Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Christopher Lennertz

Boys, the (Chłopaki)

(2019)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 01-08-2019 r.

Na świecie pojawia się coraz więcej osób obdarzonych wyjątkowymi zdolnościami. Ale tylko nieliczni mogą załapać się do elitarnej Siódemki nadzorowanej i promowanej przez korporację Vought. Stojący na czele tej formacji, Ojczyznosław, jest wzorem wszelkich cnót – ale to tylko maska jaką przywdziewa na potrzeby spotów reklamowych. W rzeczywistości jest apodyktycznym, mściwym draniem kierujący się tylko własnymi pobudkami. Nie inaczej prezentuje się cała reszta „supków”, skrywających pod swoimi lśniącymi uniformami najgorszą zgniliznę człowieczeństwa oraz moralne dno. Z taką rzeczywistością dosyć brutalnie zderza się młody Hughie. Jego dziewczyna stałą się bowiem przypadkową ofiarą działań jednego z tych owianych sławą herosów. Przygnębiony i pogrążony w żalu chłopak, trafia pod opiekę Billy’ego Rzeźnika, którego życiową misją jest zemsta na Ojczyznosławie za krzywdy z przeszłości.



Trzeba przyznać, że to, co na kartach serii komiksów Chłopaki (The Boys) zaprezentowali Garth Ennis i Darick Robertson, to niejako cios wymierzony w cały gatunek superhero. Swego rodzaju profanacja ikon, jakie od dekad lansowane były przez takich gigantów, jak Marvel czy DC. O tej komiksowej serii zapewne nic bym nie wiedział, gdyby nie ekranizacja, jakiej podjęło się filmowe studio firmy Amazon. Biorąc na warsztat wspomniane wyżej historie, zaproponowało ośmioodcinkowy, nie przebierający w treści, periodyk. Serial ociekający brutalnością, seksem, ale i szczyptą czarnego humoru. Przyznam, że dawno już tak dobrze się nie bawiłem oglądając telewizyjne show osadzone w gatunku superhero. Z pewnością spora w tym zasługa nietypowej konwencji w jakiej zamknięto fabułę oraz barwnych postaci kreowanych przez całkiem dobrze dobraną obsadę. Dorzucając do tego sprawnie prowadzoną narrację i lekki ton, w jakim przemawia każdy z epizodów, otrzymujemy bardzo satysfakcjonujący produkt. Serial mający potencjał na wieloletnią prolongatę.



Swój potencjał (i to olbrzymi) miała również przestrzeń zarezerwowana na muzykę. Niejednoznaczną i niemożliwą do zamknięcia w jednym sposobie interpretowania filmowej rzeczywistości. Do stworzenia oprawy muzycznej zaangażowano Christophera Lennertza – amerykańskiego kompozytora, którego kariera od kilku lat nabiera zdecydowanego tempa. Choć coraz częściej udziela się w projektach filmowych, to jednak trzon działalności w dalszym ciągu stanowi praca na rzecz telewizji. Mając zatem szerokie doświadczenie z różnymi gatunkowo tworami oraz stylami, rozpracowanie Chłopaków nie wydawało się zbyt karkołomnym zadaniem. O tyle bardziej, że przecież część przestrzeni dźwiękowej wypełniać miały różnego rodzaju piosenki. Jednakże nie zwalniało to kompozytora z koniczności opracowania formuły na sprawne lawirowanie pomiędzy kolejną porcją serialowych absurdów. Czy Lennertz podołał temu zadaniu?



