Michael Giacchino

Call of Duty

(2005)
Call of Duty - okładka
Michał Turkowski | 24-03-2010 r.

Gdy na komputerach PC, szalał Medal of Honor: Allied Assault, uznawany swoimi czasy za największą grę wojenną, korona króla FPS-ów zdawała się być dlań wieczna. Nic bardziej błędnego. Rok 2003 przyniósł Call of Duty – hit, który jako pierwszy, ukazywał wojnę niezwykle prawdziwą, brudną, i okrutną. Po raz pierwszy gra komputerowa pozwalała wziąć udział w tak potężnych bitwach, w których zgodnie z hasłem przewodnim – In War, No One Fights Alone, braliśmy udział u boku wielu kompanów broni. Obok wielu innowacji, gra oferowała możliwość wcielenia się w żołnierzy różnych armii – Radzieckiej, Brytyjskiej i Amerykańskiej, ukazując różny, specyficzny sposób prowadzenia walk.

Call of Duty, zostało zaprojektowane przez Infinty Ward, studio, które skupiało w większości ludzi z 2015, zespołu, który wcześniej stworzył Medal of Honor. Producenci bez wątpienia świadomi byli, jak istotny dla sukcesu MoH, był Michael Giacchino, tak więc ponownie zaprosili młodego kompozytora do współpracy. Płyta z jego muzyką ukazała się oficjalnie jako bonus, umieszczona w pudełku wersji Deluxe, skupiającej Call of Duty, dodatek United Offensive oraz właśnie soundtrack.

Giacchino stanął przed zadaniem innego kalibru niż wcześniej. Gra ogromnie zmieniła charakter względem Medal of Honor, w związku z czym, Michael musiał zmienić koncepcję czekającej go kompozycji. Główny cel przyświecający twórcom gry, chcącym ukazać realizm i brutalność wojny, zdecydował że Giacchino zrezygnował z przygodowego, pełnego brawury i przebojowości brzmienia muzyki, charakterystycznego dla MoH. Bohaterskie i heroiczne tematy poszły w odstawkę, zaś lekki, awanturniczy wydźwięk muzyki, wprost z Kina Nowej Przygody okrył się cieniem. W konsekwencji, w muzyce panuje ponury, posępny nastrój, partytura jest agresywna i brutalna, co okazało się strzałem w dziesiątkę, bowiem działanie ilustracyjne muzyki jest mistrzowskie. Odbiło się to jednak na samej partyturze, która jest zdecydowanie trudniejsza w odbiorze, bardziej wymagająca, mniej przystępna.

Wspomniałem na początku o tym, że gra oferuje trzy odmienne spojrzenia na wojnę, z perspektyw żołnierzy różnych państw. To co bardzo mnie boli, to brak osobnych muzycznych tematów, odwołujących się do konkretnych nacji, w których żołnierzy wciela się gracz. Wielka szkoda że Giacchino nie zdecydował się takie rozwiązanie, miał bowiem ku temu niezwykłą okazję, i niestety nie wykorzystał jej. Gdyby Michael zdecydował się na trzy silne, wyraziste tematy, odwołujące się do różnych armii, partytura zyskałaby potężne filary, a jestem pewien, że potrafiłby on to zrobić. Niestety, Amerykanin zmarnował potencjał oferowany mu przez grę.

Tematyka obecna w tej ścieżce, ukazuje inspiracje klasykami kina wojennego, oraz szeroko rozpoznawaną Americaną Aarona Coplanda i Johna Williamsa. Belkę konstrukcyjną partytury stanowią trzy główne melodie: otwierający album, świetny Call of Duty, w którym najsilniej przebija się żołnierski patos, posępny Red Square, oraz melancholijny, zamykający płytę Pegasus Bridge. Są to jednak fragmenty związane z różnymi wydarzeniami, a nie z opisem poszczególnych armii. Tematy te, nie są z pewnością aż tak reprezentacyjne jak ich odpowiedniki w MoH, lecz warto je znać, zwłaszcza krótki ale treściwy Red Square, dla mnie będący najlepszym utworem dramatycznym w karierze Giacchino. Kompozytor, fragmenty swoich melodii rozrzuca po całym albumie, co prawda nie tak wyraziście i często jakbyśmy sobie tego życzyli, lecz wplata je w różne utwory (bardzo ciekawa, ciemna aranżacja Red Square w Taking Stalingrad, elementy Call of Duty w muzyce akcji).

