Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Max Steiner

All This and Heaven Too & A Stolen Life

(2003)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 08-06-2016 r.

Przygoda Maxa Steinera ze studiem RKO była krótka, ale owoce tej pracy są nie do przecenienia. Kiedy w 1936 roku podpisywał kontrakt z Warner Bros., uważany był nie tylko za wielki muzyczny talent, ale swoistego rodzaju wizjonera, który wyznaczał nowe kierunku w podejmowanej przez siebie profesji. Szybko awansował na dyrektora muzycznego tamtejszej placówki, ilustrując i nadzorując proces powstawania nawet kilkudziesięciu partytur rocznie. Oczywiście miało to swoje przełożenie na jakość tych prac, które w porównaniu do analogicznych tworów „wolnego strzelca”, Ericha Wolfganga Korngolda, umykały gdzieś w filmowej treści. Wśród wielu może niezbyt imponujących współczesnemu odbiorcy kompozycji, da się jednak znaleźć prawdziwe perełki. I nie chodzi bynajmniej o historyczne dzieła, jakimi niewątpliwe były oprawy do filmów King Kong, Casablanca, czy też Przeminęło z wiatrem. Niesamowitą wyobraźnią i wyczuciem Max Steiner wykazywał się między innymi w dramatach z Bettie Davis w roli głównej.

Docenienie tych starań, pokaźnego zaplecza tematycznego i wspaniałej narracji, jaką uprawiał w swoich kolosalnych utworach Steiner, jest domeną tych, którzy mieli przyjemność mierzyć się z kultowymi już obrazami Warnera. Takimi chociażby, jak Guwernantka (All This And Heaven Too), czy też Skradzione życie (A Stolen Life). Niestety żadna z tych dwóch prac nie została wydana w oryginalnej, filmowej wersji. Taśmy z nagraniami dawno zostały nadgryzione zębem czasu, a koncertowe suity sporadycznie rejestrowane na potrzeby różnych kompilacji nijak się miały do całego, ponad trzygodzinnego tworu. Idąc więc naprzeciw coraz większemu zainteresowaniu klasykami Złotej Ery, dwójka współpracujących ze sobą muzyków, John Morgan i William Stromberg, postanowiła przywrócić tym pracom ich dawny blask.



Nie było to pierwsze zderzenie Morgana i Stromberga z zadaniem rekonstrukcji partytur Maxa Steinera. Kilka lat wcześniej stanęli na wysokości zadania nagrywając od postaw absolutne geniusze kina akcji i grozy: King Kong, Hrabia Zarow oraz nieco mniej spektakularny Skarb Sierra Madre. W przeciwieństwie jednak do tych, czasami zbyt intensywnych i przebrzmiałych ilustracji, Guwernantka uderzać miały w zdecydowanie bardziej emocjonalny ton. Ekranizacja bestselleru Rachel Field opowiadała bowiem historię Henriette Desportes, która obejmując posadę guwernantki w rezydencji księcia de Praslin, szybko nawiązała romans ze swoim pracodawcą. Budziło to gniew jego żony i powszechne oburzenie w arystokratycznym środowisku. Miłosne konflikty były również głównym wątkiem filmu Skradzione życie. Tym razem cała sprawa rozgrywała się między bliźniaczkami zakochanymi w tym samym mężczyźnie. Patricia zazdrosna o przystojnego Billa postanowiła podszyć się pod siostrę, by uwieźć mężczyznę. Gdy w końcu jej się to udaje, ginie w tragicznych okolicznościach. Kate postanawia więc ukryć cała tragedię, by udając siostrę odzyskać dawną miłość.

