Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Toshiro Mayuzumi

Bible: In the Beginning, the (Biblia)

(1966)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 03-08-2019 r.

Gdy na stanowisko autora ścieżki dźwiękowej trafia nietypowy dla danego projektu kompozytor, to niemal zawsze wywołuje to zaciekawienie wśród fanów gatunku. Nie ma wszak nic nudniejszego niż score, którego brzmienie możemy przewidzieć jeszcze zanim muzycy wejdą do studia nagraniowego. Tymczasem ktoś, kto wychodzi ze swojej strefy komfortu jest w niemałej części przypadków gwarantem przynajmniej intrygującego produktu finalnego. W dzisiejszych czasach nie trzeba daleko szukać takowych przykładów – na rzecz kina pracują chociażby twórcy muzyki popularnej. Dawniej, dziesiątki lat temu, gdy muzyka filmowa była jakkolwiek dużo bardziej skostniała, zwerbowanie nieszablonowego kompozytora było niezmiernie rzadkie. Jeden z pierwszych autentycznie zaskakujących angaży w świecie muzyki filmowej dotyczył religijnego filmu Biblia Johna Hustona z 1966 roku, bazującego na wybranych historiach z Księgi Rodzaju. Muzykę napisał bowiem Toshiro Mayuzumi, jeden z najważniejszych japońskich kompozytorów muzyki poważnej lat 50. i 60. Ze strony decydentów był to ruch przełomowy. Oto bowiem po raz pierwszy do międzynarodowej superprodukcji muzykę miał napisać kompozytor z Dalekiego Wschodu. Japoński artysta z powierzonego zadania wyszedł obronną ręką, a jego ścieżka dźwiękowa była nominowana do Oscara w 1967 roku.

Zanim przejdziemy do samej muzyki, to warto napisać, że droga do ostatecznego zaangażowania Mayuzumiego była długa i wyboista. Z początku producent filmu, Dino de Laurentis, zakładał, że jego wielkie widowisko zilustruje sam Igor Strawiński. Ten jednak z bliżej nieznanych powodów nie przystał na ofertę (nie był to zresztą pierwszy taki przypadek – Rosjanin zawsze odrzucał propozycje ze świata filmu, zrezygnował na przykład z obrazu Song of Bernadette – na jego miejsce wskoczył Alfred Newman). Następnie zwrócono się do innego kompozytora muzyki poważnej (generalnie niezwiązanego ze X muzą) – Goddfredo Petrassiego, dziś znanego głównie z bycia mentorem Ennio Morricone. Jego muzyka nie spodobała się jednak decydentom i projekt trafił w ręce wspomnianego twórcy Dobrego, złego i brzydkiego. Słynny Włoch napisał dwa utwory jedynie w oparciu o scenariusz. Przypadły one do gustu De Laurentisowi i Houstonowi, lecz z racji pewnych zobowiązań i zawirowań kontraktowych, także i Morricone musiał ostatecznie odpuścić Biblię. No i w tym momencie w końcu zgłoszono się do Toshiro Mayuzumiego. Był to wybór wprost niezwykle zaskakujący. Japończyk, choć miał na koncie kilkanaście filmów, na arenie międzynarodowej znany był głównie ze swoich dzieł muzyki poważnej, w których łączył modernizm z elementami wywodzącymi się z orientalnego folkloru i tamtejszych religii. Zmierzenie się z materiałem silnie zakorzenionym w tradycji chrześcijańskiej musiało być dla Japończyka nie lada wyzwaniem, a dla producentów – bardzo ryzykownym krokiem.

O tym, że Biblia była dużym przedsięwzięciem, zdążyłem już napisać. Należy jednak bliżej przyjrzeć się konstrukcji fabularnej filmu. Otóż trzygodzinny obraz jest swego rodzaju antologią, składa się bowiem z pięciu historii zaczerpniętych z pierwszej części Pięcioksięgu Mojżeszowego. Są to kolejno opowieści o: Adamie i Ewie, Kainie i Ablu, Noe, Abrahamie oraz Sodomie i Gomorze. Formuła obrazu dawała więc spore pole manewru Mayuzumiemu.

Można powiedzieć, że w owym czasie hollywoodzkie kino biblijne miało już wypracowane pewne schematy ilustracyjne, chociażby dzięki dziełom Miklosa Rozszy i Alfreda Newmana. Mayuzumi nie zamierzał jednak podążać szlakami wytyczonymi przez jego kolegów po fachu i jak przystało na prawdziwego awangardystę postanowił poszukać własnego głosu podczas pracy nad filmem Houstona. W tym miejscu należy zaznaczyć, że w swoim rodzimym kraju dość często pracował na rzecz X muzy, nierzadko wprowadzając doń elementy zaczerpnięte z jazzu, folku i muzyki konkretnej. Tymczasem Biblia była oczywiście wysokobudżetową superprodukcją i Mayuzumi otrzymał dużą orkiestrę oraz mieszany chór, a zatem skład, o którym w ojczyźnie mógł jedynie pomarzyć. Z takimi aparatami wykonawczymi miał za to styczność podczas pracy nad swoimi dziełami koncertowymi (dla przykładu najsłynniejsze z nich, czyli Nirvana Symphony). Tak oto powstała partytura wyraźnie balansującą na granicy muzyki filmowej i poważnej (zwłaszcza tej bardziej współczesnej, modernistycznej). Niemal w każdym kawałku zwracają na siebie uwagę nieszablonowe harmonie, dbałość o szczegół oraz unikanie banalizowania filmowej ilustracji. Jednocześnie Mayuzumi potrafi studzić swoje awangardowe zapędy, pamiętając o podstawowej funkcji swojej muzyki – filmowym oddziaływaniu.

