Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Brian Tyler

Brake

(2012)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Nie trudno przypiąć łatkę „bezmózgowca” do każdego, kto nowocześnie patrzy na muzykę filmową – gatunek, którego doczesny wizerunek kształtowały osobowości takie jak chociażby Jerry Goldsmith, John Williams, czy James Horner. Najbardziej zastanawiającym jest fakt, że do owych „kaszaniarzy” często zalicza się również Briana Tylera, który choć oryginalnością i pomysłowością nie grzeszy, to na pewno nie krzywdzi przemysłu filmowego brakiem pojęcia o muzyce. Nie dziwne zatem, że owe „beztalencie” coraz śmielej poczyna sobie w branży, inspirując kolejnych reżyserów w Hollywood… ale i nie tylko. Surfowanie na fali swojego sukcesu wcale nie odcina Tylera od niszowych, aczkolwiek wymagających większej atencji, projektów. Na początku roku 2012 kompozytor ten uciszył wszystkich malkontentów minimalistyczną oprawą do budżetowego thrillera akcji, Rondo Kolumba. Partyturę wykonał oktet smyczkowy, a do aranżacji dorzucono tylko fortepian i marimbę, co w przypadku człowieka powszechnie uważanego za skręconego i żywiołowego było nie lada zaskoczeniem. Niemniej, gdy na rynku ukazała się zapowiedź ścieżki dźwiękowej do budżetowego thrillera akcji, Brake znowu zaczęto snuć czarne wizje. Informacja jakoby całość kompozycji miała powstać w prywatnym studiu Briana Tylera, dodatkowo wykonana i zmiksowana przez niego samego, dolała tylko oliwy do ognia spekulacji. Cóż, zamiast spodziewanego łomotu i ściany dźwięku otrzymaliśmy klimatyczną i stonowaną ścieżkę, opartą co prawda na ambientowych schematach, ale nie odcinającą się od różnego rodzaju eksperymentów w zakresie sound design’u i industrialu. Myślę, że żadne słowa nie odzwierciedlą rzeczywistości tak, jak ten audiowizualny kolaż stworzony na potrzeby promocji ścieżki dźwiękowej do filmu Brake





Jak można było zauważyć na wyżej zaprezentowanym nagraniu, konstrukcję oprawy muzycznej do Brake postawiono na trzech solidnych filarach. Pierwszym z nich były nieco tendencyjne, ale budujące nastrój, brzmienia gitarowe przepuszczone przez dziesiątki efektorów i samplerów. Spoiwem łączącym te bloki melodyjne była rytmika uzyskiwana na perkusjach i padach odtwarzających zarejestrowany wcześniej bit. Ostatnią, aczkolwiek najbardziej intrygującą częścią składową partytury są owe eksperymenty w zakresie sound design’u. Nie wiem na ile pokazane w filmiku zabiegi przysłużyły się do wzbogacenia zasobu sampli w stacji roboczej Briana Tylera, ale sam fakt poszukiwania czegoś nowego świadczy o ambitnym podejściu kompozytora do tego projektu.



Tylko czemu akurat corvetta? Czemu w ogóle samochód i wszystko co się z nim wiąże? Odpowiedzi na to pytanie doszukamy się w obrazie Gabe’a Torresa, gdzie właściwie jedyną scenerią, w której odgrywa się akcja jest bagażnik samochodu z zamkniętym weń głównym bohaterem. Klaustrofobiczny charakter Brake już na wstępie przekreślił wszelkiego rodzaju próby z orkiestrowym, czy w ogóle polifonicznym brzmieniem. Jako iż pierwszych kilkanaście minut filmu to nerwowe zapoznawanie widza z nieciekawą sytuacją porwanego Jeremy’ego Reinsa, obecność muzyki musiała tu zostać ograniczona do niezbędnego minimum. Najlepszym środkiem do budowania napięcia wydawało się bowiem samo przerażenie głównego bohatera i całe dźwiękowe tło ukazujące i stymulujące ten stan. Dopiero w miarę odkrywania kolejnych kart historii rodziło się powoli zapotrzebowanie na dodatkowe środki audytywnego przekazu. A cóż innego można było zaoferować jak nie wpasowującą się w te realia elektronikę? Wkomponowany w dialogi i efekty dźwiękowe ambient nie powalił na kolana, z drugiej strony nie zaburzył też sporządzonych na początku proporcji. Muzyka Tylera stała się de facto dobrym narzędziem do uwypuklenia pewnych treści, ale niestety ten sam funkcjonalny aspekt partytury zepchnął ją na daleki plan. W efekcie tego, po zakończeniu seansu niewiele można powiedzieć o wypocinach Tylera. Owszem, otwierający film temat główny zapadnie nam w pamięć, tak samo zresztą jak utwór z ostatnich jego minut, ale większość filmu pozostaje pod tym względem zupełnie anonimowa.



