Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Michael Abels

Bad Education (Zła edukacja)

(2020)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 12-05-2020 r.

Skandale finansowe są wdzięcznym tematem do tworzenia intrygujących historii filmowych. W szczególności te oparte na faktach i dotyczące instytucji, które powinny stanowić fundament zaufania. Jedna z takich afer rozgrzała amerykańską opinię publiczną w roku 2003, kiedy na jaw wyszły olbrzymie malwersacje finansowe czołowych działaczy lokalnego kuratorium oświatowego. Przewodzący nim Frank Tassone, stwarzający wrażenie pomocnego, godnego zaufania człowieka, w gruncie rzeczy wykorzystywał swoją funkcję do wyprowadzenia setek milionów dolarów na własny użytek. Mimo dosyć poważnego tematu, twórcy filmu zatytułowanego Zła edukacja (Bad Education) podeszli do niego w dosyć luźny sposób. Bynajmniej nie prześmiewczy. Scenariusz tworzony przez byłego ucznia jednej ze szkół, którą nadzorował Tassone, Mike’a Makowskyego, to prawdziwy majstersztyk w znajdowaniu złotego środka pomiędzy powagą a luźnym tonem wynikającym z usposobienia oraz charakterów niektórych bohaterów. Nie bez znaczenia pozostają więc również kreacje aktorskie z fantastyczną rolą Hugh Jackmana jako wspomnianego wyżej kuratora. Wszystko to sprawia, że mimo dosyć mało frapującej dla polskiego widza tematyki, film Zła edukacja ogląda się z niemałym zaciekawieniem.



Tego typu projekty tylko pozornie nie stanowią większego wyzwania dla kompozytora odpowiedzialnego za oprawę muzyczną. W rzeczywistości pozwalają uciekać się niemalże do wszystkich chwytów: tradycyjne orkiestrowe ilustracje, elektroniczne tekstury, czy chociażby wyłamujące się z ram obrazu wokalizy. Czemu więc nie pójść o krok dalej i nie stworzyć swego rodzaju quasi-opery? Na taki pomysł wpadł Michael Abels, który angaż do Złej edukacji otrzymał w wyniku rekomendacji pracującej nad tym filmem Susan Jacobs. Kompozytor znany dotychczas ze współpracy z Jordanem Peele, tym razem mógł bez skrępowania wejść do swojej strefy komfortu i zaproponować coś innego niż zestaw nietuzinkowych rozwiązań do filmu grozy. Przez lata znany był bowiem jako aranżer i twórca prac koncertowych związanych z nurtem muzyki poważnej. Wraz z reżyserującym obraz Corym Finleyem doszli do wniosku, że ścieżka dźwiękowa powinna identyfikować się ze światem Tassone’a. Elegancko ubrany, dbający o swój wygląd i dietę mężczyzna to ucieleśnienie sukcesu. A tacy ludzie (w mniemaniu twórców) swoim wolnym czasem również starają się mądrze gospodarować – ot na przykład słuchając muzyki poważnej. I w takim kierunku postanowiono pójść, tworząc oprawę muzyczną ściśle związaną z wizerunkiem kreowanym przez głównego bohatera.



Muzyka Abelsa jest więc bardzo mocno zakorzeniona w klasyce, ale nie tylko operowej. Choć pierwsze minuty filmu sugerują „rasową” partyturę do sztuki scenicznej, to im dalej zagłębiamy się w treść, tym bardziej dochodzimy do wniosku, że fundamentem, na którym osadzono tę pracę była 7. symfonia Beethovena. Świadczą o tym nie tylko podobne metody „budowania” narracji, ale i liczne podobieństwa melodyczne do fragmentów tego dzieła. Nie traktowałbym tego jednak w kategoriach braku inwencji twórczej, czy nawet plagiatu. Idea broni się podporządkowaniem całości treści bardzo restrykcyjnemu spottingowi nie pozwalającemu na zbyt wylewne gospodarowanie materią muzyczną. Ścieżka dźwiękowa jest zarezerwowana tylko dla Tassona, a jej ilość uwarunkowana jest nie tyle dramaturgicznymi potrzebami obrazu, co estetycznymi. Partyturę można więc potraktować jako element garderoby głównego bohatera – kreowanego przez niego wizerunku.