Ot wdzięczne pole do nakładania na filmowe płótno polichromatycznych, muzycznych pejzaży, tak charakterystycznych dla partytur Złotej Ery. Smyczkowa liryka rozciągana nierzadko na kilkunastominutowe sceny, a przeplatana iście baletowymi formami muzycznego wyrazu, to piękna, świetnie zespolona z obrazem ilustracja. Raczej prosta pod względem aranżacyjnym, szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę imponującego Hrabię Zarowa, ale nie odcinająca się od bogactwa tematycznego i wylewnej symfoniki. Szczególnie dużą sympatią te prace darzył stały orkiestrator Steinera, Hugo Friedhofer, którego zdaniem właśnie w dramatach i romansach Austriak ukazywał maestrię w odpowiednim racjonalizowaniu filmowych emocji. Niestety to, co idealnie broniło się w obrazie często stawało się zbyt masywną fortecą dla słuchacza pragnącego zmierzyć się z danym soundtrackiem w domowym zaciszu. Z tego też powodu, przygotowując materiał do nagrania z moskiewskimi symfonikami, John Morgan postanowił zoptymalizować obszerną bazę źródłową do kilkudziesięciominutowego, optymalnego słuchowiska. Wyeliminował więc podobne i powtarzające się frazy eksponując w pierwszej kolejności bazę tematyczną dwóch opisywanych tu ścieżek dźwiękowych, by później skupić się na drobnych smaczkach hojnie dawkowanych przez autora partytur. Efekt okazał się bardzo satysfakcjonujący. Nakładem Marco Polo (później wytwórni Naxos) ukazał się 70-minutowy album zgrabnie prezentujący wszystko to, co w kompozycjach do Guwernantki i Skradzionego życia najlepsze.


Zarówno jedna jak i druga praca rozpoczyna się charakterystyczną fanfarą studia Warner Bros., po której w formie uwertury prezentowana jest paleta tematyczna. Mimo pewnych zbieżności na płaszczyźnie gatunkowej obu filmów, a także pod względem wymowy i nastroju, nie można powiedzieć, że ich ścieżki dźwiękowe wyrastają z tych samych założeń. Wręcz przeciwnie -prezentują nieco odmienny sposób opisywania filmowej rzeczywistości. Podczas gdy Guwernantka przemawia w głównej mierze muzyczną melancholią, Skradzione życie posługuje się o wiele szerszym spektrum nastrojów i barw: od radosnej liryki począwszy, na dynamicznej akcji skończywszy. Wszystko za sprawą skrajnie różnego sposobu prowadzenia filmowej narracji. Historia Henriette Desportes opowiadana jest bowiem przez nią samą, z perspektywy minionych lat i nabytych przez ten czas, smutnych doświadczeń. Natomiast miłosne perypetie Kate i Patricii przesiewane są przez sito wielu różnych bohaterów, z rzeczonymi siostrami na czele. Jest więc miejsce na euforię, smutek, żal, a nawet gniew. Cechą wspólną tych kompozycji jest natomiast szczelne wypełnianie filmowych przestrzeni i wkradanie się niemalże w każdą, nawet najbardziej intymną płaszczyznę opowiadania. Steiner jako jeden z nielicznych hollywoodzkich twórców wyznawał filozofię holistycznego, totalnego spojrzenia na rolę muzyki w dziele filmowym. Prowadziło to do konstruowania monstrualnych utworów obejmujących szerokie połacie wielu następujących po sobie scen. Wydobycie z tego ogromnego pejzażu poszczególnych idiomów nie należało do najłatwiejszych zadań. Jednakże przysłuchując się kilku pierwszym utworom omawianego tu krążka, można odnieść wrażenie, że mimo wielu uproszczeń (w tym orkiestracyjnych), kompozycja Steinera wcale nie traci na swojej sile wyrazu.