Cóż, zależy jak na to spojrzeć. Pewnym jest, że kompozytor nie dokonał żadnej rewolucji, adaptując doskonale znane nam metody i style na potrzeby poszczególnych bohaterów i sytuacji. Punktem wyjścia było stworzenie odpowiedniej, heroicznej otoczki wokół „supków”. Lansowany przez korporację Vought wizerunek Ojczyznosława, Maeve, czy Gwiezdnej, to nic innego jak propagandowy bełkot, który znajduje swoje ujście w równie przerysowanej, ociekającej patosem, ilustracji. Orkiestrowe granie skompensowane zostało przez bardziej współczesne brzmienia identyfikowane z grupką mężczyzn polujących na Ojczyznosława i jego świtę. Nie dziwi więc pojawienie się funkowej, innym razem jazzowej, ale osadzonej w heistowej stylistyce, muzyki. Takie rytmiczne, luźne granie znajduje swoją rację bytu w licznych montażach przygotowań, czy działań szpiegowskich. Ale najbardziej konsternuje sposób, w jaki Lennetz odnosi się do tytułowych chłopaków. Punkowe, garażowe riffy odarte z dbałości o detale, to zarówno atrakcja, jak i utrapienie ilustracji muzycznej. Koncepcyjnie wszystko wydaje się okej, ale wykonawczo wywoływać może wiele kontrowersji. Nie byłoby w tym nic szokującego gdyby nie fakt, że Lennertz dosłownie wchodzi w buty Daniela Pembertona. Twórczość Brytyjczyka odmieniana jest tutaj przez wiele przypadków i nie bez powodu. Najczęściej w kontekście jednego z bohaterów – Billy’ego Rzeźnika nie kryjącego się ze swoim brytyjskim akcentem i usposobieniem. Specyficzny sposób instrumentacji oraz brudne, analogowe brzmienie to jedno. Ale wplatanymi w to wszystko wokalami, będącymi niejako znakiem firmowy Pembertona, przekracza się pewną granicę. Czemu więc zamiast Amerykanina nie zatrudniono po prostu autora cytowanej w serialu ścieżki dźwiękowej do Kryptonim U.N.C.L.E? Cokolwiek nie stałoby za taką decyzją, trzeba wyraźnie podkreślić, że cały wysiłek włożony w imitację oraz realizację tak różnorodnej w brzmieniu, oprawy muzycznej, rozbija się o dosyć kiepskie umiejscowienie tego wszystkiego w dźwiękowym miksie. Muzyka ilustracyjna traktowana jest jak zło konieczne, czego nie można na przykład powiedzieć o piosenkach wybrzmiewających w periodyku bardzo dosadnie. Kończąc więc przygodę z serialem raczej mało który widz będzie sobie zaprzątał głowę kompozycją Lennertza.


Mimo wszystko to właśnie ona opublikowana została w formie soundtracku firmującego hitowy produkt filmowej sekcji Amazona. Wydany w formie elektronicznej, 84-minutowy album zawiera aż 50 utworów i jest idealnym odzwierciedleniem tego, co możemy usłyszeć w samym serialu. Tudzież wtórnym, męczącym doświadczeniem, po wysłuchaniu którego nic nie pozostaje w głowie… No może poza licznymi odwołaniami do wspomnianego wyżej Pembertona. Ale czy to wystarcza, aby soundtrack do Chłopaków trafił w gusta niektórych odbiorców?



Podchodząc w sposób selektywny do kolosa, na pewno będzie można coś z niego wydobyć. Na przykład dynamiczne fragmenty zdobiące nieliczne sceny akcji lub swobodne w wymowie, funkowe melodie skojarzone z humorystycznymi wstawkami. Wisienką na tym wielosmakowym torcie są natomiast krótkie, lukrowane przebitki zdobiące spoty reklamowe w jakich występują członkowie Siódemki. A wszystko to przeplatane solidną ścianą underscoreowego, beznamiętnego grania. Problemem nie jest sama treść. Raczej łączenie tego wszystkiego w ramach jednego doświadczenia odsłuchowego. Tak eklektycznego i różnorodnego w stylistyce, ale i sposobie realizacji, jak to tylko możliwe. Ustawiczne przeskakiwanie pomiędzy surowo brzmiącymi, monofonicznymi wręcz kawałkami rockowymi, a wychuchanymi i wypieszczonymi w miksie, orkiestrowymi fragmentami, to istny rollercoaster. Po takiej przejażdżce na długo traci się zapał do nabywania podobnych doświadczeń.



Owszem, można zastanawiać się na ile jest to zasługa fatalnej konstrukcji albumu, a na ile takowy stan rzeczy zawdzięczamy samej muzyce. Nie zmienia to faktu, że ilustracja Lennertza wydaje się tylko narzędziem w łataniu pewnych muzycznych braków w serialu. Czerpiąca pełnymi garściami z doświadczeń i pomysłów innych kompozytorów, jest produktem bardzo odtwórczym, nie dającym praktycznie nic z siebie. Choć w kwestii funkcjonalnej trudno tutaj mówić o jakiejkolwiek porażce, to jednak chciałoby się, aby do tak dobrego widowiska powstała równie dobra i angażująca oprawa muzyczna. Cóż, drugi sezon został już zamówiony. Może tam doczekamy się większych fajerwerków – z Lennertzem na pokładzie lub bez niego. Czas pokaże…

Najnowsze recenzje

Komentarze