Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Philippe Sarde

Fille de d’Artagnan, la (Córka d’Artagnana)

(1994)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 17-06-2007 r.

Obecnie francuscy filmowcy kręcąc blockbustery nie odstają już w swoich obrazach od Hollywoodu pod względem rozmachu czy widowiskowości. Jednak jeszcze w 1994 r. kiedy Bertrand Tavernier podjął średnio udaną próbę reaktywacji na rodzimym gruncie kina spod znaku płaszcza i szpady w filmie Córka d’Artagnana różnice między kinem francuskim a amerykańskim były aż nadto widoczne. Jednak niewielkie powodzenie projektu Taverniera to nie tylko wina mało efektownej realizacji ale i średniego scenariusza (nieco toporna intryga) oraz nieprzekonującego komizmu – bohaterowie chyba próbują być zabawni, ale nieszczególnie im się to udaje. Córce d’Artagnana nie można wszakże odmówić dwóch rzeczy: urodziwej tytułowej bohaterki (w tej roli piękna Sophie Marceau, która nawet w tym filmie pokazuje to i owo) oraz niebanalnej oprawy muzycznej autorstwa wieloletniego współpracownika Taverniera – Philippe’a Sarde’a.

Sarde, o którym reżyser Georges Lautner powiedział, iż to prawdziwy muzyczny kameleon, potrafiący jak mało kto zmieniać muzyczny styl, w zależności od potrzeby filmu, tym razem również napisał ścieżkę ewidentnie powiązaną stylistyczne z czasem i miejscem akcji obrazu. Jak mówi sam kompozytor, wraz z reżyserem doszedł do wniosku, by zrezygnować z klasycznej w tego typu przygodowych obrazach „neo-hollywoodzkiej” partytury wzorowanej na dziełach Ericha Wolfganga Korngolda. W zamian Sarde musiał stworzyć kompozycję, która odda klimat Francji Ludwika XIV, a jednocześnie będzie miała w sobie wystarczająco dynamiki oraz humoru, a poza tym także coś z nowoczesności. Kompozytor rozpisał więc score na dwie barokowe orkiestry (w składzie których znalazły się m.in. harfa, fagot oraz sakshorn), organy, cztery różne perkusje wywodzące się z różnych muzycznych kręgów kulturowych, a także mieszany chór. Ta nietypowa mieszanka przyniosła zaskakująco udane rezultaty w postaci oryginalnego, niebanalnego a jednocześnie bardzo melodyjnego score.

Jego całość opiera się zasadniczo na dwóch głównych tematach, dość często przywoływanych na albumie przez Sarde’a, w różnorakich aranżacjach. Pierwszy przywita słuchaczy już w otwierającym krążek Ave Maria, w którym po krótkiej barokowej przygrywce, usłyszymy zaskakujący mix akustycznej perkusji oraz chóru śpiewającego w łacinie religijną pieśń. W pewnym momencie kompozytor wplata w to jeszcze przygrywkę podobną do tej z początku tracku. Efekt jest fantastyczny! Podobnie zresztą, jak w przypadku drugiego tematu w utworze La fille de d’Artagnan, stylistycznie przypominającym pierwszy, z tą różnicą, że tutaj Sarde nie sięga po religijny chór, zadowalając się energetycznym połączeniem barokowej orkiestry z perkusjonaliami. W niektórych z późniejszych aranżacji tych dwóch tematów, a także wszelakich pomniejszych rozwiązań melodycznych, Sarde nie wykorzystuje perkusji, w efekcie czego nadaje tym melodiom klasyczny barokowy charakter. Zdarza się też, że sięga po chór śpiewający tylko w akompaniamencie organów (Te Deum I), przez co otrzymujemy coś na kształt kościelnych pieśni.

Całość materiału zgromadzonego na albumie wydanym przez Sony Classical, to jeden z najatrakcyjniejszych dla słuchaczy soundtracków Philippe’a Sarde’a. Właściwie jedyne czego można by się przyczepić to drobna monotonia, wynikająca z powtarzania głównych tematów. Poza tym score prezentuje się bardzo dobrze, być może nawet nieco lepiej niż w filmie, gdzie wykorzystywany był trochę zbyt rzadko. Świetnie ilustrował pokazywane w dalekim planie ujęcia wędrujących konno bohaterów, ale już ewidentnie brakowało muzyki w scenach pojedynków. Trudno orzec, czy akurat taka stylistyka, jaką przyjął Sarde, by do takowych fragmentów filmu pasowała, ale bez wątpienia pozbawione muzycznej ilustracji w filmie Taverniera walki na szpady prezentują się bardzo statycznie i nieciekawie. Tak czy inaczej, La fille de d’Artagnan to płyta, którą mocno polecam miłośnikom muzyki filmowej, otwartym na nowe, bardzo nie-hollywoodzkie, rozwiązania stylistyczne, którym nie straszne modernistyczne eksperymenty Sarde’a z klasycznymi melodiami i harmoniami, który zresztą nigdy od takowych nie stronił. Blisko godzina świetnej, niebanalnej muzycznej rozrywki.

Najnowsze recenzje

Komentarze