Max Richter

Disconnect

(2013)
Disconnect - okładka
Tomek Rokita | 06-11-2013 r.

Max Richter, brytyjski kompozytor niemieckiego pochodzenia, szerzej znany ze swoich klasycznych osiągnięć, od świetnie przyjętego przed pięcioma laty Walca z Baszirem coraz śmielej wkracza w obszary świata muzyki filmowej. Ostatnie dwa lata są szczególnie dla niego pracowite a filmowcy chętnie sięgają po jego emocjonalne, introwertyczne brzmienia, które na mapie dźwiękowej poruszają się gdzieś pomiędzy Craigiem Armstrongiem a Clintem Mansellem. Jednym z takich projektów jest Disconnect, trój-wątkowa opowieść o świecie, w którym otaczające nas media (internet, czaty, kamerki, portale społecznościowe itp.) wypaczają sens ludzkich zachowań oraz potrzebę zwykłego kontaktu i uczucia. Wszystkie trzy epizody oraz ich bohaterowie w jakiś sposób są ze sobą związani i przenikają się nawzajem wzorem filmów-łamigłówek Roberta Altmana i Paula Thomasa Andersona. Reżyserski debiut dokumentalisty Henry’ego Alexa Rubina wychodzi z pewnością poza hollywoodzkie schematy, trzyma w napięciu, emocjonalnie pobudza i zastanawia nad sensem naszego stechnicyzowanego do cna życia. Muzyczny styl Richtera pasuje tam w zasadzie jak ulał, ponieważ w filmie sporo jest czasu na refleksję, na wejście do psychiki bohaterów i wyczekiwanie na dramatyczne rozwiązania fabularne.

Na wstępie należy powiedzieć, że niestety w przypadku Disconnect jest podobnie jak z innymi filmowymi przedsięwzięciami Brytyjczyka i jego muzyczne, ambientowe „plamy” (od czasu do czasu przyprószane konwencjonalnym instrumentarium) nie do końca zdają egzamin poza filmowym obrazem. Ta ścieżka dźwiękowa to w dużej większości underscore, mający za zadanie budować klimat i napięcie. Muzyka jest w większości „przygaszona”, wypełniona elektronicznymi samplami, perkusyjnymi pętlami i atmosferycznymi teksturami. Czasami trzeba się w nią porządnie wsłuchać, by nie stracić z nią kontaktu, jako że większość utworów jest do siebie bardzo podobna i w pewnym momencie wszystko zacznie się zlewać w jedną całość. Powolnie płynące akordy, oddalone, jakby rozmazane w przestrzeni przypominają dokonania Cliffa Martineza czy też Elliota Goldenthala (w obrębie elektroniki), natomiast pewne brzmienia wskazują na dokonania lat 80-ych i choćby stylistyki Tangerine Dream (Break In). Muzyka często podparta jest pulsującym beatem, który kreuje napięcie ścieżki w odniesieniu do trzech filmowych historii, które nieubłaganie biegną ku finałowemu zderzeniu. Urozmaiceniem od przeważającego underscore’u są choćby kościelny organ (Hospital), czy fragmenty jak Running, które idą w kierunku muzyki akcji, wskazując choćby na Walc z Baszirem.

Rdzeniem kręgowym i głównym tematem ścieżki jest natomiast istniejąca już kompozycja Richtera. Chyba najsłynniejsza jak dotąd w jego dorobku, dzięki której między innymi zapisał się w świadomości słuchaczy muzyki filmowej. Mowa tu o umieszczonym wcześniej na sountracku do Wyspy tajemnic On the Nature of Daylight (choć bezpośrednio pochodzi z solowej płyty Niemca pt. The Blue Notebooks z 2004 r.). Mogę tylko podejrzewać, iż życzeniem reżysera było zaadaptowanie tej kompozycji do ścieżki dźwiękowej, jako jej centralnego, spajającego elementu, jak i była powodem zatrudnienia Richtera w ogóle przy tym filmie. On the Nature(…) otwiera album jako osobny utwór, ale jest też kilkukrotnie adaptowany przez kompozytora na przestrzeni soundtracka (The Swimmer, Written on the Sky). To ona również ilustruje dramatyczny finał filmu, gdzie reżyser dokonuje małej emocjonalnej manipulacji, ukazując zdarzenia w zwolnionym tempie. Nie muszę mówić, jak znakomicie na tym tle wypada ilustracja Richtera – dla dobrej czy bardzo dobrej muzyki to w filmie wręcz wymarzona sytuacja. On the Nature(…) to wspaniale klasycyzująca, subtelna i dramatyczna kompozycja, jednak z recenzenckiego punktu widzenia oraz znajomości klasycznej twórczości Richtera nie sposób nie zgrzytnąć zębami w kwestii oryginalności Disconnect. Naturalnie, wszelkie wariacje i adaptacje tego małego arcydziełka to zdecydowanie najlepsze momenty albumu. Na końcu albumu umieszczona została również melancholijna piosenka Jayme Ivisona, która jest w jakimś stopniu bazą dla piosenki, którą w filmie komponuje wrażliwy nastolatek, fan Sigur Ros.

Muzyka filmowa Richtera, oprócz wspomnianego powyżej Walca czy też Perfect Sense, zazwyczaj nieco słabiej wypada bez połączenia z obrazem. Choć nie trudno odmówić jej przemyślenia, technicznego kunsztu, wgłębienia się kompozytora w emocjonalną stronę filmowej opowieści, w przypadku Disconnect mam wrażenie, że część rzeczy została zrobiona auto-pilocie, choć też w przypadku tak przeciążonej ambientem ilustracji nie wymagała pewnie jakiejś wielkiej inwencji. Zasadniczym problemem soundtracka jest też jego długość. Zazwyczaj atmosferyczne ścieżki Richtera zamykają się w granicach 30-40 minut grania i to jakoś ratuje je z opresji. W tym przypadku mamy godzinę materiału, który w przypadku kilku dość długich utworów może wystawić naszą cierpliwość na sporą próbę. Najważniejsze jednak, iż jest to twórca bez wątpienia z własnym ‘brzmieniem’, o co dziś w filmówce można posądzić tylko albo niezwykle utalentowanych kompozytorów stricte filmowych, albo właśnie tak jak on, twórców pochodzących spoza branży. Richter jest twórcą godnym dalszej eksploracji, ale przesiąkniętą atmosferycznym ambientem (choć też wariacjami cudnej urody On the Nature of Daylight) muzykę w Disconnect lepiej chyba jednak sprawdzić najpierw w obrazie.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.