Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Lorne Balfe

Black Widow (Czarna Wdowa)

(2021)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 16-07-2021 r.

Pandemia solidnie namieszała w planach Marvel Studios. Premiery zapowiadane na rok 2020 trzeba było przełożyć na późniejszy czas. Taka sytuacja spotkała Czarną Wdowę traktującą o losach jednej z bohaterek grupy Avengers, Natashy Romanoff. Losy tej kobiety po wielkiej wojnie z Szalonym Tytanem zna chyba każdy, kto bacznie śledził poczynania herosów Marvela. Film Cate Shortland cofa nas jednak do czasów sprzed tych dramatycznych wydarzeń. Koncentruje się na losie tytułowej bohaterki, która po rozłamie w grupie Avengers ukrywa się przed światem. W najmniej spodziewanym momencie dopadają ją cienie przeszłości. Spotkanie po latach z „rodziną” jest trudnym doświadczeniem, ale motywującym do zamknięcia pewnych niedokończonych spraw. Jeszcze na etapie promocji widowisko ze Scarlett Johansson w roli głównej nie zapowiadało niczego wybitnego. Ot, kolejny film zarzucający pomost pomiędzy ważniejszymi historiami z kinowego uniwersum Marvela. Efekt końcowy okazał się jednak zaskakujący. Przede wszystkim należałoby tu pochwalić kreacje aktorskie i to nie tylko tytułowej bohaterki, ale również Florence Pugh, która wcieliła się w postać siostry Natashy, Yeleny. Zaskakujący wydaje się również ton w jakim zamknięto całość produkcji, świetnie ważący proporcję pomiędzy humorem a dramatem. Oczywiście jak w każdej produkcji Marvela nie mogło zabraknąć również wartkiej akcji, która często ociera się tu o czystą fantastykę, ale do tego w historiach komiksowych można się było już przyzwyczaić. Nie dziwi zatem gigantyczny sukces komercyjny jaki osiągnęła Czarna Wdowa już w momencie premiery. Wyniki ze sprzedaży biletów, jak i płatnej subskrypcji na platformie Disney+ dają przekonanie, że hybrydowy system dystrybucji jest przyszłością kinematografii.



Dosyć niepewną przyszłość miała na pewnym etapie powstawania ścieżka dźwiękowa do tego filmu. Jeszcze na początku roku 2020 świat obiegła informacja o angażu jednego z najbardziej utytułowanych i utalentowanych twórców muzyki filmowej, Alexandre’a Desplata. Było to o tyle intrygujące iż przecież kilka lat wcześniej twórca ten musiał pożegnać się z inną produkcją Disneya, Łotrem 1. Wszyscy dopatrywali się tu okazji do udowodnienia światu, że dobrze radzi sobie z ilustrowaniem popcornowych blockbusterów. Ostatecznie nie mogliśmy się o tym przekonać, ponieważ na miesiąc przed planowaną premierą ogłoszono, że na miejsce Desplata zatrudniono kompozytora o co najmniej wątpliwej reputacji wśród miłośników gatunku. Angaż Lorne’a Balfe’a nie zwiastował niczego dobrego – tak w kwestii jakości samego filmu, jak i muzyki. Jednakże na weryfikację tych obaw przyszło nam poczekać jeszcze rok, bo o tyle przełożona została premiera Czarnej Wdowy. Jaki był efekt końcowy?



No kto by się spodziewał? Zdanie coraz częściej wypowiadane jest w kontekście najnowszej twórczości Lorne’a Balfe’a sprawdziło się i teraz. Trzeba bowiem przyznać, że szkocki kompozytor przeżywa jeden z najlepszych okresów w swojej karierze. I nie chodzi bynajmniej o ilość oraz medialny wydźwięk filmów do których pisze, ale o finalne brzmienie kreowanych prac. A takowe wydaje się zaskakujące również w przypadku omawianej tu Czarnej Wdowy.



Pierwszym, być może najważniejszym zaskoczeniem, było autentyczne wejście w historię głównej bohaterki. Kompozytor bardzo serio wziął sobie szpiegowską przeszłość Natashy w komunistycznym reżimie i sporą część materiału ilustracyjnego obarczył analogicznymi skojarzeniami muzycznymi. Najbardziej oczywistym jest siermiężny, męski chór, który pojawia się zarówno w scenach akcji, jak i bardziej subtelnych miniaturach nasączonych nutką dramatu. Obecność tej smutnej liryki jest kolejnym zaskoczeniem podczas mierzenia się z widowiskiem Shortland. Intrygujący jest nie tyle fakt obecności stonowanych, ujmujących miejscami melodii tylko sposób, w jaki je stworzono. Odarte ze sztampowo tworzonych przez Balfe’a progresji, wydają się całkiem autentyczne w swojej prostocie. Nie brakuje przy tym kilku miłych dla ucha solówek instrumentalnych lub wokalnych. Nad tymi drugimi kompozytor spędził zresztą całkiem dużo czasu, czego przykładem jest obecność aż trzech śpiewanych po rosyjsku piosenek wciskanych w strukturę partytury. Nie nachalnie, subtelnie wręcz jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że opierają się na motywach stworzonych dla poszczególnych bohaterów. Najwięcej uwagi zwraca piękna kołysanka dedykowana Natashy. I szkoda że w takiej formie nie miała ona okazji wybrzmieć w produkcji Marvela. Kwestia ta tyczy się również innych wokalnych wynurzeń, które powstały na potrzeby Wdowy, ale ostatecznie w niej nie wybrzmiały.


