow był serialem mrocznym, ale nie do końca oderwanym od rzeczywistości, o tyle The Flash proponował nam już zupełnie co innego. Przede wszystkim więcej luzu wśród ekipy skupiającej się wokół tytułowego bohatera, ale z drugiej strony serial przepełniony miał być elementami fantastyki – czasami nawet ocierającymi się o granice absurdu. Sama postać Człowieka-Błyskawicy wymagała już nieco innego podejścia aniżeli do pochłoniętego mrokami przeszłości Olivera Queena. Mocny patetyczny temat, przerzucenie ciężaru wykonawczego na instrumenty orkiestrowe i zwiększenie palety stylistycznych barw – to tylko niektóre problemy, z którymi kompozytor musiał się zmierzyć już na starcie. Zwłaszcza w obliczu ograniczonych możliwości, tudzież skromnego budżetu pozwalającego na pracę tylko w domowym zaciszu.

O tych ograniczeniach dowiedziałem się dopiero po pewnym czasie – gdy już na dobre zakochałem się w ścieżce dźwiękowej do Flasha. Zresztą nie sposób się było nie zakochać. Kto obejrzał premierowy odcinek, ten doskonale wie, że już pierwsze sekundy stawiają przed nami świetnie wpasowaną w sferę wizualną, porywającą i dynamiczną fanfarę. Tek pięknie zaprezentowany temat główny ściele grunt pod jeszcze bardziej emocjonującą muzykę akcji dalszej części widowiska. I co tu dużo mówić. Pod tym względem Flash zdecydowanie wygrywa z łucznikiem ze Starling City. Jasne, nie ustrzegamy się pokutujących w branży standardów opierania rytmiki na ostinatach – łączenia energicznych szarpnięć smyczków z elektroniczną podstawą rytmiczną – ale w opisywanej rzeczywistości filmowej sprawuje się to dobrze. Premierowy odcinek był w tej materii wyjątkowy, bo widać było bardzo duże zaangażowanie kompozytora w kreowaniu muzycznego świata. Oczywiście im dłużej nad tym siedział, tym bardziej entuzjazm i siła oddziaływania nieco się ulatniały. Czy zatem ilustracja straciła na swojej wartości pod koniec sezonu? Bynajmniej. Wraz z pojawieniem się nowych złoczyńców nie mogliśmy też narzekać i na brak emocji. Fakt, troszkę po macoszemu potraktowana została liryka ilustrująca miłosne rozterki głównych bohaterów, ale pod względem funkcjonalnym niewiele można było jej zarzucić. Niezwykle ważne w urozmaicaniu palety tematyczno-stylistycznej były liczne crossovery z równocześnie emitowanym trzecim sezonem Arrow. Wynikły z tego dwuodcinkowy specjał odcisnął swoje mocne piętno na ścieżce dźwiękowej.


O muzycznych efektach tej konsolidacji wspominałem już przy okazji recenzji okolicznościowej ścieżki dźwiękowej zawierającej wybrane fragmenty z dwugodzinnego eventu The Flash vs. Arrow. Wydany nakładem WaterTower Music cyfrowy soundtrack był nie tylko fajną pamiątką po dobrze funkcjonującej w obrazie ilustracji, ale też doskonałą wykładnią tematyczną obu periodyków. Można więc było śmiało wypatrywać na horyzoncie jakiegoś bardziej obszernego krążka skupionego głównie wokół muzyki z serialu The Flash. Tym bardziej, że od dwóch lat podobną praktykę stosowała wytwórnia La-La Land Records względem Arrow. Pierwsze zapowiedzi albumu ostudziły jednak ten entuzjazm.

Gdy w moje ręce trafił dwupłytowy soundtrack, od razu na myśl przyszły mi statystyczne twory Beara McCreary’ego, który chyba za punkt honoru obrał sobie zaprezentowanie każdej skomponowanej przez siebie nuty. I o ile większość z nich to świetnie brzmiące, zaskakująco autonomiczne twory, to w przypadku muzyki Blake Neely można było mieć pewne obiekcje. Raz, że większość muzyki bazuje na elektronicznych bankach brzmień, a dwa, że już nawet wspomniany wyżej The Flash vs Arrow miał gorsze momenty sprowadzające ilustrację Amerykanina do miana zwykłego telewizyjnego rzemiosła. Jak zatem miało to zafunkcjonować w obszernym, ponad 135-minutowym wydawnictwie?

Pocieszeniem wydaje się fakt, że pierwszy krążek skupia się na highlightach całego sezonu, podczas gdy drugi oddaje się pedantycznemu cytowaniu ilustracji do pierwszego odcinka specjału The Flash vs Arrow (niestety, by posłuchać muzyki do drugiego epizodu trzeba się zaopatrzyć w analogiczne wydanie ścieżki dźwiękowej do trzeciej serii Arrow). Pozostałą przestrzeń dysku zagospodarowano na utwory bonusowe, tudzież mniej atrakcyjne, raczej nic nie wnoszące do zestawu tematycznego, ale czasami miłe dla ucha fragmenty. Jak zatem nie trudno się domyśleć, najczęściej eksploatowanym krążkiem będzie ten pierwszy.

