Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Georges Delerue

Black Robe (Czarna suknia)

(1991)
5,0
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 30-10-2010 r.

Francuski misjonarz wyrusza w północnoamerykańskie ostępy, by cywilizować i nawracać tamtejsze plemiona indiańskie… Brzmi trochę jak Misja przeniesiona na inny kontynent, jednak niesłusznie zapomniany dziś, bardzo interesujący film Bruce’a Beresforda skupia się na zupełnie innych problemach i kontakt jezuity z Indianami przedstawia w innym świetle i w innej atmosferze. W znacznie bardziej surowym i naturalistycznym Black Robe nie byłoby miejsca na ścieżkę pokroju wspomnianej The Mission i zatrudniony do muzycznego zilustrowania obrazu Georges Delerue, podążać drogą Ennio Morricone bynajmniej nie zamierzał.

Dla Francuza nie była to pierwsza współpraca z australijskim reżyserem. Napisał dla niego wcześniej Jej alibi i przede wszystkim wyborne Zbrodnie serca. Film z akcją rozgrywającą się w XVII w. wymagał oczywiście innej ścieżki dźwiękowej jak współczesna komedia czy melodramat, jednak zawiedzie się, kto będzie oczekiwał, iż kompozytor pójdzie w kierunku brzmienia źródłowego, tj. z jednej strony muzyki barokowej albo kościelnej, a z drugiej etnicznych instrumentacji przynoszących skojarzenia z Indianami i Ameryką Północną. Francuz nie zamierzał też pogłębiać realizmu czy momentami nawet brutalności filmu, szukając jakichś atonalnych, odpychających dźwięków, a wręcz przeciwnie. Brzmienie Czarnej sukni to niemalże wzorcowy, standardowy Delerue. Eleganckie, prześliczne, łatwe do wychwycenia tematy o niezwykle dużej emocjonalności, charakterystyczne użycie tak sekcji smyczkowej jak i dętych drewnianych. To solowe wejścia przedstawicieli tej ostatniej grupy instrumentów oraz użycie bębnów, stanowią właściwie jedyny, choć raczej mało bezpośredni, odnośnik do kultury indiańskiej. Można zauważyć, że temat miłosny Indianki i francuskiego chłopaka Delerue rozpisuje głównie na flet prosty, przynależny niejako jej, bo kojarzący się z czymś bardziej naturalnym, prymitywnym i łączy go albo z obojem, albo sekcją smyczkową, odnoszących się do cywilizacji europejskiej.

Głównych tematów Czarnej sukni można by wskazać trzy, wszystkie całkiem do siebie podobne melodycznie. Oprócz miłosnego jest to temat ojca La Forgue’a oraz temat podróży. Pierwszy z nich, otwierający soundtrack i towarzyszący m.in. napisom początkowym filmu, jest najbardziej dostojny, spokojny i poważny, mający w sobie coś uduchowionego. Z kolei ten ostatni, chyba trochę do przesady eksponowany w obrazie za każdym razem, gdy Beresford ukazuje bohaterów podróżujących rzeką, jest najbardziej wyrazisty i najbardziej porywający z całej trójki (choć trudno mówić o jakiejś przesadnej dynamice). Najlepszą jego aranżację przynosi Conspiracy, w którym Delerue swoje klasyczne brzmienie wzbogaca o rytmiczne perkusjonalia. Z paru motywów pobocznych wyróżnić można zwłaszcza smutny i piękny zarazem The Escape. Natomiast na osobną wzmiankę zasługuje kompozycja znakomicie wieńcząca i płytę, i film. Oparty o łaciński tekst Libera Me to jedyny utwór o charakterze liturgicznym i jedyny, w którym Delerue sięga po chór oraz chłopięcy sopran. Ten piękny religijny hymn stanowi być może najlepszy element soundtracku i jeden z wyróżniających się utworów w karierze Francuza.

Black Robe nie jest oczywiście wybitnym dziełem Delerue. Pisany w końcowym etapie kariery (Francuz zmarł nieoczekiwane rok później i co ciekawe, przy pracy nad kolejnym filmem Beresforda) ma wyraźne braki w oryginalności, nie jest pracą szczególnie świeżą, a raczej bazującą na wielokrotnie przez kompozytora wykorzystywanych technikach i pomysłach. Mimo to i mimo drobnych wad zarówno w prezentacji filmowej (wspominane zbyt oczywiste posługiwanie się tematem podróży) jak i albumowej (wiele bardzo krótkich utworów, nudniejsza druga część płyty), należy do grupy prac Delerue zdecydowanie godnych uwagi. Niedługi czas trwania soundtracku i niewielka ilość underscore sprawiają, że do docenienia melodyjnego piękna i emocjonalności kompozycji francuskiego mistrza nie potrzeba nawet znajomości filmu, choć oczywiście obraz Beresforda również godzien jest polecenia. Soundtrack rekomendowany zarówno tym, którzy już zdążyli pokochać brzmienie Georgesa Delerue, jak i tym, którzy dopiero się z nim zapoznają. Dobra muzyka filmowa po prostu.

Najnowsze recenzje

Komentarze