Gwarantem takowej są w Guwernantce świetnie korespondujące ze sobą, choć niezbyt rzucające się w ucho tematy. W pierwszej kolejności wyszczególnić należy piękną melodię przypisaną Henriette. I tak, jak w wielu poprzednich pracach, tak i tutaj Steiner dokonał daleko idących uproszczeń, by mieć możliwość swobodnego operowania tą melodią w różnych pod względem wymowy fragmentach. Przykładem niech będzie dostojny walc słyszany na początku albumu, który dosyć szybko zastąpiony został romantyczną, aczkolwiek smutną wymowie liryką. Całkiem fajnie koresponduje z nią patetyczny motyw księżnej i księcia Praslin. Warto zwrócić uwagę na ewolucję tej melodii w miarę postępowania fabularnego. Poważny, troszkę nadęty ton ilustracji staje się domeną scen z księżną w roli głównej, podczas gdy wizerunek jej męża ocieplany jest smyczkowymi pasażami racjonalizującymi pogłębiające się uczucie. Panoramę kreowanej w ten sposób dramaturgii uzupełniają liczne wstawki zakłócające jednostajny rytm, w jakim porusza się partytura. Swoistego rodzaju ciekawostką jest motyw grozy zdobiący scenę wieczornego celebrowania Halloween. Oparte na smyczkach i drewnie crescenda i diminuenda wsparte są partiami chóralnymi, które jeszcze powrócą w dalszej części partytury, ale w nieco innych okolicznościach – opisując śmierć księcia Praslin. Innym elementem urozmaicającym partyturę Steinera jest wykorzystany w niej fragment opery Christopha Willibalda Glucka, zgrabnie połączony z tematem głównej bohaterki. Wszystko to sprawia, że mimo dosyć klarownego charakteru tej pracy, głęboko zakorzenionego w ówczesnych schematach gatunkowych, jest ona dla współczesnego odbiorcy całkiem ciekawym słuchowiskiem.



Podobne wrażenia pozostawia po sobie krótka, bo niespełna półgodzinna podróż przez highlighty ścieżki dźwiękowej do Skradzionego życia. Rozpoczynamy ją tradycyjnie – od fanfary i prezentacji tematycznej. I już na tym etapie naszą uwagę kradną piękne walczyki wydobyte z dwóch scen inicjujących filmową opowieść. Kolejne minuty nie stawiają tej kompozycji w innym świetle, choć wnoszą troszkę więcej spokoju. Elementem burzącym ten ład jest fragment ilustrujący sztorm w wyniku którego ginie jedna z sióstr. Ale nawet i tutaj Steiner stara się ważyć każdą wyprowadzają przez siebie frazę. Prowadzi to do ciekawego sprzężenia na linii obraz-muzyka, gdy dramatyczna scena interpretowana jest podniosłą, patetyczną fanfarą osadzoną na rytmice walca. Z tymi formami muzycznego wyrazu nie rozstajemy się praktycznie do końca przygotowanego przez Morgana i Stromberga materiału. Nie jest on jednak monotonny w treści, o czym świadczy barwny i nasycony emocjami finał pod wieloma względami przypominający baletową twórczość Czajkowskiego. I właśnie to pedantyczne przywiązanie do scenicznych form ekspresji, sprawia, że do utworów ze Skradzionego życia powracam najczęściej, gdy sięgam po ten re-recording.



W załączonej do płyty książeczki, Williams Stromberg dzieli się spostrzeżeniem, że moskiewscy symfonicy zawsze z wielkim entuzjazmem podchodzili do rekonstrukcji partytur Maxa Steinera. Nie to, że stanowiły dla nich wyzwanie, choć czasami okazywały się dosyć skomplikowane do wykonania, jak chociażby Szarża lekkiej brygady. Po prostu ujmowały szerokim spektrum symfonicznych barw i charyzmą odwołującą wyobraźnię do wszystkiego, co w klasyce muzyki filmowej najlepsze. I właśnie ten entuzjazm daje się odczuć słuchając nagranych na potrzeby tego wydawnictwa fragmentów. Fakt, Guwernantka i Skradzione życie nie należą do najbardziej „nośnych” i ponadczasowych prac w dorobku Steinera. Pokazują natomiast z jak wielkim pietyzmem Austriak podchodził do każdego obrazu i każdej ilustrowanej przez siebie sceny. Nie bez pokrycia były wówczas słowa Jacka Warnera, który w 1946 roku przyznał, że zawsze wolał przemycić Steinerowi jakieś dodatkowe zlecenie aniżeli oddać je w ręce kogoś innego. I oby ktoś życzliwy oddał kiedyś na ręce miłośników muzyki filmowej rekonstrukcję pełnych partytur do obu opisywanych tu filmów.


Najnowsze recenzje

Komentarze