Największa część partytury to bezkompromisowa akcja, pozbawiona wiodącej linii melodycznej, oparta często na krótkich, powtarzanych frazach, (smyczkowe rajdy, przywodzące na myśl Elliota Goldenthala) skierowana głównie na rytmikę, momentami porywającą. Muzyka akcji jest częstokroć zbyt głośna i chaotyczna, przez co ciężka w odbiorze. Nie oznacza to jednak tylko i wyłącznie bezdusznej ściany dźwięku; nie brak w Call of Duty fragmentów zachwycających, kłaniają się pędzący na złamanie karku Countryside Drive, a także podobnie skonstruowane Stukas and Flakvierlings oraz Breaking Through. Istotny problem muzyki akcji leży w braku zróżnicowania; utwory są bardzo jednakowe, często zlewają się w chaotyczną całość, w której trudno znaleźć ciekawe wyróżniki poszczególnych kompozycji, których to w Medal of Honor było na pęczki.

Analiza partytury zwraca szczególną uwagę na orkiestracje. W stosunku do MoH, Michael zmienił podejście do instrumentacji, przede wszystkim, ograniczył znacznie sekcję dętą drewnianą, sprowadzając jej udział wykonawczy do okazjonalnych wejść, nieszczególnie istotnych w kontekście całej pracy. Ciężar wykonawczy spadł na instrumenty dęte blaszane, solennie w CoD eksploatowane, i sekcję smyczkową, bardzo ciężką i szeroką, momentami zbyt przytłaczającą. Częstokroć Giacchino zasięga po gongi i metaliczne uderzenia, tak nieodzownie narzucające skojarzenia z pracami Jamesa Hornera. Surowe orkiestracje, na które pokusił się twórca, idealnie pasują do charakteru gry, lecz brak im barwy, wyśmienitej kolorystyki dźwiękowej, tak nieodzownej dla MoH, zwłaszcza w odsłonie Underground.

Specyficzna struktura kompozycyjna muzyki i jej orkiestracyjna forma, przyczyniły się do zatracenia przez partyturę wspaniałej słuchalności i przystępności, które to cechowały serię MoH. Czasami muzyka zbyt męczy, szczególnie suspense, nawet pomimo krótkiego czasu trwania płyty, który to wynosi raptem 39 minut, a zawiera w sobie pełną pracę Giacchino.

Największą zaletą partytury, jest jej znakomita, ilustracyjna rola. W trakcie gry pojawia się ona dość rzadko, bitwy częstokroć skąpane są jedynie w efektach dźwiękowych (kłania się zabieg zastosowany przez Williamsa i Spielberga w Saving Private Ryan), zaś muzyka pojawia się wtedy, gdy jest niezbędna. I właśnie te momenty, gdy Giacchino wychodzi ze swoją pracą na pierwszy plan, są przytłaczające ilustracyjnie, szczególnie w pamięć wbija się Stalingrad, wsparty akompaniamentem Red Square, oraz poziomy pełne pościgów i pogoni, tak znakomicie wypadające w połączeniu ze ścieżką Michaela. Na tym polu, Giacchino spisuje się bez zarzutu, i pomimo iż na płycie jego muzyka nie jest aż tak przekonująca, to w grze CoD, udowadnia swoje ilustracyjne mistrzostwo.

Call of Duty to partytura, która bardzo wyraźnie wskazuje jaki wpływ na ostateczny kształt muzyki niesie dzieło, które ma ona za zadanie ilustrować. Giacchino pokazał tutaj oblicze znakomitego ilustratora, który bezbłędnie potrafi opisać wojenną zawieruchę i chaos. Niestety, nastawiając się głównie na ilustrację, zatracił on lekkość swoich dotychczasowych prac, ich finezję i kunszt. Muzyczny Call of Duty, to pomimo niewątpliwych wad, partytura przyzwoita, nie wykorzystująca jednak w pełni umiejętności drzemiących w twórcy. Zmarnowany potencjał po prostu. Fani gry i Michaela muzykę już pewnikiem znają, zaś co do pozostałych – spróbować można, choć niekoniecznie. Pół gwiazdki dodane za wyśmienite działanie muzyki w grze.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.