Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

Fabio Frizzi

2 lipca 1951
Łukasz Koperski | 21-04-2022 r.

Fabio Frizzi urodził się w roku 1951 we włoskiej Bologni i od dzieciństwa pasjonował się muzyką. Dorastając słuchał, jak sam wspomina trzech „B” – Bacha, Beatlesów oraz muzyki Baroku. W wieku 14 lat wraz z kolegami założył swój pierwszy zespół specjalizujący się w graniu coverów przebojów muzyki rockowej. Jednak ojciec Fabia – skądinąd producent filmowy – nie widział dla syna przyszłości w przemyśle muzycznym i naciskał, by syn udał się na studia prawnicze. Zdeterminowany Frizzi wyjechał do Rzymu, bynajmniej nie do uczelni, lecz w poszukiwaniu pracy w muzycznej branży. Odwiedzając licznych wydawców i producentów trafił do wydawnictwa specjalizującego się m.in. w nagrywaniu i publikowaniu ścieżek dźwiękowych, zarządzanego przez Carlo Bixio. Ten akurat miał pomysł na stworzenie muzycznego trio złożonego z kompozytorów specjalizujących się w różnej stylistyce, mających wspólnie wypracować ciekawe i oryginalne brzmienie. Obok Frizziego w jego skład weszli: młodszy brat Carla – Franco Bixio oraz klasycznie wykształcony dyrygent i aranżer Vince Tempera. Tak powstał tercet Bixio-Frizzi-Tempera, który w drugiej połowie lat 70-tych nagrał w sumie kilkanaście soundtracków.

Ich pierwszy projekt datowany jest jednak jeszcze na lata 60-te. Był to spaghetti-western Ed ora… raccomanda l’anima a Dio! (AKA: And Now… Make Your Peace with God). Po pierwszym projekcie filmowa działalność grupy została jednak na kilka lat zawieszona, by odżyć w roku 1974. Najważniejszy dla tej trójki, a w szczególności dla Frizziego był jednak rok 1975, kiedy to kompozytorzy po raz pierwszy napisali muzykę dla słynnego włoskiego reżysera filmów grozy (czy raczej filmów gore) – Lucio Fulciego. Ich pierwszy wspólny projekt – I Quattro dell’apocalisse nie był jednak horrorem, ale westernem, choć odpowiednio brutalnym i krwawym. Fulci był zadowolony z tej kooperacji i zdecydował się skorzystać z usług Bixio-Frizzi-Tempera także w 1977 r. przy Sette note in nero oraz rok później przy innym westernie – Sella d’argento.

Po tym filmie Fabio Frizzi zdecydował się opuścić grupę. Jak sam tłumaczy: „W 1979 r., gdy urodziła się moja pierwsza córka, zdałem sobie sprawę, że dojrzałem, że pora zakończyć pewien, że tak to określę, treningowy okres. Chciałem zademonstrować, zwłaszcza sobie samemu, że jestem wystarczająco dobry, by działać samemu, by budować własny warsztat. Czas dla naszego trio zbliżał się ku końcowi i każdy z nas potrzebował iść własną drogą.” (na podstawie wywiadu, który kompozytor udzielił dla soundtracks.cinema-suicide.com) Frizziemu zdarzało się już wcześniej pisywać samodzielnie, ale teraz dopiero przyszedł czas na poważne wyzwania. Z byłego trio to właśnie na niego postawił Lucio Fulci, a Frizzi rewanżował mu się nietuzinkową muzyką do jego horrorów, zwłaszcza do Zombie 2 (we współpracy z muzykiem-amatorem Giorgio Tuccim, który zarabiał na życie pracując… we włoskich liniach lotniczych!), Miasta żywej śmierci czy Hotelu siedmiu bram. W tych kompozycjach twórca opierał się w dużej mierze na elektronice i instrumentach rockowych (gitary, perkusje), które często łączył z wokalami czy instrumentami orkiestrowymi. Po Dziecku Manhattanu Fulci i Frizzi rozstali się na długich 8 lat, by ponownie spotkać przy Kocie w mózgu. Niestety było to jednorazowe spotkanie. Fulci zdołał jeszcze nakręcić dwa filmy, po czym zmęczony i schorowany przeszedł na emeryturę a kilka lat później zmarł.

Także Frizzi, który w latach 80-tych nie próżnował, udźwiękowiając wiele włoskich filmów, po Kocie w mózgu postanowił odpocząć od kina. Znalazł pracę we włoskiej telewizji, gdzie dyrygował muzykami podczas różnego rodzaju programów, gali i show. Fabio był bardzo zadowolony z tej pracy, cieszył się, że wreszcie może sprawdzić się także w tej dziedzinie muzyki. Pod koniec lat 90-tych, namówiony przez jednego ze swych przyjaciół-producenta filmowego, kompozytor powrócił do tworzenia ścieżek dźwiękowych. Jednak tempo jego pracy w tej dziedzinie jest obecnie dużo mniejsze niż kiedyś. Frizzi pisze średnio jedną partyturę rocznie, głównie zresztą na potrzeby telewizyjnych seriali. Jego niespełnionym marzeniem jest napisanie score do hollywoodzkiej produkcji.

Recenzje

Komentarze