Eiko Ishibashi

Drive My Car

(2021)
Drive My Car - okładka
Tomek Goska | 12-05-2022 r.

Drive My Car to jeden z triumfatorów plebiscytów i wyróżnień filmowych 2021 roku. Powstały na bazie zbioru opowiadań Harukiego Murakamiego „Mężczyźni bez kobiet”, opowiada o Yūsuke Kafuku, który boryka się z żałobą po stracie żony. Uciekając od bolesnych wspomnień wyjeżdża do Hiroszimy, aby podjąć się pracy nad reżyserią sztuki „Wujaszek Wania” Czechowa. Nie bez znaczenia okazuje się tutaj sceneria nasiąknięta dramatycznymi wydarzeniami z czasów II wojny światowej. Żywy symbol cierpienia, w który wplatają się relacje Kafuku ze współpracującymi z nim aktorami oraz swoją szoferką, stają się bodźcem dla mężczyzny do przepracowania swojej traumy. Mozolnie prowadzona narracja, długie sekwencje dialogów oraz niekończące się sceny, w których główny bohater przemierza japońskie drogi wsłuchując się w nagrania sporządzone przez swoją zmarłą tragicznie żonę… To wszystko może zniechęcić miłośników zwartych, sprawnie opowiadanych historii, ale warto zatrzymać się nad tym przedziwnym obrazem. Jest to swoiste studium radzenia sobie z bólem i zrozumienia drugiego człowieka. A przy tym film po prostu piękny w swojej prostocie.

Wydawać by się mogło, że trzygodzinne dzieło Ryūsuke Hamaguchiego zapewni dużą porcję ujmującej, nasyconej emocjami muzyki. Twórcy mieli jednak zupełnie inny plan na zagospodarowanie tej przestrzeni. Zatrudniona do stworzenia ścieżki dźwiękowej japońska multiinstumentalistka i piosenkarka, Eiko Ishibashi, postawiona została przed nietypowym zadaniem. Zamiast wchodzić w głowy bohaterów i opisywać targające nimi emocje, poproszono ją, aby muzyką przypominała swoisty krajobraz oraz była łącznikiem pomiędzy scenerią, w której toczy się akcja, a widzem. Jak zatem nie trudno zauważyć, odarta miała być ze wszystkich trudnych wątków podejmowanych w filmie Drive My Car, koncentrując się tylko na najbardziej barwnych i malowniczych sekwencjach. Powstały w ten sposób dysonans między obrazem a muzyką może postawić odbiorcę w niekomfortowej sytuacji. Może, choć nie musi.

Podczas oglądania filmu Hamaguchiego absolutnie nie powinno nam to przeszkadzać. Wręcz przeciwnie. Urokliwym wydaje się fakt, że skonstruowana w jazzowym stylu muzyka pełni tu rolę niepisanego przewodnika po japońskich drogach. Poczucie komfortu, jaki towarzyszy głównemu bohaterowi przemierzającemu kolejne kilometry na fotelu pasażera swojego Saaba, udzieli się również widzom. W końcu takie sekwencje są przecież ładowaniem przysłowiowych akumulatorów przed kolejną porcją intelektualnych i emocjonalnych zmagań. Trudno jednak ocenić wartość tego typu muzyki dla przekazywanej treści. Jeżeli weźmiemy pod uwagę procentowy udział ścieżki dźwiękowej w kreowaniu całościowej narracji, to rachunek ten może się okazać mało korzystny dla ilustracji Eiko. Całe szczęście nie na tym rzecz polega, aby zakrzyczeć film dodatkowymi bodźcami. Skoro sam obraz i dialogi bronią się bez żadnej dodatkowej ingerencji, to taki stan rzeczy należy przyjąć z całym inwentarzem.

Docenić należałoby przede wszystkim album soundtrackowy, jaki wyrósł na kanwie muzycznych pomysłów wypracowanych na potrzeby Drive My Car. Zadziwiające jak odmienne wrażenie zostawia on u odbiorcy, który obejrzawszy obraz Hamaguchiego bez większego entuzjazmu sięgnie po ten zestaw. Zaskakująco spójna w przekazie, przyjemna, bo przecież jazzująca, ilustracja, to jedno z najmilszych soundtrackowych zaskoczeń, jakie zanotowałem w minionym roku. Czterdziestominutowa przygoda aż prosi się, aby odbyć ją śladem głównego bohatera opowieści – z perspektywy wygodnego fotela swojego auta. Ale tak naprawdę równie efektywnie działać będzie na wyobraźnie oraz nastrój odbiorcy w każdych zastanych warunkach. Mimo względnej monotematyczności oraz czających się tu i ówdzie SFX-ów oraz drobnych śladów eksperymentatorstwa z elektroniką, zestaw ten prezentuje się na tyle okazale, aby wzbudzić chęć licznych powrotów. W niektórych przypadkach nawet wyłożenia większej sumy pieniędzy na przygarnięcie fizycznego wydania tegoż soundtracku. W naszych warunkach będzie to jednak dosyć karkołomnym wyzwaniem związanym z koniecznością sprowadzania rzeczonego kompaktu z Kraju Kwitnącej Wiśni. Pozostaje wiec wygodna, choć niechętnie podejmowana przez kolekcjonerów forma poznawcza – streaming – do której gorąco zachęcam.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.