O tym, że ów image jest tylko fasadą, dowiadujemy się dosyć szybko, kiedy po wyjściu na jaw pierwszych informacji o „niegospodarności” kuratorium, ścieżka dźwiękowa zmienia diametralnie swoją wymowę. Strącona z pantałyku zdobywa się tylko na pojedyncze frazy rozmywającego się w sztucznym pogłosie fletu. Niemoc i obawy związane z utratą stanowiska szybko jednak ustępują miejsca arogancji w przekonaniu o słuszności swoich działań. Partytura wraca więc do przemawiania „napuszoną” symfoniką. Eleganckie, smyczkowe orkiestracje odnoszą tu jednak skutek odwrotny do tego, co wypracowały w pierwszym akcie filmowej opowieści. Zamiast bowiem wzmacniać nieskazitelny wizerunek Tassona, stają się narzędziem do eksponowania jego butności. Wrażenie to potęgowane jest w finale, kiedy ostatecznie opada kurtyna obłudy. Wymowne jest więc przejście tak budowanej muzycznej narracji do piosenki, która zawłaszczyła sobie napisy końcowe – utworu White Flag wyśpiewanego przez Dido. I tak oto (dosłownie kilkoma krótkimi utworami) udaje się Abelsowi „rozpracować” blisko dwugodzinny dramat. Skuteczność godna uznania!



Równie skuteczna w koncentrowaniu uwagi odbiorcy, co przyjemna w obycie może się również okazać przygoda z albumem soundtrackowym opublikowanym cyfrowo przez WaterTower Music. Wydawcy i sam kompozytor nie mieli wielkiego problemu w kompletowaniu i selekcji materiału, bo na potrzeby filmu powstało niewiele ponad 20 minut ilustracji. Praktycznie całość wylądowała więc na oficjalnym soundtracku, serwując odbiorcom zgodną z filmową chronologią opowieść o utopijnym, ale jakże fascynującym świecie kreowanym przez Franka Tassone. Muzyka jaką mamy okazję tu usłyszeć, to istny wehikuł czasu przenoszący nas do XIX-wiecznej Europy, kiedy muzykę definiowały założenia programowe romantyzmu, a jednym z wiodących twórców był m.in. Beethoven. Brawurowo rozpisana, elegancko wykonana, nie budząca absolutnie żadnych obiekcji na tle estetycznym – tak można by było podsumować partyturę Abelsa, gdyby nie jego środkowa część, gdzie przez krótką chwilę wracamy do naszej muzyczno-filmowej rzeczywistości. Element grozy i niepewności, jaki wdziera się w strukturę ścieżki, skutecznie uświadamia, że to wszystko jedna wielka gra pozorów. Moment dyskomfortu nie trwa zbyt długo. Po zaledwie kilku minutach z wielką przyjemnością wracamy do podniosłej symfoniki zdobiącej finał Złej edukacji.



Bynajmniej na złe nie wyjdzie zmierzenie się z tym soundtrackiem. Nawet miłośnicy bardziej współczesnych, symfoniczno-elektronicznych opraw muzycznych nie będą mieć problemu z przebrnięciem przez ten zestaw jakże sympatycznych, stworzonych z gracją i pasją, utworów. Cieszy to tym bardziej, że pochodzą one od twórcy, który do tej pory w branży muzyki filmowej kojarzony był głównie z nietuzinkowymi filmami grozy Jordana Peele. Faktem jest, że Zła edukacja to powrót Abelsa do czasów indywidualnej twórczości w ramach muzyki poważnej. Ale skoro wszystko to całkiem dobrze zagrało z obrazem, to nie widzę powodów do malkontenctwa. No może tylko w jednej kwestii – po prostu chciałoby się tego więcej.


Najnowsze recenzje

Komentarze