Po spektakularnej klapie drugiej części Shazama i jeszcze większej porażce widowiska The Flash, kinowe uniwersum DC wprowadza kolejnego superbohatera. Czy zyska on sympatię widzów?
W wyniku splotu różnych wydarzeń pewien młodzieniec wchodzi w posiadanie tajemniczego przedmiotu. Dzięki Skarabeuszowi Jamie otrzymuje wyjątkowe supermoce, z których będzie musiał skorzystać, aby chronić swoich bliskich. Fakt, Blue Beetle jest przewidywalnym do bólu widowiskiem stworzonym w duchu klasycznego komiksowego „origin story”, ale na jednorazowy użytek jak znalazł. Film Angela Manuela Soto miał pierwotnie być skierowany bezpośrednio na platformę streamingową HBO Max, ale po serii finansowych klap studia Warner Bros., zdecydowano się dać szansę temu widowisku na dużych ekranach. Niestety i tym razem widzowie potwierdzili swoje znużenie kinem komiksowym.
Do stworzenia ścieżki dźwiękowej zaangażowany został Bobby Krlic znany również pod pseudonimem The Haxan Cloak. Słynny twórca muzyki elektronicznej, mający na swoim koncie kilka ciekawych albumów instrumentalnych, kilka lat temu zapragnął zrobić coś ze swoją karierą. Związał się twórczo z Atticusem Rossem, który wprowadził go w świat filmu. I po kilku mniej głośnych kolaboracjach dostał solowy angaż do osypanego nagrodami Midsommar. Teraz – po zyskaniu większego rozgłosu – próbuje swoich sił w blockbusterze. Z jakim skutkiem?
Nie będzie przesadnego optymizmu. Muzyka jaką proponuje Krlic z powodzeniem mogłaby posłużyć jako element uniwersalnej biblioteki brzmień do filmów akcji. Agresywna elektronika stylizowana na klimatach retro, a wspierana okazjonalnie dawkowanymi, orkiestrowymi frazami, to recepta na odpowiednio wpasowaną, robiącą swoje, ale pozbawioną tożsamości ścieżkę dźwiękową.
Cała kompozycja opiera się na dwóch tematach. Pierwszym jest motyw przewodni będący czymś na kształt heroicznej fanfary, ale osadzonej na gruncie elektronicznych linii basowych. Natomiast drugi motyw (zagrożenia) przypomina tysiące podobnych idiomów stosowanych w analogicznych gatunkowo tworach. Sama orkiestra w postaci instrumentów dętych pojawia się tylko w kulminacyjnych momentach aranżacji. Reszta jest polem, na którym kompozytor ściera ze sobą różnego rodzaju elektroniczne brzmienia. Przesterowane linie basowe, rytmiczne arpeggia, wyraziste leady czy eteryczne pady… Anachroniczne brzmienie tego zestawu kieruje naszą wyobraźnie w rejony ścieżek dźwiękowych tworzonych w latach 80., ale nowoczesny design i postprodukcyjna pedanteria skutecznie trzymają tę pracę w ryzach współczesnego mainstreamu. Mimo wszystko ścieżka dźwiękowa Krlica ma swoją moc sprawczą w starciu z wizualiami serwowanymi nam w Blue Beetle. Kameralny charakter produkcji z powodzeniem dźwigany jest przez taki zestaw brzmień, a względna anonimowość treści może się nawet okazać atutem w bezpiecznym prześlizgiwaniu się pomiędzy kolejnymi, odtwarzanymi w widowisku schematami.
Zapewne niejeden widz po zakończeniu seansu zapragnie przedłużyć sobie te mile spędzone chwile sięgając po soundtrack. Album wydany nakładem WaterTower Music stawia przed słuchaczem prawie półtoragodzinny program, który niestety w dużej mierze nie będzie dawał większej satysfakcji z odbioru. Skąpana w elektronicznych brzmieniach muzyka jest co prawda sentymentalnym powrotem do lat 80., ale tylko na wybranych płaszczyznach. Muzyczna akcja nie jest jedną z nich, a to właśnie ona dominuje w materiale zaprezentowanym na soundtracku. Stworzona w „trailerowym” stylu osłabia zainteresowania tym produktem już na wstępie albumowej przygody. Kulminacją tego mainstreamowego grania jest podzielona na dwie części ilustracja finalnej konfrontacji. Można jednak pominąć ten zestaw, kierując swoją uwagę bezpośrednio do suity tematycznej zamykającej prezentację materiału ilustracyjnego. Czterominutowy kawałek najwięcej powie nam o charakterze tej kompozycji – pozbawionej tożsamości.
Dosyć przykre to stwierdzenie, kiedy wybrzmiewa ono w kontekście pracy sygnowanej nazwiskiem ambitnego twórcy. Po raz kolejny jesteśmy więc świadkami tego, że Hollywood jest w stanie sprowadzić każdego do poziomu zwykłego wyrobnika, serwującego to, czego zażyczą sobie producenci. Za kilka miesięcy o Blue Beetle nikt już nie będzie pamiętał. Może to i dobrze…