Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Nemanja Mosurović

A.I. Rising

(2018)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 14-09-2019 r.

Chwile zwątpienia we współczesne kino oraz towarzyszącą im muzykę staram się leczyć jakimiś odskoczniami w zupełnie nieznane mi rejony. Bez jakichkolwiek oczekiwań, nadziei, czy wyobrażeń sięgnąłem więc po… serbską fantastykę, bo czemu nie?! Fabuła A.I. Rising (inny tytuł Ederlezi Rising) osadzona w ponurych realiach XXII wieku, przedstawia nam historię pewnego astronauty wysłanego na w bardzo długą i niebezpieczną podróż do układu Alfa Centauri. Dłużący się czas miałaby mu umilić towarzyszka – android-kobieta zaprogramowana do spełniania wszelkich zachcianek mężczyzny. Nie trudno zatem przewidzieć co będzie głównym wątkiem tego filmu. Wylewająca się zewsząd golizna, której główną sprawczynią jest wcielająca się w postaci Nimani, była aktorka porno, to bynajmniej nie jedyny wabik, jaki może przyciągnąć potencjalnego odbiorcę. Mnie osobiście totalnie oczarowała strona wizualna tego obrazu. Filmu, który zrealizowany za niespełna pół miliona dolarów konkurować może na wielu płaszczyznach z niejedną hollywoodzką superprodukcją. Bynajmniej nie efekty specjalne są tutaj „znakiem towarowym” wizualów, ale wspaniałe zdjęcia z genialnym oświetleniem scenerii. Obraz przywołujący w pamięci takie klasyki, jak Odyseja kosmiczna, czy też duszny od mroku Łowca androidów, w A.I. Rising przemawia jeszcze jednym, ciekawym aspektem. Refleksją nad uwolnioną z jarzma algorytmów, sztuczną inteligencją, oraz jej zdolnością do kochania. Cóż, wielkie zaskoczenie filmowe, które dowodzi, że za dobrymi produkcjami wcale nie musi stać duży pieniądz.



Tym bardziej cieszy fakt, że do tak niszowej produkcji udało się zaangażować kompozytora z dosyć sporym doświadczeniem, który nie podszedł do tego projektu bez zaangażowania. Choć nazwisko Nemanja Mosurović polskiemu miłośnikowi muzyki filmowej raczej nic nie powie, to warto nadmienić, że na Bałkanach jest postacią dosyć znaną. Ma na swoim koncie blisko pięćdziesiąt partytur filmowych i telewizyjnych. Poza tym jest założycielem studia, w którym produkuje nie tylko muzykę ale również udźwiękowienie do filmów. Jednakże w przypadku A.I. Rising przypadła mu „tylko” rola kompozytora, która w finalnym rozrachunku musiała jednak otrzeć się o pewne rejony sound designu. Mosurović postanowił bowiem pójść dokładnie tym samym szlakiem, jaki przebyła strona wizualna. Skryta w mroku, skąpo oświetlona, eksponująca głównie odcienie szarości i zieleni – to wszystko musiało znaleźć swoje odzwierciedlenie w sferze audytywnej. Nie dziwne więc, że kompozytor postanowił w tym przypadku pójść w elektronikę. W dark ambient, który tylko nieznacznie rozświetlany jest bladymi promykami elektronicznych lub akustycznych eksperymentów.



Muzyka, jaka wybrzmiewa w pierwszych minutach filmu Lazara Bodroza niekoniecznie jest jednak skupiona tylko na budowaniu tej atmosfery. Retro-elektronika towarzysząca zawiązującej się akcji ma tutaj jeszcze jeden dosyć istotny aspekt – motoryczny. Pulsujące bity z wyraźnie wyeksponowaną melodyką stanowią dosyć klarowne wprowadzenie, którego „sercem” jest długa sekwencja z czołówki otwierającej A.I. Rising. Później tempo akcji wyraźnie zwalnia, bo cała uwaga odbiorcy kierowana jest na budowanie relacji miedzy Milutinem, a Nimani 1345. Sceny te pozostawione są zazwyczaj bez muzycznego dopowiadania, ale od czasu do czasu pozwalają kompozytorowi wyjść z nieco innym repertuarem. To nabuzowane seksem widowisko równie intymnie prezentuje się pod względem muzycznym. Narkotyczne, elektroniczne tło, na które nakładane są solowe instrumenty smyczkowe lub kolejna porcja elektronicznych, pluskających ampli, to właściwie jedyne, ale jakże skuteczne zagospodarowanie sfery muzycznej. A jako że okazjonalnie odrywamy się od namiętności, by zerknąć na status misji, to pięknym ujęciom dryfującego w przestworzach statku towarzyszy równie eteryczna, co nosząca znamiona erotyzmu, muzyka. Poetycki charakter tych zabiegów u niejednego odbiorcy przywoła skojarzenia ze wspomnianym wyżej klasykiem Kubricka. Nie dziwi więc obecność organ jeszcze dobitniej podkreślających przestrzeń, chóralnych wstawek lub rozmywające się w pogłosie, żeńskie wokalizy. A wszystko to rozpostarte w świetnie zbalansowanej panoramie z obowiązkowym, głębokim pogłosem. Dosyć istotnym wydaje się również dźwiękowy miks. Kiedy na horyzoncie pojawia się muzyka, dialogi przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Audiowizualne uniesienie staje się tutaj faktem, choć o jakiejkolwiek rewolucji w sposobie ilustrowania gatunkowej fantastyki nie ma tutaj mowy. Na szczęście nie to wydaje się tutaj najważniejsza, ale skuteczność w opowiadaniu filmowych wydarzeń.