Za muzyczne spoiwo ścieżki dźwiękowej z Biblii służy przede wszystkim wspaniały temat przewodni: monumentalny, strzelisty, jaskrawy, rozpisany na pełną orkiestrę i chór, godny hollywoodzkiej „złotej ery”, choć przy tym jakże odmienny od biblijnych monumentów, chociażby Rozsy. Nie nazwałbym go co prawda tematem Boga, niemniej rzeczywiście posiada w sobie coś z boskiego splendoru. Istotnym elementem Theme from the Bible jest krótka fanfara, która przewija się w wielu utworach i fragmentach filmu. Gdy jednak zachodzi potrzeba, jak chociażby w końcówce obrazu, Mayuzumi nie waha się wtedy sięgać po właściwy motyw główny.

Praktycznie każda składowa fabularna filmu otrzymała osobną ilustrację muzyczną, pełną rozmaitych niuansów i zabiegów stylistycznych. Jeśli chodzi o część opowiadającą o stworzeniu świata, to na oficjalnym soundtracku znalazło się jej dwóch reprezentantów. The Creation of Adam to utwór polifoniczny, modernistyczny, nie stroniący od dysonansów i niewielkich kakofonii, w którym obok orkiestry Mayuzumi posługuje się również chórem. Niejako antagonistycznie prezentuje się The Creation of Eve. Nie znajdziemy tutaj awangardowych tekstur orkiestrowych. W zamian za to pojawia się wyrazista melodia o stricte lirycznym wydźwięku, choć jest w niej pewna nutka fatalizmu. Linia melodyczna jest niebanalna, nie stroni od chromatyki, a zharmonizowanie ekspresyjnej sekcji smyczkowej i chóru w drugiej części utworu wypada doprawdy imponująco. Znamiennym wydaje się fakt, że w The Creation of Adam usłyszymy chór męski, natomiast w The Creation of Eve chór żeński.

Również inne kompozycje warte są uwagi. W Kain and Abel usłyszymy na przykład ciekawy dialog dwóch bratersko do siebie podobnych motywów oraz agresywne uderzenia w stylu Święta wiosny Igora Strawińskiego. Zjawiskowo prezentuje się też muskularne i drapieżne 40 Days and 40 Night z rwanymi uderzeniami orkiestry (mogącymi się kojarzyć z twórczością Griega), a Sodom i Tower of Babel zaspokoją potrzeby każdego miłośnika złożonych polifonii symfonicznych. Polifonia ma znaczenie zwłaszcza w ostatnim z tych utworów – nakładanie na siebie różnych linii melodycznych i rytmicznych inteligentnie koresponduje z pomieszaniem języków budowniczym Wieży Babel przez Boga. Do tego mamy subtelny i urokliwy temat miłosny dla Abrahama i Rebeki, w niektórych elementach zbliżony do motywu Ewy.

Ostatnią perełkę znajdziemy w części poświęconej Noemu – Noah’s Ark. Jest to bardzo chwytliwy temat, jakby egzotyczny i nieco fikuśny, a przy tym, paradoksalnie, całkiem poważny. Do tego regularna rytmika doskonale puentuje maszerujące zwierzęta rozmaitych gatunków do arki Noego. Patrząc pod kątem całokształtu partytury, utwór ten wprowadza odrobinę lekkości i subtelnego humoru, od którego raczej stroniły wielkie dzieła symfonicznej muzyki filmowej lat 50. i 60. Melodia ta stanowi rozwinięcie pewnych idei muzycznych z powstałego rok wcześniej score’u z filmu Olimpiada w Tokio Kona Ichikawy.

Biblia Toshiro Mayuzumiego nie jest zatem jedną z wielu symfonicznych prac tamtego okresu. To partytura nieoczywista, mniej szarżująca wyrazistymi tematami. Wydaje się bardziej zwrócona w stronę muzyki poważnej, dzięki czemu staje się dziełem głębokim, zyskującym w oczach odbiorcy wraz z kolejnymi odsłuchami. Japończykowi udaje się też zachować idealny balans pomiędzy wysmakowaną stronę techniczną (nie stroniącą od awangardowych harmonii i orkiestracji), a ważnym z perspektywy widza i słuchacza posługiwaniem się stosownymi tematami. Nie wszystko jest tu zatem łatwe i przystępne dla ucha, ale to doprawdy znakomita ścieżka dźwiękowa podparta nutką modernizmu i prawdziwego artyzmu.

PS. Omawiany tutaj soundtrack wytwórni RCA zawiera w sobie trzy kwadranse materiału, przy czym warto pamiętać, że na potrzeby prawie 3-godzinnego filmu Mayuzumi napisał dużo więcej muzyki. Pełna wizja Japończyka ujrzała światło dzienne w 2011 roku dzięki wytwórni, która opublikowała rozszerzoną, dwupłytową edycję kolekcjonerską ścieżki dźwiękowej z Biblii. Znalazło się na niej kilka intrygujących fragmentów, jak chociażby modernistyczna, ponad 10-minutowa ilustracja stworzenia planet i życia przez Boga. Nie ma co jednak ukrywać – takowe dwugodzinne słuchowisko należałoby polecać dużo węższemu gronu odbiorców. Najlepiej więc zacząć od albumu RCA, który zawiera w sobie prawie wszystkie najbardziej reprezentatywne idee muzyczne stworzone na potrzeby Biblii.

Najnowsze recenzje

Komentarze