Wybrzmiała natomiast, i to w pełnej krasie, typowa dla Lorne’a Balfe’a muzyka akcji. Osobiście uważam ją za najsłabszy element partytury. Gryzący się ze stylistyką narzuconą w utworach o zabarwieniu emocjonalnym, a już na pewno nie będącej po drodze z większością tematów stworzonych na potrzeby filmu Shortland. Dobitnym przykładem jest wspomniany wcześniej motyw Natashy. Aranżowany na solowe, quasi-etniczne instrumentarium, celnie punktuje smutną wymowę niektórych scen. Natomiast przekształcony w heroiczną fanfarę często dawkowaną w scenach akcji lub triumfu tytułowej bohaterki ociera się wręcz o kuriozum. Nie wiedzieć czemu odsyła wyobraźnię odbiorcy w rejony bliskowschodnie. Równie pretensjonalne wydają się standardowe rozwiązania aranżacyjne w budowaniu muzycznej akcji skojarzonej z antagonistą oraz jego tematem. Sam motyw Dreykova, choć stworzony na modłę dziesiątek podobnych radziecko-brzmiących hymnów od „artystów” z RCP, to jednak spełniał podstawowe założenia motywu złoczyńcy. Gorzej kiedy wszystko to blendowane jest do elektroniczno-symfonicznej breji, pozbawiającej ilustracji jakiejkolwiek tożsamości. I wydawać by się mogło, że najbardziej autentyczny w przesłaniu jest temat Yeleny. Unika bezpośredniej konfrontacji z mainstreamowymi uproszczeniami, a w kategoriach emocjonalnej głębi nie ma sobie równych w zestawieniu z innymi motywami Wdowy. Całościowe doświadczenie muzyczno-filmowe jest więc przyjemne i zaskakujące w treści, jeżeli weźmiemy pod uwagę nazwisko twórcy. Na tyle przyjemne, aby spróbować swoich sił z tą muzyką poza obrazem.



Nie będzie z tym większego problemu. Jak w większości filmów Marvela, tak w przypadku Czarnej Wdowy jeszcze w dniu premiery ukazał się stosowny album soundtrackowy eksponujący najbardziej znaczące fragmenty oryginalnej ścieżki dźwiękowej. Wydawcy z Hollywood Records oraz stojący za produkcją zestawu, Lorne Balfe, w pewnych kwestiach wykazali się nawet nadgorliwością. Oto bowiem możemy usłyszeć fragmenty, które ostatecznie w filmie nie wybrzmiały, ale niejako „poszerzały” pierwotną wizję partytury. Żeby nie było tak kolorowo, wycięto natomiast nawiązania do słynnego motywu Avengersów Alana Silvestriego. Największym problemem może się jednak okazać czas trwania całego soundtracku, który każe spędzić przy sobie aż 80 minut. Rozmijająca się z filmową chronologią prezentacja próbuje niejako ratować wdzierającą się miejscami nudę, ale na dłuższą metę okazuje się niewystarczającym zabiegiem. Sporych problemów dostarcza bowiem zalewająca nas zewsząd muzyczna akcja, czyli ten element partytury, który najchętniej pomijalibyśmy w trakcje słuchania. Coś co w warunkach filmowych całkiem nieźle koegzystuje z głośnymi efektami dźwiękowymi, tutaj obnaża wszelkie ułomności partytury.



Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności angażu oraz czas w jakim powstawała ta kompozycja, myślę że można przymknąć oko na niektóre niedoskonałości. Ścieżka dźwiękowa, która jeszcze na etapie tworzenia stała się obiektem drwin, okazała się produktem skrojonym na miarę filmowych potrzeb, a nawet wykraczającym ambicjonalnie ponad obraz. Najbardziej zadziwiający wydaje się fakt, że stojący za tym wszystkim Lorne Balfe po raz kolejny zamyka usta krytykom. Ostatnimi czasy staje się to przyjemną regułą, o kontynuowanie której na pewno nikt by się nie obraził. Inną kwestią jest to, jak brzmiałaby muzyka tworzona przez Alexandre’a Desplata i czy faktycznie rozmijała się ona z filmową treścią? A może po prostu padła ofiarą jakiś wewnętrznych tarć w studiu? O tym prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy.

Najnowsze recenzje

Komentarze