Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Michael Giacchino

Spider-Man: No Way Home (Spider-Man: Bez drogi do domu)

(2021)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 07-01-2022 r.

W jednym z poprzednich tekstów stwierdziłem, że kinowe uniwersum Marvela złapało lekką zadyszkę. Świadczyły o tym zarówno wyniki finansowe produkcji, jakie do zimy 2021 roku trafiały na duże ekrany, jak i mieszane opinie wśród krytyków oraz fanów. Najnowsza odsłona przygód komiksowych herosów w sposób wręcz spektakularny odwraca ten trend. Film Spider-Man: Bez drogi do domu (Spider-Man: No Way Home) to nie tylko długo wyczekiwana kontynuacja przygód sympatycznego pajączka. To również fenomen pogrążonego w pandemii biznesu kinowego: produkcja w niespełna dwa tygodnie stała się jednym z najbardziej dochodowych filmów wszechczasów i równie imponująco prezentuje się w oczach widzów. Nie ma w tym nic dziwnego, bo poza intrygującą historią eksponującą efekty ujawnienia tożsamości tytułowego bohatera, widowisko Jona Wattsa uderza również mocno w sentymenty. Gromadząc przed ekranem wszystkie aktorskie wcielenia pajączka oraz jego antagonistów stworzono pomost łączący zwolenników poszczególnych serii Spider-Mana. Wtłaczając w to wszystko emocjonalną głębię, której nośnikiem są świetne kreacje aktorskie, otrzymujemy receptę na murowany sukces. A rozpoczęte w tym obrazie wątki będą niezłym wyzwaniem dla kolejnych produkcji Marvela, które już ustawiają się w kolejce do podbijania serc fanów. Ciekawe tylko czy coraz bardziej rozkręcająca się pandemia nie zakłóci tych planów. Czas pokaże…



Czas pokazał, że jeżeli chodzi o muzyczną cząstkę kinowego uniwersum Marvela, możemy mówić o pewnej stabilizacji. Gwarantem takowej jest angażowany co rusz Michael Giacchino, który jak w przypadku poprzednich części Spider-Mana także i teraz powrócił do roli twórcy ścieżki dźwiękowej. Doskonale pamiętamy jak wiele wrażeń dostarczył nam widzom oraz miłośnikom muzyki filmowej, tworząc wpadające w ucho tematy i wprawiające w zachwyt fragmenty akcji – nie tylko na potrzeby wspomnianych wcześniej filmów z pajączkiem. Niemniej to właśnie bardzo przebojowy Spider-Man: Daleko od domu rozbudził apetyty na więcej. Jak w tym morzu oczekiwań wypadło ostatecznie najnowsze widowisko?



Pierwsze wrażenia jakie wyniosłem po przesłuchaniu soundtracku (jeszcze przed kinowym seansem) były daleki od zachwytów. Przebojowy ton ścieżki dźwiękowej uleciał niczym powietrze z przedziurawionego balonika, choć późniejsza konfrontacja z obrazem rozgrzeszyła zachowawcze podejście kompozytora. Pierwsze kilkadziesiąt minut widowiska upływa bowiem pod znakiem trudów, z jakimi zmagać się musi Peter Parker po ujawnieniu jego drugiej tożsamości. Relacje rodzinne oraz przyjaźnie zostają wystawione na ciężką próbę, a wszystkiemu temu towarzyszy gęsta atmosfera. I to wszystko rzutuje na charakter oraz brzmienie ścieżki dźwiękowej. Dopiero kiedy na horyzoncie pojawiają się pierwsi antagoniści, ilustracja staje się bardziej drapieżna. Ale czy przebojowa? Tutaj można dzielić włos na czworo. Na pewno jest nie lada gratką dla miłośników ścieżek dźwiękowych do wszystkich poprzednich odsłon Spider-Mana, gdyż to właśnie na bazie tematycznej tam wypracowanej wyrasta dzieło Giacchino.


Trzeba przyznać, że Amerykanin doskonale odrobił swoją pracę domową i zdał egzamin z rzetelnego korzystania z muzycznej spuścizny Elfmana, Younga, Hornera, a nawet Zimmera. Kompozytorowi nie umyka żaden, nawet najmniejszy detal tematyczny związany z podejmowanymi przez filmowców postaciami. A to przy tak dużej ilości materiału zakrawało o intelektualną gimnastykę. Zrealizowane z wyczuciem i dużym poszanowaniem do stylu w jakich powstały, nawiązania tematyczne, są osią wokół której obraca się większość utworów akcji. Natomiast klamrą, która to wszystko spina jest skoczny motyw pajączka kreowanego przez Toma Hollanda. Okazuje się, że najnowsza produkcja z tej serii nie potrzebowała nowej melodii, by pchnąć muzyczną narrację do przodu. Przy odpowiednim wykorzystaniu dostępnych narzędzi muzyka sama broniła się w obrazie. A przy okazji zachęcała do sięgnięcia po album soundtrackowy.



Przygoda z nim może się okazać mniej fascynująca niż w przypadku poprzednich dwóch części Spider-Mana. Rozpoczyna się serią wyciszonych, miejscami nawet mrocznych kawałków, by po kilku minutach pchnąć słuchacza w objęcia pierwszych nawiązań tematycznych. Nie jest żadną tajemnicą, że w filmie pojawia się Strange i to właśnie jego gitarowy motyw powraca w początkowych utworach soundtracku. Nie ma w tych powrotach nic brawurowego. Można by wręcz powiedzieć o ogarniającej słuchacza nudzie, gdyby nie pierwsze fragmenty akcji zawarte w utworach Otto Trouble czy Ghost Fighter in the Sky / Beach Blanket Bro Down. Nazwy sugerują z kim do czynienia ma tutaj nasz bohater. Słuchacz ma natomiast do czynienia ze świetnie rozpisaną tematyką, choć na większe fajerwerki trzeba będzie poczekać do utworów Sling vs Bling, Arc Reaktor, czy Shield of Pain. Wbrew oczekiwaniom 73-minutowy album nie jest wypełniony akcją. Sporo przestrzeni daje na ujmujące granie, które w wyjątkowo emocjonujący sposób rozprawia się z tematem głównego bohatera. Przykładem jest ilustracja finałowej sceny pożegnania zdobionej Forget Me Knots. Ton w jaki uderza tu Giacchino może przypomnieć analogiczne sceny z końcówki Łotra 1, gdzie temat główny rozbrzmiewa potężnym orkiestrowo-chóralnym aranżem.



Wisienką na torcie tego soundtracku jest dziesięciominutowa suita tematyczna Arachnoverture zamykająca krążek. I to głównie do niej powracać się będzie w kontekście ścieżki dźwiękowej do trzeciej odsłony Spider-Mana w wykonaniu Hollanda. Cały album, mimo intrygującej różnorodności oraz wielu wspaniałych nawiązań tematycznych, prezentuje się blado w porównaniu do dwóch poprzednich z serii. Z pewnością dałoby się uniknąć kilku chwil przestoju, gdyby czas trwania całości zoptymalizowano do umownych trzech kwadransów. Mam jednak świadomość, że w przypadku Michaela Giacchino takie podejście absolutnie nie wchodzi w grę. Pozostaje więc selektywne podejście do tego, co zostało nam dane. A w dalszej perspektywie nadzieja, że kolejne projekty z MCU podejmowane przez Giacchino będą bardziej inspirujące.


Inne recenzje z serii:

  • Spider-Man: Homecoming
  • Spider-Man: Far From Home
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze