Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Marcelo Zarvos

Beaver, the (Podwójne życie)

-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 06-11-2011 r.

Jodie Foster w podwójnej roli: aktora i reżysera? Biorąc pod uwagę kilka epizodów z jej przeszłości, gdzie stawała chociaż na chwilę po obu stronach kamery, ta informacja wcale mnie nie zdziwiła. Zdziwił z kolei projekt, jaki postanowiła wziąć na warsztat. Wszak historia zagubionego w sobie człowieka, który dzięki pacynce stara się odzyskać dawną chęć życia i pewność siebie, to nie lada wyzwanie. Bardziej niż sam scenariusz, w przypadku Podwójnego życia liczyła się gra aktorska i sposób przekonania do emocji, które budowały relacje pomiędzy głównymi bohaterami. Zadanie jakie Jodie Foster postawiła przed sobą i Melem Gibsonem nie wydawało się trudne, wszak to elita współczesnego pokolenia amerykańskich aktorów. Opinie co do efektów tej pracy są jednak różne. Abstrahując od nich, warto skupić się na innym czynniku, który niewątpliwie przyczynił się do uwiarygodnienia obrazu. Chodzi mianowicie o muzykę brazylijskiego kompozytora i pianisty, Marcelo Zarvosa.



Jeżeli słysząc to nazwisko zaczynacie drapać się po głowie i zastanawiać o kim mowa, to pocieszę Was – też tak miałem jeszcze kilka miesięcy temu. O Marcelu Zarvos niewiele bowiem mówi się na łamach filmowych tabloidów. Choć kompozytor ten przyjechał do Stanów Zjednoczonych już jakiś czas temu i od ponad dekady komponuje do mniej popularnych w naszej części globu, filmów, jakoś umykała mi jego twórczość. Dopiero niedawno zaistniał w mojej świadomości jako autor ścieżki dźwiękowej do dramatu fantasy, Beastly. Po czasie dowiedziałem się również, że był on autorem opraw to takich filmów jak: The Door In the Floor, czy Hollywoodland. Dosyć dobrych moim zdaniem, ale o tym może kiedy indziej. Faktem jest, że film Jodie Foster wyraźnie wpisał się w preferencje muzyczne tego twórcy. Silnie wyeksponowany wątek dramatyczny, szczypta humoru, ale przede wszystkim dużo intelektualnej przestrzeni pozostawionej dla widza… Jest to idealne środowisko dla minimalizmu w muzyce, na pewną subtelność w dawkowaniu dźwiękiem. Innymi słowy coś, co ukształtowało karierę Marcelo po raz kolejny miało okazję zaistnieć…



Niestety nie na ogólnie dostępnym krążku , bo co prawda wydano album soundtrackowy, ale w formie elektronicznej do pobrania. Może to i dobrze, bowiem muzyka do Podwójnego życia to materiał raczej mocno związany z filmem, nie grzeszący ładnymi melodiami, ale ukierunkowanymi głównie na widza mierzącego się z obrazem. Jego walory estetyczne zamknąć można właściwie w dwóch tematach przewodnich i kilku ich aranżacjach – mniej lub bardziej zapadających w pamięć.



Jeżeli już mówimy o aranżach, warto zaznaczyć, że partytura do Podwójnego życia nie zmiażdży nas aparatem wykonawczym. Jest to typowa, napisana w minimalistycznym tonie, partytura, o charakterze tematycznym. Filarem, na którym Zarvos zbudował linię melodyczną jest fortepian. Wirtuozerii w wykorzystaniu tego instrumentu nie otrzymujemy. Melodie wydostające się spod palców klawiszowca nie są zbyt skomplikowane, na pewno trochę smutne w wymowie, ale nie dołujące. Wokół fortepianu pojawiają się najczęściej smyczki i kilka solowych instrumentów takich jak obój, gitara, fiddle, czy harmonijka. Najbardziej barwnym i interesującym pod względem brzmieniowym wydaje się zbudowany na rytmice tanga, przyjemny i lekki temat pacynki, czyli naszego tytułowego bobra. Sięgnięcie po wspomnianą wyżej harmonijkę ustną i bęben basowy okazało się całkiem fajnym posunięciem, odsyłającym wyobraźnię słuchacza w rejony europy środkowo-wschodniej. Słuchając Podwójnego życia bardzo często przypominała mi się zatem ścieżka dźwiękowa Paula Cantelona do filmu Everything is Illuminated. Może tematycznie nie przystają do siebie te dwa twory muzyczne, ale ideologicznie nadają chyba na podobnych falach. Dużo tu jednak nawiązań do wcześniejszych prac Zarvosa, między innymi tegorocznego Beastly.



Bardzo daleko idąca oszczędność w dawkowaniu dźwiękiem, sprawia, że każda melodia, jaką przedstawia nam Zarvos, pragnie nawiązać intymny kontakt ze słuchaczem. Oczywiście nie zawsze się to udaje. Stosowany przez kompozytora minimalizm w równym stopniu przekonuje do siebie, co i odpycha. Nierzadko łapałem się na rozkojarzeniu i odrywaniu od tego, co pragnął przekazać mi kompozytor. A wszystko to za sprawą dochodzącego często do głosu, „leniwego” underscore. Innymi słowy, na krótką metę jest to dosyć interesujące i ciekawe zjawisko muzyczne, ale po pół godzinie słuchania, traci już swój urok i trąci nudą. A do przebrnięcia jest przecież prawie trzy kwadranse materiału muzycznego!



Cóż, Zarvos stworzył kolejne solidne dzieło – partyturę odnajdującą się w obrazie tak, jak powinna. Niestety poza nim stanowiącą ino ciekawostkę dla miłośników tego typu zachowawczych brzmień. Nawet fani minimalistycznych partytur, słuchając Podwójnego życia napotkają kilka przeszkód, między innymi monotonność tematyczną, czy nieco funkcjonalny aspekt większości utworów napisanych na potrzeby filmu. Polecam, ale umiarkowanie.


Najnowsze recenzje

Komentarze