Proponowane tam 75 minut muzyki w zupełności wyczerpuje potencjał ilustracji, choć zapewne niejeden odbiorca poczuje się przytłoczony nadmiarem stale repetowanej treści. Nie ma w tym nic dziwnego, bo poza wspaniałym tematem przewodnim nie funkcjonuje tu większe zróżnicowanie melodyczne. Pewnego rodzaju równoważnią spróbuje być ciepły, rodzinny motyw, który pojawiał się będzie najczęściej w obliczu emocjonalnych konfliktów młodego Barry’ego zakochanego w Iris (Best Friends Since Childhood, Second Chance). Podobne uczucia towarzyszyły będą trudnym spotkaniom z niesłusznie osadzonym w więzieniu ojcem (Fate Of My Dad, Proud Of You) i jeżeli chodzi o stronę funkcjonalną, to nie można tym fragmentom absolutnie nic zarzucić. Na krążku traktowane są również jako pewnego rodzaju antrakt pomiędzy kolejnymi elementami akcji. A takowych jest w ścieżce dźwiękowej do Flasha niemało. I to one w większej mierze skupiają uwagę statystycznego odbiorcy.

Ze przyciągnięciem uwagi nie będzie miał problemu otwierający pierwszą płytę (jak i cały serial) The Fastest Man Alive / Always Late. Jak już wspomniałem wyżej, jest to wykładnia tematyki tytułowego superbohatera. Melodia ta będzie później odmieniana przez wiele muzycznych przypadków, ot chociażby przy większym zaangażowaniu elektroniki, gdy na horyzoncie pojawi się główny antagonista – Reverse Flash. Swoistego rodzaju wizytówką epickiego konfliktu tych dwóch sprinterów jest utwór I Have To Try łączący patetyczną wymowę motywu przewodniego z dynamicznymi samplami determinowanymi obecnością groźnego przeciwnika. Im bardziej zagłębiamy się w treść soundtracku, tym częściej do głosu dochodzić będą pulsujące sample skojarzone z Reverse’m. Swoją drogą jest to jedno z najciekawszych rozwiązań ilustracyjnych Flasha. Nakładając na strukturę aranżacyjną rzeczone sample, kompozytor wyeliminował tym samym potrzebę tworzenia osobnej melodii. Idealnym odzwierciedleniem tego stanu rzeczy jest utwór Catch Me If You Can czy chociażby bonusowo załączony do wydania The Man In The Yellow Suit.



Jeżeli więc już o łotrach mówimy, to warto odnieść się do utworów bezpośrednio nawiązujących do ich „działalności”. I tutaj na uwagę zasługuje apokaliptyczny, skonstruowany na bazie marszu, Metahumans. Niestety nie na każdej płaszczyźnie kompozytor radzi sobie równie skutecznie. Zupełnie nie rozumiem natomiast tak trywialnie potraktowanego łotra o wymownym aliasie Captain Cold. Na płycie znajdziemy kilka utworów nawiązujących do tej postaci (m.in. Captain Cold, Cold Wants To Know His Name) i żaden z nich nie potrafi się wyrwać z ciasnych ram ilustracyjności. Całe szczęście funkcjonuje tutaj cały szereg innych fragmentów akcji, o których na pewno nie można powiedzieć, że są nudne. Obok takich highlightów, jak Called Some Friends for Help i Closing the Wormhole z finałowego odcinka pierwszego sezonu, mamy przecież ilustrację z crossovera, gdzie na planie spotykają się Flash i Arrow. O najciekawszych fragmentach tego specjału wspominałem w recenzji okolicznościowego wydania ścieżki dźwiękowej. Nawet wertując bonusowy materiał domykający drugi krążek soundtracku od La-Li możemy nadziać się na utwory całkiem przyjemne dla ucha, choć nie odkrywające nowych kart tematycznych. Do grona takowych zaliczyć możemy Saving Innocent People, Super Collider bądź też A New Name. Dosyć ciekawą hybrydą jest też Grodd Mind Control, gdzie niepokój miesza się z grozą przy świetnym udziale charakterystycznych dla Reverse’a sampli.

W całościowym ujęciu mamy więc całkiem dobrze skonstruowany materiał, który ma ambicje, by zaistnieć w świadomości odbiorcy. Mimo niekiedy kaleczącego uszy wykonania (głównie na podstawie banków brzmień stacji roboczej kompozytora) należy docenić duży „flow” jaki emanuje z tej muzyki. Jeżeli miałbym jakieś uwagi, to głównie pod adresem wydawców, którzy tak monstrualnym soundtrackiem mogą już na starcie skutecznie zniechęcić potencjalnego odbiorcę. To samo tyczy się analogicznego wydania do trzeciego sezonu Arrow. Rozumiem, że są to pozycje kierowane głównie do miłośników serialu, ale i kolekcjonerów dla których ów wydawnictwo będzie tylko kolejnym wolumenem zbiorów. Bo jeżeli chodzi o kwestie szeroko rozumianej słuchalności, to na chwilę obecną niewątpliwym faworytem jest wydany rok wcześniej cyfrowy soundtrack z dwugodzinnego crossovera. To tam znajdziemy wszystko, co ma do zaoferowania (na chwilę obecną) muzyczne uniwersum obu superbohaterów.


Inne recenzje z serii:

  • The Flash vs. Arrow
  • The Flash (season 2)
  • DC’s Legends of Tomorrow
  • Supergirl
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze