Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ryuichi Sakamoto

Emily Bronte’s Wuthering Heights (Wichrowe Wzgórza)

(1992)
5,0
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 30-04-2015 r.

Wuthering Heights (Wichrowe Wzgórza) Emily Brontë należy do najchętniej ekranizowanych angielskich powieści z XIX-ego wieku. Początkowo, pochodząca z literackiej rodziny pisarka (jej siostra, Camille Brontë, jest autorką popularnej książki Jane Eyre), nie spotkała się z przychylnymi recenzjami. Jednak z czasem Wichrowe Wzgórza zaczęły zyskiwać w oczach krytyków i dziś wchodzą już do kanonu romansu. Potwierdzają to wspomniane, liczne adaptacje filmowe. Począwszy od 1920 rok po dziś dzień, powieść Brontë często gości w kinie oraz telewizji, raz z lepszym, a raz z gorszym skutkiem. Gdyby jednak wskazać tę najbardziej znaną ekranizację, z pewnością należałoby w tym celu wytypować film Petera Kosminsky’ego z 1992 roku, z Ralphem Fiennesem oraz Juliette Binoche w rolach głównych.



Pewnego dnia ojciec Cathy Earnshaw sprowadza do swojej rezydencji zwanej Wichrowymi Wzgórzami, bezdomnego, cygańskiego chłopca. Nadaje mu imię Heatcliff. Wkrótce zakochuje się on w pięknej córce przybranych rodziców. Cathy oświadcza się jednak szlachcic Edgar Linton. Gdy Heatcliff dowiaduje się o tym, ucieka z posiadłości. Po kilku latach wraca jako ponury, zgorzkniały, lecz bogaty człowiek, który szuka zemsty na rodzinie Lintonów. Tak przedstawia się pokrótce fabuła obrazu Kosminsky’ego. Obrazu, w mojej ocenie, ckliwego, dość ślamazarnego, żeby nie powiedzieć, po prostu nudnego. Na plus należy jednak zaliczyć dobre kreacje aktorskie, ciekawe zdjęcia oraz muzykę.



Wiele adaptacji Wichrowych Wzgórz może się poszczycić ścieżkami dźwiękowymi uznanych twórców muzyki filmowej. Wszak pisali je tacy cenieni kompozytorzy, jak np. Alfred Newman, Michel Legrand czy Carl Davis. Produkcję Kosminsky’ego okrasił swoją muzyką inny, wybitny artysta, laureat Oscara za Ostatniego cesarza, Ryuichi Sakamoto. Nie był to jego pierwszy, hollywoodzki projekt. W zasadzie można powiedzieć, że Wichrowe Wzgórza powstały w okresie największej, międzynarodowej prosperity Japończyka na polu muzyki filmowej, o czym najlepiej świadczą przyznane mu w tym czasie liczne, branżowe nagrody.



Tym, co wyróżnia filmowe partytury Sakamoto (twórczość solowa to trochę inna bajka) jest ich wielka emocjonalność, zwłaszcza w nienagannej warstwie tematycznej. Pod osłoną nieba czy Mały Budda to jedne z najlepszych dowodów na to. Powstałe w podobnym czasie Wichrowe Wzgórza cechuje ten sam urzekający słuchacza dramatyzm. Motyw główny recenzowanej ścieżki dźwiękowej, to kolejny, bardzo udany temat muzyczny Japończyka, który stanowi fundament całej partytury i dźwiga ciężar ilustracyjny filmu. Nie wypada więc nie poświęcić mu nieco miejsca.


