Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Rob Simonsen

Fast Color

(2019)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 23-06-2019 r.

Niektóre pomysły na film s-f wyglądają fajnie, ale tylko na papierze. I podobne wrażenie można odnieść oglądając najnowsze widowisko zatytułowane Fast Color, balansujące na pograniczu fantastyki, thrillera sensacyjnego, dramatu i gatunku superhero. Połączenie tego wszystkiego w ramach sensownej historii nie wydawało się wielkim problemem, ale przedstawienie w taki sposób, aby widz nie miał poczucia zmarnowanego czasu – to jest dopiero wyczyn. Śledzimy więc losy dziewczyny o imieniu Ruth, której życie polega na ciągłej ucieczce. W świecie dotkniętym przez suszę stara się wtopić w otoczenie, ale paradoksalnie cały czas skupia na sobie uwagę władz. Wszystko za sprawą niesamowitych zdolności, jakie posiada – wywoływanym nieświadomie zjawiskom sejsmicznym. Kiedy po latach tułaczki wraca w końcu do domu, staje przed kolejnym wyzwaniem. Tym razem musi odbudować relację z własną córką i opiekującą się nią matką. Już sam opis fabuły nie zwiastuje niczego spektakularnego. W gruncie rzeczy historia przedstawiona przez Julie Hart jest po prostu nudna. Narracja rozmieniana jest na drobne przez masę niepotrzebnych, przegadanych scen, a finał wydaje się tak banalny i źle skonstruowany, że jedyną myślą, jaka towarzyszy widzowi po zakończeniu seansu, to pytanie o sens podejmowania tej opowieści. Tak na dobrą sprawę w Fast Color wyróżniają się tylko dwie płaszczyzny tego filmowego przedsięwzięcia – obraz (zdjęcia) i muzyka.

Do stworzenia oprawy muzycznej poproszony został Rob Simonsen – amerykański kompozytor, który coraz śmielej poczyna sobie w branży muzyki filmowej. Niegdyś niezawodny aranżer u Michaela Danny, ukształtowany na gruncie dramatów i filmów o zabarwieniu romantycznym, od kilku lat próbuje swoich sił jako samodzielny kompozytor. Przez wielu dał się poznać jako twórca kreatywnie podchodzący do spraw łączenia elektroniki z brzmieniami akustycznymi, choć i tak najbardziej znany jest dzięki retro-stylizacjom dokonywanym w ramach ścieżki dźwiękowej do Nerve. I kiedy spojrzymy na ostatnie jego prace, to łatwo dojdziemy do wniosku, że przytłaczająca większość oscyluje właśnie wokół tego typu brzmień. W różnych odcieniach i aranżacyjnych szatach, ale zawsze z pedantycznie wręcz dopracowanym miksem. I nie inaczej jest w przypadku omawianej tu pracy.

Fast Color to tego typu kino, nad którym nie ciąży żaden stylistyczny demon wyznaczający z góry kierunek, w jakim miałby iść kompozytor. Pomieszanie wątków fantastycznych z postapokaliptyką, dramatem oraz gatunkiem superhero dało szerokie spektrum możliwości, których jedynym ograniczeniem był dosyć smutny ton, w jakim zanurzono całe to widowisko. Powolnie prowadzona narracja oraz mnóstwo scen kształtujących relację między bohaterami już na wstępie wykluczało szczelne wypełnianie przestrzeni muzyką. Stąd też więcej jak połowa filmu jest jej po prostu pozbawiona. Najwięcej pod względem muzycznym dzieje się oczywiście na wstępie, kiedy poznajemy główną bohaterkę i jej niesamowite / przerażające zdolności. Jest to wdzięczna arena na której kompozytor testuje swoje inspiracje. A takowe sprowadzają się do łączenia pulsujących, elektronicznych bitów w wydaniu retro z „żywym” instrumentarium spośród którego najbardziej znaczące wydają się solówki skrzypcowe. Ostinatowe, szybkie pociągnięcia smyczków świetnie komponują się z równie dynamiczną, dyktującą tempo, elektroniką. Choć czasami role te ulegają odwróceniu. Podczas gdy to właśnie skrzypce są ostoją motoryki, rozciągłe lub powolne, retro-sample stanowią ciekawe uzupełnienie przestrzeni.


