Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Maciek Dobrowolski

Czarny Młyn

(2021)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 23-09-2021 r.

Nie ma rzeczy niemożliwych. Jeżeli podążamy za marzeniami i jesteśmy konsekwentni w tym, co robimy, to w końcu osiągniemy zamierzony cel. We współczesnym świecie muzyki filmowej wydaje się to zupełną abstrakcją. A jednak przykład pewnego polskiego twórcy, Maćka Dobrowolskiego, który od wielu lat próbuje swoich sił na rodzimym rynku, dobitnie to potwierdza. Niedawno ukazała się ścieżka dźwiękowa do filmu, który zilustrował muzycznie i który (być może) będzie przepustką do częstszych angaży.



Mowa o Czarnym Młynie. Choć tytuł brzmi nieco złowieszczo, to jednak filmowi Mariusza Paleja daleko do rasowego kina grozy, choć poniekąd się o nie ociera. A wszystko za sprawą powieści Marcina Szczygielskiego na bazie której powstał ten obraz. Paradoksalnie, to zaskakująco ciekawa pełna przygody i wątków fantastycznych opowieść, zrealizowana, jak na nasze polskie warunki, z niemałym rozmachem. Fabuła traktuje o grupce młodych ludzi zamieszkujących mała mieścinę. Nuda i rutyna daje się we znaki, dlatego też perspektywa przeżycia jakiejś przygody jest dla nich bardzo kusząca. Pewnego dnia trafiają pod bramę obiektu owianego złą sławą – Czarnego Młyna, będącego przedmiotem wielu lokalnych legend. Mimo ostrzeżeń jeden z młodzieńców wchodzi na zakazany teren… No i tu się zaczyna nasza przygoda pełna cudów i dziwów. I choć narracja prowadzona jest niespiesznie (czasami wręcz leniwie), z każdą minutą przekonujemy się, że widowisko Paleja to wielopłaszczyznowa opowieść w której nie brakuje miejsca zarówno na akcję okraszoną komputerowymi efektami, jak i refleksję nad tematyką miłości czy poświęcenia. To urokliwe kino balansujące pomiędzy stylistyką kultowego serialu Stranger Things, a typowo polskim dramatem.



W tej rzeczywistości musiał się odnaleźć autor ścieżki dźwiękowej, Maciej Dobrowolski, który angaż do tej produkcji wyszarpał w organizowanym przez studio castingu. Jego wizja okazała się najbardziej trafna zarówno pod względem klimatu, w jakim przemawiać miał film, jak i wykorzystanych środków. Już na wstępnym etapie prac uzgodniono, że muzyka powinna przemawiać językiem Hollywoodu, choć rzeczywistość z jaką musiał się mierzyć kompozytor totalnie się z tym rozmijała. Biorąc pod uwagę, że większość prac (poza postprodukcją) wykonywana była przez Maćka w jego domowym studio, nie należało oczekiwać, że w ścieżce dźwiękowej wybrzmi tradycyjna symfonika. Zresztą sam obraz i wspomniane wcześniej paralele do serialowego Stranger Things niejako zapraszały do daleko idących eksperymentów z elektronicznym brzmieniem. I takowe usłyszymy w obrazie Paleja obok uszytych na miarę filmowych potrzeb, orkiestrowych fraz, samplowanych co prawda, ale w otoczeniu pozostałych elementów aranżacji w zupełności spełniających swoje powinności.


Właśnie ten umiejętnie przeprowadzony mariaż pomiędzy tradycyjnymi, orkiestrowymi środkami wyrazu, a różnego rodzaju syntezatorami nadającymi muzyce dodatkowego smaku oraz klimatu, jest siłą pociągową całej kompozycji. O ile bowiem kreowanie opartych na smyczkowych ostinatach i snujących się dęciakach, kawałków akcji, nie wydaje się tutaj niczym nadzwyczajnym, o tyle balansowanie pomiędzy synthwave’ową elektroniką, a współczesnymi brzmieniami jest intrygujące. Hipnotyczne wręcz, jeżeli dorzucimy do tego różnego rodzaju wstawki wokalne i ambientowe tło, w jakim rozmywa się część utworów – szczególnie z początku filmu. I choć miejscami ociera się to wszystko o industrialne brzmienia szukające kompromisu pomiędzy zimmerowską przebojowością, a eksperymentatorstwem, to jednak ostatecznie sprawdza się to wszystko w zderzeniu z filmową rzeczywistością. Jednakże jeżeli miałbym doszukać tu jakiegoś słabszego, nie do końca przemawiającego do mnie elementu, z pewnością byłaby to przesadna ekspresja z jaką autor ścieżki dźwiękowej stara się tłumaczyć filmową akcję. Finałowa scena wydaje się nieco przerysowana, choć z drugiej strony narzucane tam wątki fantastyczne mogą rozgrzeszać takie, a nie inne podejście. I tak wszystko rozbije się o preferencje odbiorcy.



Dokładnie to samo można napisać w kontekście albumowego wydania tej ścieżki dźwiękowej. Właściwie wydań, ponieważ na rynku ukazały się dwie wersje soundtracku – regularna dostępna do odsłuchu na streamingu oraz rozszerzona, którą można zakupić w serwisach oferujących cyfrową muzykę. Pierwszy z nich jest propozycją dla niemalże każdego słuchacza. Trzy kwadranse spędzone przy tej selekcji nie stanowią większego wyzwania, choć na pierwszy rzut ucha wspomniane wyżej ilustracje z finalnej konfrontacji mogą wydać się zbyt intensywne i pozbawione melodycznej myśli przewodniej. I może te „mechaniczne” brzmienia imitujące industrialną scenerię w jakiej toczy się końcowa akcja nie czarują jak temat przypisany Iwo, ale z perspektywy samego obrazu nie jest to istotne. Istotnym jest fakt, że po zakończonym odsłuchu nabiera się chęci na kolejne, co w przypadku rozszerzonego, przeszło godzinnego wydania tego soundtracku nie jest już takie oczywiste. Przygodę z nim proponowałbym zatem tym odbiorcom, którzy po wysłuchaniu regularnej edycji poczuli lekki niedosyt.



Jako miłośnik muzyki filmowej ja właśnie czuję niedosyt takich kompozycji na naszym rodzimym rynku: dosyć hermetycznym i stanowczo rozprawiającym się z pomysłowymi hybrydami brzmieniowymi. A takową jest właśnie ścieżka dźwiękowa do Czarnego Młyna.

Najnowsze recenzje

Komentarze