Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Masaru Sato

Akahige (Rudobrody)

(1965/2002)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 17-07-2015 r.

Akira Kurosawa uwielbiał pracować zawsze z tą samą ekipą. Dlatego też w większości jego produkcji powstałych od końca lat 40-tych do lat 60-tych możemy oglądać praktycznie te same twarze. Dla przykładu słynny Toshiro Mifune wystąpił w 16 filmach swojego ulubionego reżysera (w tym 14 ról głównych), chociaż tak naprawdę prym wiedzie Takashi Shimura, który pojawił się w 21 obrazach Kurosawy (zazwyczaj odgrywał jednak postacie drugoplanowe). Podobnież twórca Siedmiu samurajów często łączył siły ze scenarzystą Hideo Ogunim, a także autorami ścieżek dźwiękowych – Fumio Hayasaką, a po jego śmierci, Masaru Sato. Kres jego „złotej drużyny” nadszedł w 1965 roku, po zrealizowaniu Rudobrodego. Rozłam nastąpił najpierw na linii Kurosawa-Mifune. Aktor miał pretensje o nakazanie mu noszenia prawdziwej, długiej brody przez przedłużający się okres zdjęciowy, co zmuszało go do odrzucania innych ofert filmowych. Z kolei Kurosawie, mającemu konserwatywne poglądy, nie podobał się z rozpustny i hulaszczy tryb życia prowadzony przez Mifune. Powody te mogą się wydawać dość prozaiczne, niemniej jednak po zerwaniu współpracy ze swoim etatowym aktorem, Kurosawa zaczął kręcić co raz rzadziej, a jego filmy nie odnosiły większych sukcesów (dopiero w latach 80-tych wrócił do łask widowni i krytyki wielkimi, samurajskimi produkcjami). Rudobrody był także ostatnim filmem nakręconym przez Kurosawę na czarno-białej taśmie, co w związku z powyższym pozwala go uznać za produkcję kończącą pewien etap w karierze tego legendarnego reżysera.

Rudobrody opowiada o początkującym lekarzu, Noboru Yasumoto, który zostaje skierowany do szpitala dla ubogich, gdzie twardą ręką rządzi dr Kyojo Niide zwany Rudobrodym. Młody adept sztuki lekarskiej z początku lekceważy swojego przełożonego i pracę w jego klinice, twierdząc, że po odebraniu świetnego wykształcenia zasługuje na więcej, niż na posadę w oddalonej od świata i biednej placówce. Z czasem zaczyna jednak dostrzegać, jak świetnym lekarzem jest Rudobrody i jak wiele poświęcenia wkłada w swoją funkcję. Ta postawa zmienia jego nastawienie do medycznej profesji.

Obraz ten zakończył współpracę Kurosawy nie tylko z Toshiro Mifune, ale również z kompozytorem Masaru Sato. Po ośmiu zrealizowanych wspólnie filmach (wliczając w to Żyję w strachu, które dokończył po swoim nauczycielu, Fumio Hayasace), o napisanie muzyki do swojego kolejnego filmu, Dodes’ka-den z 1970 roku, poprosił Toru Takemitsu. Co by jednak nie powiedzieć, Sato zawsze sumiennie wywiązywał się z ilustrowania produkcji Kurosawy (pisanie muzyki filmowej było jego pasją) i nie inaczej jest w przypadku Rudobrodego. Aby przyjrzeć się tej partyturze weźmiemy na warsztat krążek wydany przez Toho Music.

Podstawą dla score’u Sato jest ładny temat przewodni – klasycznie zorkiestrowana, poruszająca melodia. Subtelność i urok bijące z tych prostych nut sprawiają, że motyw główny dobrze sprawdza się w produkcji poruszającej problematykę humanizmu i egzystencjalizmu. Jak na ponad 3-godzinny obraz, uświadczymy go stosunkowo rzadko. Zawsze jednak, gdy się pojawia, ilustruje bardzo sugestywne sceny (np. pierwsze założenie lekarskiego kimona przez Yasumoto, czy stopniowe odnajdywanie przez tego samego bohatera sensu swojej pracy). Du gustu może przypaść zwłaszcza podniosła aranżacja z kompozycji Ending. Bazę tematyczną uzupełnia dodatkowy motyw, który możemy przypisać jednej z głównych bohaterek filmu, Otoyo. Znajdziemy go przede wszystkim w ścieżce zatytułowanej Nursing 1 oraz w kilku innych utworach. Można powiedzieć, że wprowadza on do partytury nieco lżejszej atmosfery.

Ważnym zabiegiem ze strony Kurosawy, zwłaszcza z punktu widzenia ścieżki dźwiękowej, jest wprowadzenie w drugiej połowie filmu ponad sześciominutowego interludium (wzorem epickich, hollywoodzkich produkcji z Golden Age’u). Oglądamy wtedy jedynie czarną planszę, a wszelakie słyszane dźwięki ograniczają się tylko do muzyki. To właśnie w tym fragmencie produkcji możemy najdokładniej przyjrzeć się partyturze Sato. Japończyk konstruuje Interlude w formie suity skupiającej zasadnicze idee stworzone na potrzeby Rudobrodego. Niestety płyta cierpi na brak takich dłuższych kompozycji, które pozwoliłyby słuchaczowi wczuć się w prezentowaną muzykę.

Niestety reszta albumu zawiera niemałą ilość niezbyt wyszukanego i ciężkiego w odsłuchu underscore’u, a także trochę dodatkowego materiału lirycznego, również nie robiącego większego wrażenia na odbiorcy. W zasadzie tylko utwory zbudowane na temacie przewodnim i motywiku Otoyo, zasługują na większą uwagę. Są to też jedyne kompozycje, które absorbują widza w trakcie seansu. Niestety gro muzyki Sato, poza najważniejszymi scenami, ginie gdzieś za kadrami toczącej się na ekranie akcji. Z tych względów partytura Japończyka sprawia wrażenie bardzo ostrożnej zarówno w aspekcie ilustracyjnym, jak i brzmieniowym. Trzeba jednak zaznaczyć, że nikt raczej nie spodziewał się po filmie opowiadającym o biednym szpitalu i pracujących w nim lekarzach, jakiejś przełomowej, czy odważnej ścieżki dźwiękowej.

Omawiany album jest czymś w rodzaju „complete score”, tym samym zawiera wszystkie wejścia muzyczne oraz kilka utworów alternatywnych. Ze względu na niemały czas trwania filmu Kurosawy, krążek obrodził zatem w sporą ilość ścieżek, w większości bardzo krótkich. Jest to jednak jedyna forma, w jakiej ukazał się score z Rudobrodego (nie licząc pojedynczych utworów na różnorakich kompilacjach), a zatem musimy zadowolić się tym, co mamy.

Rudobrody Masaru Sato to partytura sama w sobie bardzo skromna – zupełnie przeciwnie do wydania, na którym się znalazła. Duża liczba nierzadko krótkich utworów, z których wiele zawiera sporo nijakiego materiału, zabija przyjemność z odsłuchu krążka. Muzyka Japończyka spełnia jednak swoją filmową rolę, nawet jeśli bywa czasem zepchnięta na drugi plan. Reasumując, omawiana ścieżka dźwiękowa jest dokładnie taka, jaką potrzebował film Kurosawy. Ale czy to wystarczy, aby zaskarbić sobie przychylność statystycznego miłośnika muzyki filmowej? Śmiem wątpić.

Najnowsze recenzje

Komentarze