Już podczas wejścia tytułu filmu, Sakamoto wprowadza ekspresyjną, wysoko prowadzoną sekcję smyczkową, do której po chwili dołącza flet prosty, intonującą temat przewodni. Dramatyczna, pełna uczuć melodia doskonale odnajduje się w okraszaniu niespełnionej miłości Heatcliffa do Cathy. Japończyk rozszerza jednak jej funkcję na ilustrowanie niezwykłej aury Wichrowych Wzgórz. Wykorzystuje on w tym celu wymieniony wyżej flet prosty, który nadaje kompozycji delikatnie etnicznego charakteru. To z kolei rzutuje na podkreślenie unikalności i swoistej magii miejsca, w którym toczy się akcja filmu. W ten sposób Sakamoto precyzyjnie uzupełnia świetną robotę, jaką wykonał operator zdjęć, Mike Southon. Rzeczona melodia pojawi się także na samym końcu albumu w nie występującej w filmie, fortepianowej aranżacji. Japoński kompozytor prowadzi tam wiodący instrument z typową dla siebie, czułą i emocjonalną manierą. Miłośnicy Sakamoto powinni być kontent z tego utworu, lecz reszta odbiorców raczej będzie preferować wersję symfoniczną, przede wszystkim tę z Main Theme – End Credits. Zaprezentowana zostaje tam najbardziej rozbudowana, ponad 7-minutowa aranżacja motywu głównego. Utwór ten znakomicie puentuje omawianą ścieżkę dźwiękową, zawiera bowiem najważniejsze idee i zbiera je w jedną, reprezentacyjną kompozycję. Dlatego też wieńczący album Main Theme (Piano Version), wydaje się być jednak nieco zbędny.



Temat przewodni pojawia się na albumie wielokrotnie, podobnie jak w filmie. Jednak czasem jego obecność zostaje tylko delikatnie zaznaczona i nierzadko zostaje sprowadzony do roli underscore’u. A tego jest z kolei na płycie całkiem sporo. Sakamoto nie stroni od smyczkowych dysonansów ocierających się niekiedy o awangardowe, że tak to ujmę, piski skrzypiec. To oczywiście podyktowane jest samymi kadrami. Nie trudno jednak odnieść wrażenie, że ta płaszczyzna partytury Japończyka jest jedynie zapychaczem i sprawdza się tylko w filmowych realiach, choć i tam ogranicza się do czystej funkcjonalności i niczego ponadto.



Z tego powodu, prędzej czy później, u potencjalnego odbiorcy może się wkraść niestety pewna monotonia. Sakamoto sięga niemal za każdym razem po te same środki wyrazu, z których wybija się przede wszystkim sekcja smyczkowa. Japończyk aranżuje na nią zarówno temat główny, jak i pomniejsze motywy liryczne oraz underscore. To daje nam obraz partytury bardzo dramatycznej, przepełnionej uczuciami i niepokojem, ale jednocześnie dość nużącej z punktu widzenia statystycznego miłośnika muzyki filmowej. W związku z tym, zwłaszcza biorąc pod uwagę długi czas trwania albumu, prawie 70 minut, recenzowane wydanie może okazać się dla słuchacza męczące, bądź co najmniej niełatwe w odbiorze. Krążek urozmaicają, co prawda, bardziej odmienne fragmenty, głównie zabarwione etnicznie (ze względu na charakterystyczne użycie fletu) takiej jak Omen czy Young Catherine, lecz nie ma co ukrywać, że tym, co utkwi nam w głowie będzie przede wszystkim wspaniały motyw przewodni. Co ciekawe, w drugim z wymienionych powyżej utworów, współkompozytorem był wykonawca partii na flet, Dave Spillane.



Wichrowe Wzgórza Ryuichiego Sakamoto przypominają zatem jedną z jego wcześniejszych prac, nagrodzone Złotym Globem Pod osłoną nieba. Siłę obydwu partytur stanowią w pierwszej kolejności świetne motywy główne, przy czym reszta materiału nie zachwyca już tak, jak byśmy tego pragnęli. Partytura zdaje się być mocno nierówna, świetne fragmenty przeplatają się z tymi mniej ciekawymi, a niekiedy nawet odpychającymi. Trudno jednak zarzucić Japończykowi braku wyczucia w ilustrowaniu kadrów filmu Kosminsky’ego, co poniekąd usprawiedliwia obecność cięższych w odsłuchu kompozycji. Zatem, podobnie jak w przypadku Pod osłoną nieba, należy polecić przede wszystkim temat przewodni, a pozostałą część muzyki zawartej na krążku, zarekomendować głównie miłośnikom filmu oraz twórczości Japończyka.


Najnowsze recenzje

Komentarze