Dzięcioł w reżyserii Jerzego Gruzy, jedna z głośniejszych polskich komedii przełomu lat 60. i 70., spotkała się z rozmaitymi opiniami. Opowieść o słomianym wdowcu, amatorze romansów i ornitologii, z jednej strony spodobała się widowni i zawojowała rodzime kina, z drugiej strony została zmiażdżona przez krytykę. Dość powiedzieć, że kilka lat później na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych otrzymała antynagrodę Skisłego Grona dla Najgorszego Filmu Dwudziestolecia Polski Ludowej. Ambiwalentnych odczuć nie wzbudza za to ścieżka dźwiękowa, którą przygotowali Juliusz Loranc i Henryk Kuźniak, a która trafiła na rynek dzięki wytwórni GAD Records. Debiutujący w projekcie pełnometrażowym artyści nagrali swoje utwory niezależnie od siebie.
Loranc, podpisany pod łącznie sześcioma utworami, stworzył trzy idee muzyczne. Najważniejszą z nich jest świetny temat główny. Melodia z łatwością wpada w ucho, jest na swój sposób luzacka i charakterna zarazem. Wykonywana jest na saksofonie zadziornie, co dodatkowo potęguje w gruncie rzeczy humorystyczny wydźwięk kompozycji. W kolejnych swoich kawałkach Loranc kontynuuje eksplorowanie lekkich i zwiewnych stylizacji, wywodzących się z szeroko rozumianej muzyki popularnej. Dlaczego my tak pędzimy, tatko prezentuje nam temat miłosny, służący za ilustrację różnych podchodów i schadzek głównego bohatera. Pojawiają się tutaj elementy bossa-beatu, lounge, a także sylabizowane wokalizy damsko-męskie, często stosowane w ówczesnej europejskiej muzyce filmowej. Bardziej ekstrawagancko prezentuje się natomiast Niech Pan Nie Staje Przy Drzwiach, z fajnym kolażem saksofonów, gitar elektrycznych oraz wokali. Pozostałe trzy ścieżki to dwie wariacje tematu głównego i jedna tematu miłosnego.
Utwory Henryka Kuźniaka są odmienne od skomponowanych przez Loranca. Przyszły twórca kultowego tematu z dylogii Vabank odrzucił niejako rozrywkowy charakter zaproponowany przez jego kolegę po fachu na rzecz bardziej awangardowych rozwiązań muzycznych. Kuźniak wprowadza przede wszystkim drugi temat. Jest on tajemniczy, naznaczony nutką suspensu i noir, jakby zupełnie odcinający się od żwawego tematu głównego. Stanowi on kanwę dla bardziej eksperymentalnych utworów, których istotą jest osiąganie pewnych efektów brzmieniowych. Wyróżnia się zwłaszcza pewien oczywisty, ale przy tym jakże sugestywny i urozmaicający całość element – stukanie dzięcioła (najprawdopodobniej w formie sampla autentycznego nagrania). Dodatkowo w drugiej połowie Żona Wyjeżdża, To Sobie Troszeczkę Posłucham usłyszymy jazgotliwe ćwierkanie ptaków osiągnięte za pomocą syntezatorów. W innych kompozycjach również napotkamy na zabawy z elektroniką, pojawiają się także perkusjonalia (niektóre bębny stukają niczym tytułowy ptak), metaliczne dźwięki fortepianu preparowanego, a nawet drumla. Pisząc o materiale Kuźniaka należy jeszcze wspomnieć o Będę tego niedługo potrzebował, utworze ostatecznie niewykorzystanym w filmie (został zastąpiony przez Mszę Beatową Czerwono-Czarnych). Odznacza się zmysłowym i minorowym dialogiem wiolonczel oraz iście westernowej gitary elektrycznej, a także wejściami sekcji dętej i latynoskimi rytmizacjami. Sama kompozycja jawi się jako jeden z najlepszych fragmentów recenzowanego albumu, ale nie jestem zaskoczony, że Gruza postawił ostatecznie na cytat z muzyki popularnej. Zresztą to niejedyny przykład wykorzystania muzyki źródłowej – w filmie usłyszymy chociażby fragmenty Strasznego dworu Stanisława Moniuszki.
Nie są znane kulisy pracy nad Dzięciołem. Nie wiadomo, czy Loranc i Kuźniak ilustrowali film Gruzy w tym samym czasie, ani dlaczego zdecydowano się na dwóch kompozytorów. Pewne przesłanki możemy jednak dostrzec podczas seansu i lektury soundtracku. Warto zwrócić uwagę, że utwory Loranca są w filmie bardzo poszatkowane, na albumie natomiast pojawiły się w formie pełnych i nieilustracyjnych aranżacji. Pozwala to domniemywać, że powstały raczej z inspiracji scenariuszem filmu niż konkretnymi scenami. Ponadto w utworach wykonywanych przez zespół Kuźniaka znajdziemy temat główny Loranca (na przykład w aranżacji na melodykę z A Skąd My Się Właściwie Znamy). Dlatego można przypuszczać, że to Kuźniak uzupełnił pracę Loranca, a nie odwrotnie.
Nie będzie przesadą, gdy napiszę, że film Dzięcioł trochę się zakurzył po prawie półwieczu od premiery. Jednak dzięki fantastycznej pracy wytwórni GAD Records dawne tytuły powracają, a pochodząca z nich muzyka przeżywa niejako drugą młodość. Tym bardziej że w przypadku Dzięcioła jest czego posłuchać. To ścieżka dźwiękowa całkiem nowatorska, różnorodna, a przy tym chwytliwa, a nawet przebojowa. Gorąco polecam!