Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Graeme Revell

Chronicles of Riddick, the (Kroniki Riddicka)

(2004)
-,-
Oceń tytuł:
Mariusz Tomaszewski | 15-04-2007 r.

W 2000 roku na ekrany kin wszedł film s/f pt. Pitch Black. Obraz ten wcale nie zachwycał widowiskowością do jakiej przyzwyczaiło nas Hollywood. Główny nacisk został położony na klimat, którego ostatnio coraz mniej możemy doświadczyć oglądając tego typu produkcje. Jak wiadomo, takie kino wymaga specyficznej oprawy dźwiękowej. Kompozytor ma za zadanie budować nieustannie napięcie, które powinno rosnąć z minuty na minutę. W kinie fantastyczno-naukowym również temat przewodni w muzyce jeszcze nikomu nie zaszkodził. Także przed kompozytorem stało ciężkie zadanie. Propozycję skomponowania muzyki do tego obrazu otrzymał Nowozelandczyk Graeme Revell i wywiązał się z niej co najmniej przyzwoicie. Wcześniej reżyser Pitch Black David Twohy zaprosił Revella do współpracy przy horrorze Below. Zaś kiedy okazało się, że Pitch Black to jest tylko pierwsza część trylogii o przygodach Riddicka i mają powstać dwa kolejne filmy związane z tą postacią, oczywistym stało się, że reżyserii musi podjąć się twórca i pomysłodawca Pitch Black, David Twohy. Tak więc w kwestii wyboru kompozytora muzyki do Kronik Riddicka wybór mógł być tylko jeden: Graeme Revell.

The Chronicles of Riddick to zupełnie inny film od swojego poprzednika. Jest bardzo widowiskowy, ma wręcz epicki rozmach. W związku z tym i oprawa muzyczna musiała być zupełnie inna niż w przypadku części pierwszej. Muszę przyznać, że tym razem Revell nie spisał się już tak dobrze. Oglądając film słyszymy świetne fragmenty muzyki akcji, oraz po raz kolejny możemy usłyszeć temat przewodni, który słyszeliśmy już w Pitch Black. Występuje on, co prawda, w zupełnie innej aranżacji niż 4 lata wcześniej, aczkolwiek nie stracił nic ze swojego uroku. Najlepszym tego przykładem jest utwór One Speed, który dziwnym zbiegiem okoliczności kojarzy mi się z Race Against the Sun z Pitch Black. Jednakże nasza radość zostaje szybko ostudzona, gdyż główny temat pojawia się dosyć rzadko. Graeme Revell wykorzystuje go bardzo oszczędnie. Moim zdaniem nader oszczędnie. W zamian zaś otrzymujemy temat Necromongera, który możemy już usłyszeć na wstępie zarówno filmu jak i ścieżki dźwiękowej w utworze The Chronicles of Riddick. Jest on swoistym prologiem, który rewelacyjnie wprowadza nas w klimat jaki będzie nam towarzyszył podczas słuchania tego albumu. A jest on mroczny, o dziwo mroczniejszy niż w Pitch Black. Oczywiście dwa tematy to nie wszystko. Mamy jeszcze dosyć dobrą muzykę akcji, w którą Revell niepotrzebnie 'wplątał’ elektronicznie wygenerowany chór. Jest to najsłabszy element ścieżki dźwiękowej do The Chronicles of Riddick. Ostatnim pozytywnym elementem na który chciałbym zwrócić uwagę, jest element etniczny. Momentami Revellowi udaje się wytworzyć atmosferę odległych planet i ich kultur. Niestety tylko chwilami mamy takie wrażenia, gdyż niektóre utwory to tylko nic nie wnoszący i nudny underscore, który w filmie spełnia swoją rolę, zaś na albumie nudzi. Całość zaś sprawia wrażenie dosyć chaotycznej mieszanki. Ledwie zdążymy wejść w hipnotyczny nastrój, to od razu jesteśmy atakowani muzyką akcji. Nie zdążymy po niej wziąć pierwszego oddechu i otrzymujemy underscore, z którego obudzi nas jakiś nagły dźwięk, który to zapoczątkuje coś nowego. Zapewne niektórym taki roller coaster się spodoba, mnie zaś nie przypadł do gustu. Zawodzi tutaj montaż albumu.

Podsumowując całość, muzyka Revella w filmie sprawdza się znakomicie, jednak na albumie nie sprawia już tak dobrego wrażenia. Niestety nie jest to pierwszy taki przypadek w karierze Revella. Jak widać jest on specjalistą w muzyce ilustracyjnej i jego muzyką musimy się cieszyć w kinie, nie zaś w ciepłym domowym zaciszu siedząc sobie w fotelu ze słuchawkami na uszach.

Najnowsze recenzje

Komentarze