Spektakl wyraźnie wyeksponowanej muzyki, świetnie radzącej sobie z opisywaniem scen, kończy się w momencie, kiedy główna bohaterka postanawia wrócić do domu. Trudne spotkania i rozmowy nie sprzyjają budowaniu ciekawych pejzaży muzycznych. I choć najczęściej argument muzyczny w ogóle nie jest potrzebny, to jednak i w tak jałowych sekwencjach Simonsen zaznacza swoją obecność. Najczęściej ogranicza się do underscoreowego, smyczkowego grania lub tworzenia sound-designerskich, elektronicznych tekstur. Dopiero finał tego nużącego widowiska daje sposobność do bardziej wylewnego w treści, ilustratorstwa. Również na pewien sposób efektownego, ponieważ utwory towarzyszące odkrywaniu przez Ruth jej nowych zdolności okraszone zostały świetnymi i bardzo aktywnie działającymi z obrazem, kawałkami. Można zaryzykować stwierdzenie, że to właśnie muzyka „robi” te sceny, prowadząc widza do ciepłej, choć owianej nutką goryczy, konkluzji historii. Czy to jednak wystarczy, by wzbudzić w odbiorcy chęć sięgnięcia po album soundtrackowy?

W moim przekonaniu zdecydowanie tak. Muzyka jest właściwie jednym z dwóch elementów tego filmowego przedsięwzięcia, które przykuły moją uwagę (drugim były wspomniane wcześniej zdjęcia). Jednakże sięgając po album soundtrackowy można poczuć lekki zawód. Nie tylko tym, że proponowane przez wydawców z Lakeshore Records, słuchowisko, traci na swojej sile wyrazu bez kontekstu wizualnego. Problematyczna pozostaje również konstrukcja albumu, który serwuje słuchaczom praktycznie całość materiału skomponowanego na potrzeby Fast Color. Niezłego w gruncie rzeczy, ale nie w formie wyrwanych z obrazu, uporządkowanych pod względem chronologicznym, fragmentów. W ten sposób nawet niespełna 45-minutowy soundtrack potrafi lekko zmęczyć. Nie tyle nadmiarem treści co brakiem jakiegoś pomysłu na jej zaprezentowanie.



Na wstępie wertowania zawartości albumu nic nie zwiastuje takiego obrotu spraw. Spektakularna smyczkowo-elektroniczna prezentacja tematu przewodniego w Escapre budzi apetyt na więcej. I dwuczęściowy Seismic poniekąd spełnia te oczekiwania. Kolejne kawałki są już natomiast prześlizgiwaniem się po narzuconych wcześniej koncepcjach. Hegemonem jest oczywiście elektronika, która w swoim retro-brzmieniu buduje chłodną, owianą płaszczykiem mistyki, atmosferę. Najmniej frapująca wydaje się środkowa część albumu, gdzie zarówno pod względem melodycznym, jak i metodycznym nie dzieje się nic nadzwyczajnego. W snujące się, uderscoreowe utwory wkrada się odrobina nudy, ale warto przetrwać te trudne chwile, ponieważ końcówka albumu dostatecznie wynagradza cierpliwość słuchacza. Finalny akt widowiska rozpoczynany dwuczęściowym Fast Color to z jednej strony wirtuozerski popis smyczkowych solówek. Z drugiej natomiast żywiołowa, narzucająca pewien rytm, elektronika. Apogeum tych eksperymentów następuje wraz z utworami Thunderstorm oraz Take Me ilustrującymi kluczową scenę z końcowej konfrontacji. Chociażby dla tych utworów warto sięgnąć po ścieżkę dźwiękową do Fast Color.

Po raz kolejny zatem otrzymujemy od Roba Simonsena kompozycję, która w stopniu bardziej niż zadowalającym spełnia swoje filmowe funkcje. Ponad to oferuje również zestaw atrakcyjnych brzmieniowo i melodycznie rozwiązań, które mają prawo (choć nie muszą) przykuć uwagę miłośników obcowania z muzyką filmową w domowym zaciszu. Szkoda tylko, że zazwyczaj trafnie podejmowane idee nie są tu przekuwane na jakąś bardziej frapującą treść.


Najnowsze recenzje

Komentarze