Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Brian Tyler

Fast X (Szybcy i wściekli 10)

(2023)
2,6
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 07-06-2023 r.

Najszybsza saga Hollywood o grupie kryminalistów udających rodzinę znów powraca. Czyli Szybcy i wściekli po raz 10 i nie ostatni… A może jednak?

O czym jest seria? Myślę, że nie trzeba się wysilać przesadnymi opisami, bo szumu wokół niej jest więcej niż to warte. Nie zawsze ten szum jest pozytywny w wydźwięku, ale nie ulega wątpliwości, że przekłada się to na konkretne zyski dla producentów. I choć tym razem oczekiwania decydentów były zdecydowanie większe niż faktyczne wyniki sprzedaży biletów, to chcąc nie chcąc kolejna część przygód Toretto i jego przyszywanej rodziny zostanie zrealizowana. W końcu film Louisa Leterriera zostawia widza z cliffhangerem godnym drugiej części Matrixa. Stopień nieprawdopodobieństwa podziwianych tam treści także jest zbliżony. Od dawna bowiem seria ta systematycznie odrywa się od jakiejkolwiek logiki, a miejsce sensownie skonstruowanej fabuły zastępują kolejne spektakularne sekwencje akcji. Najbardziej boli jednak oglądanie drewnianego aktorstwa wcielającego się w główną rolę Diesela. I gdyby nie świetna kreacja Jasona Momoa prawdopodobnie nic z seansu Fast X bym nie wyniósł poza wypełnionym popcornem i colą brzuchem.

Fastfoodowy charakter serii Szybcy i wściekli przekłada się również na warstwę muzyczną, która od początku stara się mieszać ze sobą świat popularnych brzmień z epicką, symfoniczną akcją. Te dwie przestrzenie w bardzo klarowny i całkiem przyjemny sposób od lat łączył ze sobą amerykański kompozytor, Brian Tyler. Fast X jest dla niego już siódmym podejściem do tej serii. I trzeba przyznać, że jak na mało sprzyjające warunki filmowe (kiepska fabuła i ogrom efektów dźwiękowych), wychodzi z tego zadania obronną ręką.

Rzecz jasna nie muzyka ilustracyjna odgrywa pierwszorzędną rolę w widowiskach takich jak Szybcy i wściekli 10. Piosenki z pogranicza hip-hopu i R’n’B idealnie odnajdują się w teledyskowo zmontowanych sekwencjach ulicznych pościgów lub prezentacji egzotycznych lokacji, w jakich działają nasi bohaterowie. Można jednak odnieść wrażenie, że taki młodzieżowy styl rozmija się z tym, co próbują sprzedać nam twórcy tego filmu. W szczególności, gdy weźmiemy pod uwagę stale rosnącą stawkę zagrożenia i rodzinna dramę. Dlatego też to właśnie materiał stworzony przez Briana Tylera wydaje się tym, który najtrafniej odnajduje się w przekazie dziesiątej odsłony F&F.

Osią wokół której powinna obracać się tematyka Fast X, choć tego nie czyni, jest motyw antagonisty Dante Reyesa. Co prawda kompozytor stawia przed nami nową muzyczną wizytówkę, ale nie skupia ona na sobie tak dużej uwagi odbiorcy, jak bardziej chwytliwe melodie z poprzednich części. Tyler posiłkuje się nimi jak tylko może, kreując na ich bazie złożoną, polichromatyczną ilustrację. Wracają również egzotyczne stylizacje przypominające to, co wybrzmiało w muzyce do trzeciej i czwartej części  Szybkich i wściekłych. Aczkolwiek najbardziej elektryzującymi elementami ścieżki dźwiękowej są: sekwencja pościgu ulicami Rzymu oraz fragment, gdzie Brian Tyler sięga po frazy z Jeziora łabędziego, aby podkreślić nieobliczalna naturę Reyesa. Wszystko to sprawia, że Szybcy i wściekli 10, to jedna z najbardziej różnorodnych i barwnych opraw muzycznych do serii Fast & Furious. Czy jest ona najlepsza? Tutaj można dzielić włos na czworo. Nie ulega wątpliwości, że w filmie robi swoje, ale poza nią stanowi już tylko ciekawostkę dla najbardziej wytrwałych melomanów.

Tradycyjnie już wydawcy przygotowali dwa osobne albumy – płytę z piosenkami oraz elektronicznie wydany „original score” prezentujący prawdopodobnie cały materiał ilustracyjny, jaki wybrzmiał w filmie Leterriera. Już przy okazji dziewiątej części serii narzekałem, że tak wylewne prezentowanie utworów Tylera odbija się w sposób negatywny na wrażeniach wyniesionych z odsłuchu. Dziesiąta część potęguje to wszystko fatalnym wręcz układem treści. 105-minutowy album wydany dwa tygodnie po premierze filmu przez Back Lot Music, to urzeczywistnienie muzycznego chaosu. Zapomnijmy o jakiejkolwiek chronologii czy spójności. Utwory, które domyślnie powinny być zaprezentowane jako całość (np. kilkunastominutowa sekwencja pościgu po Rzymie) podzielone zostały na mniejsze fragmenty i wciśnięte między mało absorbujące ilustracje. Dziwi to tym bardziej, gdyż ogrom zbędnego materiału skutecznie zniechęca do kolejnych odsłuchów – nawet pojedynczych kawałków. Pod tym względem oprawy muzyczne do piątej i siódmej części F&F radziły sobie znacznie lepiej.

Już po premierze dziewiątej części Szybkich i wściekłych Vin Diesel (główny producent serii) obiecywał, że na jedenastu poprzestaną. Po premierze Fast X sugerował, że być może finał rozciągną na jeszcze jednej film… To ja mam taką propozycję. Po co się w ogóle ograniczać? Seria o Jamesie Bondzie liczy sobie 25 filmów i nikt nie mydli oczu pustymi deklaracjami o epickich finałach, czy rzewnych pożegnaniach. Dopóki kasa się zgadza można bez skrępowania karmić tę złotą kurę i powierzać na ręce Briana Tylera kwestie związane z muzyką. Ewidentnie dobrze mu idzie przetwarzanie tych samych treści i opakowywanie ich w nowe aranże. O ile w filmie taka metoda się sprawdza, a przy okazji usłyszymy jakiś ciekawie zaaranżowany fragmenty, to nie widzę powodu do przesadnego malkontenctwa. W końcu to tylko popcornowe kino nastawione na tanią rozrywkę. I taka myśl powinna również przyświecać wydawcom publikującym oryginalne ilustracje F&F w formie soundtracków.

Najnowsze recenzje

Komentarze