Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Alex Belcher

Citadel (Cytadela)

(2023)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 27-05-2023 r.

Szef studia Amazon wie jak spektakularnie wydawać pieniądze na potrzeby swojej platformy streamingowej. Jeszcze nie opadł kurz po szumie, jaki wywołał horrendalnie drogi serial Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy, a już na horyzoncie pojawił się kolejny kandydat do miana najdroższej wydmuszki w historii telewizji.

Cytadela (Cytadel) miała być bardzo ambitnym projektem otwierającym wrota przed nowym uniwersum seriali oraz filmów o tematyce szpiegowskiej. Za sterami całego przedsięwzięcia stanęli bracia Russo, których renoma opiera się na kilku bardzo dochodowych filmach stworzonych dla Marvel Studios. Problem w tym, że poza kinem komiksowym nie potrafili się jakoś odnaleźć. Filmy ich autorstwa, które od tego momentu powstały nie powalają na kolana, a najnowsze ich dzieło – Cytadela – nie jest absolutnie żadnym wyjątkiem. Sześcioodcinkowy serial zrealizowany za 300 mln $ cierpi na wszelakie bolączki podobnych gatunkowo tworów. Historia tajemniczej przeszłości Masona i Nadii nie przykuwa uwagi widza, jest przewidywalna w treści i nietrafiona w castingu. Zawodzi nawet sfera wizualna, która ze względu na budżet uchodziła za priorytetową. Niskie noty od krytyków bynajmniej nie przeszkodziły w odtrąbieniu przez studio spektakularnego sukcesu. Zatem w najbliższej przyszłości możemy spodziewać się kolejnych sezonów i spin-offów serialowej Cytadeli.

O muzyce do tego serialu zaczęto myśleć jeszcze zanim na planie padł pierwszy klaps. Tak naprawdę w toku prac nad widowiskiem Netflixa Tyler Rake: Ocalenie na ręce Alexa Belchera – stałego współpracownika Henry’ego Jackamana – trafił scenariusz tajemniczego projektu o nazwie Cytadela. Belcher poproszony został o stworzenie kilku utworów, które klimatem i wymową pasowałaby do zawartych w skrypcie wątków. Bracia Russo chcieli ten materiał wykorzystać na planie i nie wykluczone, że również w gotowym widowisku. Praca nad ilustracją trwała więc ponad dwa lata, co sam kompozytor określił w jednym z wywiadów mianem największego wyzwania w jego karierze. Czy znalazło to swoje przełożenie na treść ilustracji?

Już pierwsze minuty widowiska nie pozostawiają złudzeń z jakiego typu brzmieniami będziemy myli do czynienia podczas tej sześciogodzinnej podróży. Belcher nie odkrywa tu nic nowego, a raczej bierze na warsztat wszystko to, co do tej pory „trybiło” w podobnych gatunkowo tworach braci Russo, a realizowanych u boku Henry’ego Jackmana. Zresztą nazwisko tego kompozytora nie bez powodu pojawia się w dziale muzycznej produkcji serialu. W ciemno moglibyśmy uwierzyć, że i Henry Jackman „maczał palce” w powstawaniu tej partytury.

Osią wokół której obraca się cała ścieżka dźwiękowa do Cytadeli jest temat z czołówki. Oparty on został na rytmicznych, ostinatowych smyczkach z prostą, transparentną wręcz melodyką i pulsującą elektroniką. W praktyce kompozytor sięgnął po sprawdzone w Kapitanie Ameryce środki: aparat wykonawczy, stylistykę, a nawet konstrukcję utworów akcji. Wszystko zostało oczywiście dostosowane do poruszanych w serialu wątków. Ostinatowe smyczki są tym elementem muzycznej układanki, który scala ze sobą wszystkie pozostałe i nie dzieje się to bez powodu. Biorąc pod uwagę jak mocno do gatunku kina szpiegowskiego przylgnęły tego typu rozwiązania (nie bez zasługi serii o Jasonie Bournie), należało się spodziewać, że kompozytor pójdzie właśnie w tym kierunku. Dlatego też nie orkiestra, a elektronika, która towarzyszy tym frazom jest nośnikiem różnorodności i przeciwwagą dla smyczków osadzonych w sztywnych strukturach rytmicznych. Niemniej trudno na podstawie muzyki usłyszanej w serialu wywnioskować, że za tym projektem stał budżet godny wielkiego hollywoodzkiego blockbustera. Co prawda ilustracja robi swoje skutecznie dynamizując akcję i budując napięcie, ale w szerszym ujęciu nie wynosi tej rozrywki na wyższy poziom. Uwagi odbiorcy również nie kranie. Trochę słabo jak na dwa lata poświęcone procesowi kompozycji.

Równie transparentny wydaje się oficjalny soundtrack, który ukazał się wraz z pierwszymi odcinkami serialu. Cyfrowy album wydany nakładem Sony Classical zawiera selekcję materiału z całego pierwszego sezonu Cytadeli. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że znajdujemy tam aż dwie godziny materiału, który tylko w pewnej części jest w stanie skraść uwagę odbiorcy. Na pewno zrobi to utwór z czołówki otwierającej każdy odcinek widowiska. Spektakularna scena walki w superszybkim pociągu również broni się niewybredną dynamiką i przebojowością, której tylko o krok od wspomnianych wcześniej ilustracji z Kapitana Ameryki. Najmniej frapujące wydają się fragmenty, gdzie kompozytor daje chwilę oddechu, buduje napięcie lub opisuje relacje między bohaterami. Dosyć ponura wymowa pracy w starciu z niezliczoną ilością ostinat w dalszej części soundtracku, sprawiają, że po około trzech kwadransach taka formuła zaczyna nużyć. I nie ma większego znaczenia, że pod koniec albumu otrzymujemy kilka lepiej prezentujących się fragmentów akcji. Przesyt usłyszaną wcześniej treścią nie daje przestrzeni do nawiązania bliższej relacji z tym albumem.

Nie zmienia to faktu, że na wielu płaszczyznach ta muzyka spełnia swoje założenia. W kategoriach gatunkowych w jakich powstała również całkiem nieźle się odnajduję. Problemem jest względna anonimowość treści i monotonia w dawkowaniu z góry przyjętymi koncepcjami. O ile w filmie pełnometrażowym mogłoby to przejść bez większego zgrzytu, to w przypadku sześcioodcinkowego serialu, którego album soundtrackowy nie szczędzi materiału nie trudno o poczucie znużenia. Można odnieść wrażenie, że czas jaki Belcher spędził nad tą ilustracją nie oddaje tego, czym być powinna ta muzyka. A może to po prostu zbyt wygórowane oczekiwania względem projektu, którego zaplecze finansowe zawstydzić może niejedną hollywoodzką superprodukcję…

Najnowsze recenzje

Komentarze