James Horner

Deadly Blessing (Śmiertelne błogosławieństwo)

(2023)
Deadly Blessing (Śmiertelne błogosławieństwo) - okładka
Tomek Goska | 29-10-2023 r.

Śmiertelne błogosławieństwo nie stanowiło przełomu w karierze Hornera. Dało mu jednak odpowiednią przestrzeń do eksperymentowania z nowymi stylami i metodami aranżacyjnymi. Pozornie mało istotne doświadczenie stworzyło podwaliny pod rozwiązania stosowane w późniejszych latach.

Na przestrzeni minionych dekad kino grozy niewiele się zmieniło. Pomijając niuanse techniczne w procesie realizacji, idea pozostała ta sama – wcisnąć widza w fotel i odebrać mu poczucie komfortu. Niemniej z większą dozą sentymentu wracam do produkcji z lat 70. i 80., bo poza niezwykłą śmiałością w łamaniu wszelkich barier czarują one również swoją groteską. I jednym z takich filmów jest Śmiertelne błogosławieństwo (Deadly Blessing) w reżyserii Wesa Cravena.

Słynny twórca filmów grozy u początków swojej kariery nie stronił od tanich i mało wymyślnych produkcji. Wpisywały się one w trend realizowanych naprędce, przynoszących wymierne korzyści prac. I nie inaczej było w przypadku Śmiertelnego błogosławieństwa, którego scenariuszowe ułomności punktował nawet sam reżyser. Akcja rozgrywa się na oddalonej od cywilizacji farmie. Rok po ślubie Marthy i Jima Schmidta, byłego członka surowej wspólnoty religijnej, dochodzi do tragedii. Mężczyzna zostaje zamordowany. Uruchamia to serię dziwnych wydarzeń, które wstrząsają nie tylko kobietą, ale i okoliczną społecznością. Okazuje się bowiem, że sprawcą brutalnych morderstw jest pochodząca z piekła zmora… Poza solidną porcją wrażeń jakie serwuje to widowisko, wartym odnotowania jest fakt, że w filmie tym debiut na dużym ekranie zaliczyła Sharon Stone.

Może nie debiutującym, a budującym już swoją karierę w przemyśle filmowym był autor ścieżki dźwiękowej Śmiertelnego błogosławieństwa, James Horner. Co prawda miał on już za sobą takie prace, jak Bitwa wśród gwiazd, ale to właśnie gatunkowa groza była dla niego olbrzymim polem do eksperymentowania i poszukiwania własnego głosu w muzyce filmowej. Śmiertelne błogosławieństwo przyczyniło się znacznie do jego rozwoju z kilku powodów. Po pierwsze dało możliwość wyjścia poza materiał skorelowany tylko ze scenami grozy, a po drugie stworzyło bezprecedensową szansę wejścia w buty jednego z największych mistrzów muzyki filmowej. Decyzja reżysera o zatrudnieniu Hornera była prozaiczna. Nie stać go było na opłacenie Jerry’ego Goldsmitha, którego najlepiej widziałby w roli kompozytora. Niemniej imponujące portfolio stawiającego w branży coraz pewniejsze kroki, Jamesa Hornera ostatecznie przekonało twórcę do powierzenia mu tego zadania. Warunek był jeden – wyraźne nawiązania do nagrodzonej Oscarem ścieżki Goldsmitha.

Horner podszedł do sprawy literalnie. Swoją pracę podzielił na kilka sfer działania, którym przypisał osobne właściwości oraz palety brzmień. I tak oto malownicza, wiejska sceneria otrzymała ciepły motyw oparty na instrumentach smyczkowych i dętych drewnianych. O ile więc smyczkowym aranżom blisko do goldsmithowskiej liryki, to już partie solowe na wszelkiego rodzaju flety wyraźnie kierują naszą uwagę w stronę późniejszej twórczości Hornera. Bardziej jednoznaczny w przekazie jest element grozy wyraźnie stylizowany na ścieżce dźwiękowej do filmu Omen. Sugestywne partie wokalne wyśpiewywane w języku łacińskim, czy też charakterystyczne dla Jerry’ego orkiestracje – to wszystko splata się z raczkującym, ale prężnie rozwijającym się stylem Jamesa. Co ciekawe, mimo ograniczonych środków muzyka Amerykanina nie wydaje się budżetowa. Faktem jest, że suspensowe granie nie wymagało angażowania całego składu orkiestry, ale w mocniejszych scenach akcji, gdzie instrumenty łączą siły z demonicznymi partiami chóralnymi daje się odczuć rozmach. Siłą nośną całej partytury pozostają jednak instrumenty smyczkowe, które w rękach Hornera czarują bogactwem artykulacji, a nerwowe uderzenia w klawiaturę fortepianu idealnie sprawdzają się w momentach kulminacji.

Można mieć pewne obiekcje czy środki wyrazu oraz wysiłek włożony w budowanie aranżacji są adekwatne do tego, co podziwiamy na ekranie. I nawet jeżeli kompozytor miejscami przerysowuje obraz nadmiarem bodźców, to nie zmienia faktu, że pod względem budowania klimatu grozy wykonuje świetną robotę. Dysonujące smyczki i chór skutecznie budują atmosferę przerażenia i grozy, która udziela się również w indywidualnym starciu z muzyką bez filmowego kontekstu.

Z doświadczeniem tym przez wiele dekad był wielki problem, a to z tego powodu, że na rynku nie pojawiło się żadne wydanie soundtracku ani po filmowej premierze, ani w późniejszych latach. Dopiero w roku 2023 nakładem Intrada Records zadebiutowało kompletne nagranie kompozycji pochodzące z jedynych ocalałych egzemplarzy taśm z sesji nagraniowych. Niestety ich kondycja pozostawia wiele do życzenia, co słychać na przykładzie niektórych utworów tego wydania. Cóż, lepszy rydz niż nic.

Na kompletną ilustrację składa się 21 utworów o łącznym czasie trwania wynoszącym niewiele ponad 50 minut. To wystarczająca ilość, aby wejść w ten niepokojący muzyczny świat i wzbudzić swoją fascynację podejmowanymi przez Hornera stylizacjami. Chwilę grozy systematycznie przerywamy jakimiś lirycznymi frazami, więc o większych chwilach znużenia nie ma tu mowy. Wrażenie psują jedynie dysproporcje pomiędzy jakością brzmienia poszczególnych utworów. Zdarzają się sytuacje, w których zaliczamy przeskok z ciepłych, obejmujących całe pasmo kawałków, do „zamulonych”, totalnie pozbawionych górnych częstotliwości fragmentów. Na osłodę otrzymujemy jednak garść bonusów stanowiących pożywkę dla miłośników doszukiwania się aranżacyjnych detali i różnic pomiędzy poszczególnymi wersjami utworów. W całościowym ujęciu pracy Hornera niewiele one jednak zmieniają.

Śmiertelne błogosławieństwo nie stanowiło przełomu w karierze Hornera. Dało mu jednak odpowiednią przestrzeń do eksperymentowania z nowymi stylami i metodami aranżacyjnymi. Pozornie mało istotne doświadczenie stworzyło podwaliny pod rozwiązania stosowane w późniejszych latach nie tylko w filmach grozy, ale i fantastyce. I choć można żałować, że pod względem jakości technicznej ten album pozostawia wiele do życzenia, to nie zmienia faktu, że sama w sobie muzyka warta jest poznania. Umiarkowanie polecam.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.