Skuteczność działania ścieżki dźwiękowej do A.I. Rusing jest tak duża, że pierwsza myśl, jaka pojawia się jeszcze w trakcie seansu, to chęć odsłuchu albumu soundtrackowego. Stosowne słuchowisko wydane zostało już przy okazji premiery obrazu – jeszcze pod koniec roku 2018. I w godzinnym czasie prezentacji zamyka właściwie wszystko to, co można usłyszeć w filmie Bodroza. Nie powiem, że jest ono tak samo pasjonujące jak doświadczenie audiowizualne, ale dzięki kilku trickom, jakie zastosowali wydawcy, jest szansa, że nie odpłyniemy w morzu tych narkotycznych, czasami nudnawych, dźwiękowych pejzaży.



Pierwsze minuty nie zwiastują niczego podobnego. Pulsująca elektronika, na którą nakładane są fragmenty melodii sugerują raczej kolejną ilustrację skonstruowaną w stylu retro. Kiedy jednak wkroczymy w bardziej zmysłową część kompozycji, zmienia się również jej klimat. Powolne, leniwie snujące się dźwięki idealnie oddają nastrój panujący w filmie, choć jako słuchowisko działają tylko do pewnego momentu. Zatem o znużenie nie trudno. Ale kiedy już dopadają nas pierwsze symptomy zmęczenia, twórcy soundtracku proponują odskocznię w postaci serii dialogów osadzonych na narkotycznym, ambientowym tle. I choć nie jestem zwolennikiem tego typu zabiegów, to trzeba przyznać, że w tym przypadku prezentuje się to całkiem zacnie. Budowanie klimatu, który niejednemu odbiorcy przywoła w pamięci analogiczne tricki z Łowcy androidów, dociera do punktu krytycznego w trzecim takim wynurzeniu. Uczucie przesytu zbiega się z drobnym zmęczeniem jakie wywołuje długotrwałe obcowanie z tak posępną, choć atmosferyczną muzyką. I gdyby nie inne śmiałe zabiegi aranżacyjne z wykorzystaniem chórów lub żeńskich wokaliz można by było wyjść z tego doświadczenia nieco pokiereszowanym. W dalszym ciągu jest to jednak zamykanie się w obrębie minimum środków muzycznego wyrazu. Na większą wylewność w budowaniu dramaturgii musimy niestety poczekać do muzyki z finalnego aktu, gdzie kompozytor przypomina sobie o pulsujących bitach i bardziej zdecydowanych brzmieniach. Totalnym zaskoczeniem może się wydać natomiast końcówka, czyli ilustracja napisów końcowych, gdzie temat przewodni wykonany został przy udziale macedońskich symfoników. Ostinatowa, piękna melodia stanowi idealną klamrę spinającą ten niebanalny, soundtrackowy twór.



Jeżeli jednak miałbym wybierać pomiędzy samą muzyką, a doświadczeniem audiowizualnym, to wybrałbym i poleciłbym to drugie. Choć A.I. Rusing nie grzeszy fabularną błyskotliwością, to jednak w gatunkowej fantastyce zawstydza swoją formą niejedną hollywoodzką superprodukcję. A to nie lada wyczyn w czasach, kiedy wydaje się, że w s-f wszystko już pokazano i opowiedziano. Cóż, może jednak warto systematycznie śledzić to, co dzieje się na mniejszych rynkach filmowych…


Najnowsze recenzje

Komentarze