Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Crossing the Line (Wielki człowiek)

(1990)
3,0
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 15-10-2021 r.

Film Davida Lelanda Wielki człowiek, z Liamem Neesonem w roli głównej, opowiada historię Danny’ego, szkockiego górnika. Po tym jak bierze udział w strajku, zostaje zwolniony. Pozostawiony bez środków do życia, przystaje na propozycję miejscowego gangstera, który oferuje mu udział w walkach na gołe pięści. Nawiązanie współpracy z przestępczym półświatkiem okazuje się dla mężczyzny dużo bardziej niebezpiecznie niż się spodziewał. Film, okrojony o około 25 minut, w Stanach Zjednoczonych wyświetlany był pod tytułem The Big Man.

Wbrew temu, co może sugerować przytoczona fabuła, Wielki człowiek nie jest kolejną produkcją z mordobiciem w roli głównej. To przede wszystkim dramat. Najprawdopodobniej to właśnie ten aspekt filmu sprawił, że na stołku kompozytorskim usiadł Ennio Morricone. Jednym z pierwszych problemów, z którymi spotkał się Włoch podczas pracy nad filmem Lelanda, było obranie stosownego instrumentarium. Mogłoby się wydawać, że historia, której akcja toczy się w Szkocji, będzie wymagać tamtejszych naleciałości w warstwie muzycznej. Morricone uznał jednak, że przedstawione w obrazie wartości są uniwersalne, a zatem odpowiednie będzie sięgnięcie po powszechnie stosowane, czytaj orkiestrowe, środki wyrazu (inna sprawa, że Włoch w swojej jakże bogatej karierze stosunkowo rzadko sięgał do instrumentów etnicznych). Przygotowana ścieżka dźwiękowa, podobnie jak świat Danny’ego, rozdzielona jest na dwie sfery: życie rodzinne i świat walk na gołe pięści.

Za temat główny służy temat miłości pomiędzy Dannym a Beth. Wprowadza do filmu wiele emocji, najładniej rozbrzmiewając w charakterystycznych dla tego typu kina sekwencjach montażowych z treningiem głównego bohatera. Bardzo umiejętnie podkreśla to, że motywacja Danny’ego ma swoje podłoże w potrzebie zapewnienia rodzinie pieniędzy. Co ważne, zastosowanie lirycznego tematu w tego rodzaju scenach dobitnie pokazuje różnicę pomiędzy dziełem Lelanda, a klasycznym filmem akcji/sportowym lat 80. i 90. Melodia jest bardzo urokliwa. choć skłamałbym, gdybym napisał, że jest pierwszej świeżości. Pod względem melodycznym i aranżacyjnym (harmonia smyczków, nuta pedałowa) utrzymana jest w stylu typowym dla ówczesnych tematów Morricone, kłania się chociażby Dawno temu w Ameryce i Cinema Paradiso. Zwłaszcza aranżacja na saksofon niemal z miejsca nasunie nam na myśl słynny obraz Giuseppe Tornatore. Płaszczyznę liryczną uzupełnia jeszcze temat drugi. Ma on już zdecydowanie bardziej minorowy wydźwięk; jest w nim też wyczuwalna pewna nutka napięcia i niepewności. Podczas seansu stopniowo spycha na dalszy plan temat miłosny, gdy związek Danny’ego zostaje wystawiony na ciężką próbę.

Drugą sferą ścieżki dźwiękowej z Wielkiego człowieka, jak już zostało wspomniane, jest muzyka akcji i suspensu. Tak jak w wielu pracach Morricone z tamtych lat, jej fundamentem jest ostinato. Powtarzalność i pewna monotonia tej struktury melodycznej rekompensowana jest przez rozmaite dodatki, nadające kompozycjom nerwową i polifoniczną budowę. Pojawiają się buczące blachy, chroboczące kontrafagoty, nerwowe szarpnięcia smyczkami, a także traktowany iście perkusyjnie, po bartokowsku chciałoby się rzec, fortepian. W ostatniej rundzie finałowego pojedynku Morricone dorzuca nawet chór. Choć wykorzystanie partii wokalnych z pewnością podkręca dramaturgię, o tyle granica pomiędzy ilustracyjną efektywnością a kiczem jest tutaj bardzo cienka. Co znamienne, ostateczne zwycięstwo Danny’ego nie jest podkreślane żadnym patosem. Ciekawie prezentuje się również Journey to the Fight, posiadające pewne elementy fugi, choć również oparte na ostinatowej strukturze.

Wielkiego człowieka trudno wliczyć w poczet najlepszych soundtracków Ennio Morricone. Nie jest to dzieło wiekopomne, czy choćby w jakimś stopniu rewolucjonizujące warsztat Maestro. Niemniej nie oznacza to, że nie warto poświęcić mu kilku chwil. Temat główny, nawet jeśli niezbyt wyszukany, urzeka, więc wszyscy, którzy cenią Włocha za jego melodyczną smykałkę nie powinni się zawieść. Z kolei słuchacze lubujący się w tej „ciemniejszej stronie” twórczości Morricone mogą być kontent z ciekawych pomysłów aranżacyjnych. Warto zatem posłuchać – zwłaszcza, że Wielki człowiek ukazał się pod postacią przystępnego, 35-minutowego albumu.

Najnowsze recenzje

Komentarze