I można tu podjąć dyskusję, czy za takowy stan rzeczy należałoby winić samego kompozytora, czy też montażystów (nie pierwszy raz zresztą) traktujących muzykę bardzo podrzędnie. Gdy jednak zapoznamy się z filmem Gabe’a Torresa, dojdziemy do wniosku, że problem leży zupełnie gdzie indziej. To specyficzne klaustrofobiczne kino akcji, z którego wyrósł Brake zawężało na starcie horyzonty kompozytora. Przestrzeń filmowa, tak ciasna, jak ciasna była skrzynia, w której zamknięto Reissa, stawiała wysokie wymagania w nakreślaniu psychologicznego profilu głównego bohatera. Jak wiadomo, Brian Tyler nie jest specjalistą w tej dziedzinie, więc nie zdziwił mnie fakt, że owe braki postanowił nadrobić wstrzelonym w dark ambientową stylistykę, prostym jak kij od szczotki, tematem. Niemniej jednak, wbrew popularyzatorskim zapędom kompozytora, jego muzyka wcale nie jest tak łatwa i przyjemna, jakby się mogło wydawać.


Album soundtrackowy rzuca słuchaczowi wiele kłód pod nogi. Tym bardziej jest to zadziwiające, że mamy do dyspozycji raptem 50 minut materiału muzycznego. Ciężar gatunkowy odcisnął wyraźne piętno na przebojowości tworu Tylera skoro nawet niespełna godzinny krążek w jego wykonaniu wydaje się aż nazbyt długi. Kto wie, może chęć stworzenia odciętego od orkiestralnego bogactwa, muzycznego pandemonium, przyćmiła dotychczasowe priorytety tego kompozytora. Odbyło się to jednak kosztem zwykłego odbiorcy, który poza zwykłą ilustracyjną treścią oczekuje od soundtracków Tylera również elementu rozrywki. Niestety, zarysowany na początku albumu temat szybko powszednieje, a wyczuwany zapał i wyczucie po pewnym czasie ustępuje miejsca rutynie.



Niemniej nawet na tym bezkresnym oceanie sztampy dosłuchać się możemy kilku elektryzujących fragmentów. Na piedestale takowych postawiłbym utwory otwierające i zamykające album, gdzie autor ścieżki pozwolił sobie na aranżacyjną i melodyjną wylewność. Wbrew pozorom to nie muzyka akcji jest gwarantem jakości partytury, ale jej pierwiastek dramatyczny (czy jakkolwiek inaczej byśmy to nazwali). Brian Tyler w typowy dla siebie sposób buduje atmosferę wyobcowania i melancholii, która w surowym i nie zawsze spokojnym uniwersum Brake wydaje się pewnego rodzaju muzycznym katharsis. Instrumentem wiodącym jest oczywiście gitara elektryczna sprzężona z efektorami, bez których utwory takie jak Regarding Melancholy, czy Loss byłyby tylko kolejnymi interpretacjami tematu głównego. Jeżeli natomiast zainteresowały Was wspomniane wyżej eksperymenty, polecam sięgnąć po utwór Pusher, gdzie przekonamy się na własne uszy, jakie cuda można zrobić z przypadkowych wydawać by się mogło dźwięków.



Czy to jednak wystarczy, aby oprawę do filmu Brake postawić na podium najciekawszych pozycji soundtrackowych pierwszego kwartału roku 2012? Wątpię. A szkoda, bo widać było, że Tyler podszedł do projektu z pewnym pomysłem, ale jego realizacja nie przebiegłą do końca tak, jak powinna. W efekcie tego otrzymaliśmy kolejne sprawnie funkcjonujące rzemiosło, które tym razem nieco trudniej nawiązuje kontakt z lubującym się w prostej melodyce odbiorcą. Niemniej nie traktuję tej kompozycji jako porażki Briana Tylera. Jest to tylko jako kolejna próba zrewidowania chaotycznego nieco warsztatu. Co z tego wyjdzie? Na pewno przekonamy się w najbliższym czasie…

Najnowsze recenzje

Komentarze