Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joseph Shirley

Creed III

(2022)
4,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 14-03-2023 r.

Mimo zachowania pewnych ram stylistycznych i pewnych zmian w obrębie tematyki, finał muzycznej trylogii prezentuje się w tym zestawieniu najgorzej.

Jeszcze kilka lat temu kino bokserskie uchodziło za kiepską inwestycję. Wszystko zmieniło się za sprawą Creeda będącego przedłużeniem kultowej serii Rocky. I choć pojawił się tam sam Balboa, to jednak uwaga widza kierowana była w stronę syna słynnego Apollo Creeda. Film Ryana Cooglera okazał się komercyjnym hitem. Nie dziwne, że przystąpiono do prac nad kontynuacją. Druga część Creeda nie zebrała już tak dobrych opinii, ale bardzo dobry wynik finansowy pozwolił myśleć o domknięciu trylogii. Za kamerą stanął debiutujący jako reżyser Michael B. Jordan, wcielający się również w tytułowego bohatera. Jak sprawdził się w podwójnej roli? Lepiej niż można było przypuszczać. Aktor doskonale czuł graną przez siebie postać, więc poprowadzenie pracą na planie nie sprawiło większego problemu. Dodatkowym atutem był stworzony przez Ryana Cooglera scenariusz odrywający serię od legendy Rocky’ego. Zresztą absencja Stallone’a w tym filmie nie była przypadkowa. Aktor wszedł na wojenną ścieżkę z właścicielami praw do franczyzy i kategorycznie odmówił swojego udziału w trzeciej części Creeda. Cóż, może i nutka żalu pojawiła się podczas seansu, ale fenomenalne wyniki finansowe po weekendzie otwarcia dobitnie pokazały, że nie dla podstarzałej legendy widownia tłumnie stawia się w kinach.

Do trzeciej części Creeda nie powrócił również autor ścieżek dźwiękowych do dwóch poprzednich filmów serii – Ludwig Göransson. Bynajmniej nie z powodu jakiegoś sztucznie rozdmuchanego konfliktu. Od wielu miesięcy jest bowiem pochłonięty pracą nad filmem Oppenheimer. I gdyby chodziło o innego reżysera niż Christopher Nolan, prawdopodobnie nie byłoby problemu z „wciśnięciem” trzeciej części Creeda w grafik. W tej sytuacji musiał oddać ten projekt na ręce swojego asystenta, Josepha Shirleya. Można więc się było spodziewać, że nowy kompozytor zechce kontynuować podejmowane wcześniej tematyczne i stylistyczne wątki. Czy tak też się stało?

Na pierwszy rzut ucha faktycznie niewiele się zmienia. W dalszym ciągu najbardziej zauważalnym elementem oprawy muzycznej (szczególnie w pierwszym akcie filmu) są piosenki utrzymane w stylistyce R’n’B i  hip-hopu. Ilustracja nabiera znaczenia w dalszej części widowiska, kiedy bohaterowie przygotowują się do finałowej konfrontacji. Także mniej nasycone dramaturgią sceny dopowiadane są tutaj przez oryginalnie skomponowaną muzykę. Nie ma ona jednak takiej siły wyrazu, aby poza subtelnym uwypuklaniem pewnych emocji w jakiś szczególny sposób oddziaływać na widza. Kompozycja Shirleya wydaje się również mniej odważna w godzeniu ze sobą popularnych i orkiestrowych brzmień. Choć trzyma się pewnych ram nakreślonych przez Göranssona, to jednak brakuje w niej czegoś na miarę eksperymentów z efektami wokalnymi i nawiązań do stylu i repertuaru Billa Contiego. Zresztą temat przewodni stworzony na potrzeby pierwszej i drugiej części również poszedł w odstawkę. Otrzymujemy w zamian nową melodię, która w moim odczuciu nie ma takiego przebicia jak skonstruowana w klasycznym stylu fanfara. I można by się było zastanawiać na ile jest to zasługą pożegnania się z serią postaci Rocky’ego, a na ile decyzją samego kompozytora mającego nieco inną wizję na tę oprawę muzyczną. Nie zmienia to faktu, że partytura Shirleya robi swoje w filmie Michaela B. Jordana. Abstrahując od kilku nietrafnych decyzji związanych z miksem, trudno tu znaleźć większą przestrzeń do malkontenctwa.

Więcej problemu sprawić może próba zmierzenia się z tym materiałem bez filmowego kontekstu. W dniu premiery obrazu na rynku ukazały się dwa osobne albumy prezentujące wybrane fragmenty ścieżki dźwiękowej. Pierwszy z nich w całości poświęcony został piosenkom pojawiającym się w obrazie lub inspirowane nim. Nas najbardziej zainteresować może wydawnictwo poświęcone muzyce oryginalnie skomponowanej na potrzeby filmu Jordana. Niespełna 70-minutowy album daje nam o wiele więcej materiału niż odpowiednie krążki z poprzednich części serii. Nie jestem jednak pewien, czy dla większości odbiorców będzie to akurat powód do radości.

Biorące w obroty nowy temat przewodni pierwsze minuty sprawiają wrażenie, że oto przed nami kolejny przebojowy soundtrack. Nic bardziej mylnego. Po dynamicznym wprowadzeniu dosyć szybko przechodzimy do ilustracyjnego wypełniania przestrzeni i topornego budowania napięcia. Dopiero druga część albumu odsłania przed nami kilka wpadających w ucho fragmentów. Zwiastunem nadchodzących zmian są egzotyczne brzmienia przed pojedynkiem Damiana z Chavezem. Największe wrażenie robią jednak cztery ostatnie kawałki. Siedmiominutowy montaż treningowy oparty jest na schemacie doskonale znanym z dwóch poprzednich części. Budowanie walecznego nastroju przerywane jest partią wokalną, by w finałowym fragmentacje z pełnym patosem zaprezentować temat przewodni. Sama ilustracja sekwencji walki to już klasyczne w kinie sportowym „punktowanie” najbardziej dramatycznych momentów w ścisłej współpracy z dynamicznym montażem. Zamykający album utwór przypomina sobie o motywach Göranssona łącząc je zgrabnie z nową melodią.

Nie jestem przekonany, że będzie to wystarczającym argumentem, aby ścieżkę dźwiękową do trzeciej części Creeda postawić na jednej półce z pracami Göranssona. Mimo zachowania pewnych ram stylistycznych i pewnych zmian w obrębie tematyki, finał muzycznej trylogii prezentuje się w tym zestawieniu najgorzej. Problemem nie są umiejętności, bo Shirley doskonale odnajduje się w metodach pracy Göranssona. Moim zdaniem zabrakło większej wyobraźni i swobody w eksperymentowaniu z nowymi brzmieniami. Osobną sprawą jest długość albumu, która w obliczu mniej frapującej treści działa na niekorzyść doświadczenia odsłuchowego. Biorąc jednak pod uwagę, że soundtrack ukazał się w formie elektronicznej, to nic nie stoi na przeszkodzie, by spróbować swoich sił z wybranymi fragmentami.

Najnowsze recenzje

Komentarze