Święta Bożego Narodzenia zawsze kojarzyć się nam (Polakom) będą z jedną produkcją. Twórcy prześcigają się jednak w proponowaniu kolejnych zabawnych widowisk o tematyce okołoświątecznej. Jedno z takich, które ma autentyczny potencjał, aby zainteresować większe grono odbiorców, to 8-bitowe Święta (8 Bit Christmas), które w listopadzie 2021 roku wylądowały na platformie HBO Max. Historia nie jest zbyt skomplikowana. Wszystko zaczyna się w czasach współczesnych, kiedy pewien mężczyzna postanawia zwierzyć się swojej córce z przygody z dzieciństwa. Szybko więc lądujemy w kultowych latach 80., gdzie poznajemy naszego bohatera, Jake’a, którego życiu towarzyszy jeden cel: zdobycie upragnionej konsoli Nintendo. A skoro święta za pasem, to pozornie nierealne marzenie zaczyna nabierać wyraźniejszych kształtów. Podziwiamy więc rezolutnego młodzieńca, który dwoi się i troi, aby osiągnąć upragniony cel, a tym staraniom towarzyszy potężna dawka humoru i ciekawe towarzystwo, jakim otacza się dziesięciolatek. I choć fabuła trącić może kiczem, to trzeba przyznać, że pod względem kreacji aktorskich ta niepozorna produkcja wypada całkiem nieźle. Najmłodsza część obsady daje z siebie wszystko, aby rozbawić widza. A każda scena wydaje się być listem miłosnym twórców do czasów VHSów i raczkujących gier wideo.
Lata 80. były również istną kopalnią szlagierów z gatunku muzyki rozrywkowej, co nie mogło umknąć uwadze reżysera i producentów. Tworząc 8-bitowe Święta sięgali po nie często i w dużych ilościach, choć sposób ich wykorzystania nie zawsze przekładał się na poprawę odbioru. W sytuacji, kiedy cytowanych jest kilka lub kilkanaście sekund w celu upłynnienia przejść między scenami, trudno mówić o kreatywności w sposobie wykorzystania licencjonowanych piosenek. O wiele większą wyobraźnią pod tym względem musiał się wykazać kompozytor odpowiedzialny za oryginalną oprawę muzyczną.
Do stworzenia takowej poproszony został Joseph Trapanese, który od przeszło dekady robi coraz większą karierę w Hollywood. Zadziwiające tempo, w którym wykonuje swoją pracę, stawia go na równej linii z innym, równie produktywnym, co pretensjonalnym miejscami twórcą – Lornem Balfem. W przeciwieństwie jednak do wspomnianego wyżej Szkota, Trapanese wydaje się być bardziej przewidywalny zarówno w angażach, jak i podejmowanych na ich potrzeby stylach. I choć na ogół wierny jest hollywoodzkiemu mainstreamowi, to jednak zdarza mu się popełnić od czasu do czasu coś odstającego od reguły. Taką pracą są właśnie 8-bitowe Święta.
Odejście od schematów w przypadku Trapanese nie utożsamiałbym z wyjątkowością, czy unikatowością jego ilustracji. Kompozytor najzwyczajniej w świecie odszedł od hybrydowego sposobu opisywania filmowych wydarzeń, by stworzyć więcej miejsca na bardziej „epokowe” granie. A skoro akcja toczy się w tak uwielbianych przez wszystkich latach 80. i w centrum opowieści stawiane jest kultowe Nintendo, nie mogło się obyć bez analogicznych, monofonicznych brzmień. Zawarte w tytule 8 bitów potraktował jako swoiste zobowiązanie, tworząc sporą część swojej muzyki w chiptune’owym stylu. Abstrahując już od sentymentalnego wymiaru tego typu zabiegów, trzeba przyznać, że świetnie sprawdza się jako element podkreślający komediową warstwę widowiska. Zabawa anachronicznymi brzmieniami wiązała się jednak z większą niż w klasycznych ilustracjach koniecznością „dopieszczenia” sfery melodycznej. Wszak to właśnie na melodiach opierały się kultowe soundtracki do pierwszych gier wideo. I gdyby Trapanese zamknął się tylko w obrębie tego typu środków muzycznego wyrazu, zapewne otrzymalibyśmy jedną z najbardziej oryginalnych, ale i nudnych kompozycji w jego wykonaniu. Na szczęście pod płaszczykiem komedii kryje się całkiem pokaźna i barwna paleta emocji, które również wymagały odpowiedniego przełożenia na język muzycny. W tym przypadku Trapansese postanowił skorzystać ze sprawdzonych, orkiestrowych środków. Zaskoczyć może jedynie rozmach z jakim realizowane są pozornie mało znaczące fragmenty. Najwyraźniej kompozytor miał nie tylko dużą frajdę w trakcie komponowania, ale również swobodę w dobieraniu środków muzycznego wyrazu.
Frajdę będzie miał również odbiorca, który zachęcony wyniesionymi z seansu wrażeniami zechce sięgnąć po soundtrack. I tutaj rzecz ciekawa, gdyż odpowiedzialna za publikację albumu, wytwórnia WaterTower Music, nie poszła w utarte w gatunku schematy. Zamiast składanki popowych szlagierów otrzymujemy bowiem muzykę ilustracyjną. A dokładniej 40-minutową, klawą w brzmieniu i przyjemną w obyciu selekcję materiału stworzonego na potrzeby 8-bitowych Świąt. Nic tylko załadować do playlisty i słuchać.
Rzecz jasna nie każdy utwór fascynował będzie w takim samym stopniu. Najwięcej kliknięć otrzymają zapewne te, które eksponują potencjał tematu przewodniego. Niezłe flow przepływa również przez fragmenty ilustrujące „czarodziejką” moc Nintendo oddziałującą na głównego bohatera oraz finałową akcję rozgrywającą się podczas wycieczki do Chicago. Mimo wznoszącej i opadającej fali zainteresowania towarzyszącej nam podczas słuchania, śmiało można napisać, że ten soundtrack, to czysta rozrywka. Niezobowiązująca, niekoniecznie świąteczna przygoda, która w zamian za trzy kwadranse uwagi odpłaca się zdecydowaną poprawą nastroju. Na szare zimowe wieczory jak znalazł.