Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joseph Bishara

The Malignant (Wcielenie)

(2021)
4,0
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 27-11-2021 r.

Co ja właśnie obejrzałem? To było moje pierwsze pytanie, jakie nasunęło mi się po seansie najnowszego filmu Jamesa Wana The Malignant (Wcielenie). Plakat w tym i okładka omawianego tutaj albumu wskazywały na ukłon w stronę dawnych włoskich horrorów, znanych jako „giallo”. I rzeczywiście niektóre elementy w obrazie jak i ścieżce dźwiękowej mogą na to wskazywać. Ale tylko niektóre, gdyż z drugiej strony cały film sprawia wrażenie jednej wielkiej układanki z nie do końca pasującymi do siebie elementami. W efekcie powstał taki filmowy potworek Frankensteina, który skacze między byciem poważnym kinem grozy a parodią tego gatunku. Na początku historia kobiety, którą prześladują wizję brutalnych mordów, może wciągnąć, jednak finałowe rozwiązanie wszystkich wątków może wprawić w osłupienie i niedowierzanie.

W tym całym bałaganie, gdzie absurd goni złe aktorstwo, zaskakująco dobrze odnajduje się ścieżka dźwiękowa Josepha Bishary. Nazwanie go specjalistą od horrorów jest tak oczywistym stwierdzeniem, jak powiedzenie, że woda jest mokra. Jego filmografia składa się prawie wyłącznie z filmów grozy i od lat współpracuje on z Jamesem Wanem przy kolejnych straszakach, jak seria Insidious (Naznaczony) czy The Conjuring (Obecność). Efekty ich kooperacji bywają nie lada wyzwaniem dla słuchaczy. Ścieżki dźwiękowe Bishary są brutalnie funkcjonalne. To znaczy, że dobrze odnajdują się w horrorach i naprawdę potrafią straszyć. Niestety często czynią to kosztem słuchalności poza filmem. Nadmiar dysonansów i oszczędne operowanie melodiami, a czasami ich całkowity brak, mogą na dobre odstraszyć niejednego słuchacza.

Dlatego muszę się przyznać, że coraz ciężej recenzuje mi się jego ścieżki dźwiękowe. Głównie dlatego, że czuję, iż wraz z każdym kolejnym soundtrackiem zaczynam się powtarzać i trudno mi napisać coś nowego. Muszę się przyznać, że nawet mam przygotowany szablon ze zwrotami, których na pewno użyję opisując kolejny album Josepha Bishary. Chodzi o zdania w stylu: „Muzyka dobrze odnajduje się w obrazie, ale jest ciężka w odbiorze poza nim.” … i tak dalej… Jednak ku mojemu zaskoczeniu przy The Malignant, byłem zmuszony użyć paru nowych zwrotów, gdyż nie jest to score aż tak szablonowy jak się spodziewałem ani taki, do jakich mnie ten kompozytor przyzwyczaił.

Na pierwszy rzut ucha mamy wszystkie elementy typowe dla Josepha Bishary. Orkiestra skoncentrowana jest w głównej mierze na straszeniu a nie na tworzeniu melodyjnych momentów. Chociaż muszę przyznać, że amerykański kompozytor tworzy coś, co możemy nazwać minibazą tematyczną. W otwierającym album tytułowym utworze Malignant Opening słyszymy charakterystyczny agresywny motyw, który towarzyszy zamaskowanemu mordercy. I wypada on w obrazie naprawdę dobrze, gdzie od razu można poczuć zagrożenie, ile razy daje o sobie znać.

To, co jednak wyróżnia tę ścieżkę na tle innych prac Josepha Bishary, to ciekawe wykorzystanie muzyki elektronicznej. Co prawda już w przeszłości Amerykanin sięgał po nią, ale głównie, aby tworzyć ambientowe, czy też industrialne brzmienie, któremu naturalnie daleko było do melodyjności. Przy The Malignant elektronika nie ogranicza się wyłącznie do budowania odpowiedniej atmosfery. Nie, ona jest siłą napędową tej ścieżki dźwiękowej. Można powiedzieć, że Bishara zrozumiał, co też Wan chciał powiedzieć tymi nawiązaniami do gatunku „giallo”. Muzyka może nie brzmi tak, jak tworzyli ją, chociażby Goblini do filmów Dario Argento, ale jest w niej coś psychodelicznego i wyrazistego. Szczególnie jest to słyszane w dynamicznym Balcony Drops, który jest naprawdę ciekawym i dobrym przykładem muzyki akcji. W ogóle absurdalny finał pozwala się wykazać Bisharze przy tworzeniu action-score’u. I muszę przyznać, że nie wychodzi mu to źle, szczególnie połączenie elektroniki z orkiestrą. Tak jak Wanowi nie udało się zgrabnie połączyć elementów w swoim filmie, tak przynajmniej udało się to Bisharze przy oprawie dźwiękowej.

Jeżeli chodzi o oddziaływanie muzyki w obrazie, to właśnie wszelkie elektroniczne momenty są najbardziej wyraziste i to one kreują klimat. Warto jednak zaznaczyć, że nie wszystkie elektroniczne kawałki są autorstwa Josepha Bishary. W filmie mamy trochę muzyki źródłowej, w tym i przy samych napisach początkowych, gdzie psychodelicznym obrazom towarzyszy nam nie mniej psychodeliczny kawałek When Your Walls Fall (Faction 15) grupy Celldweller. Na próżno szukać go, jak innych źródłowych utworów na wydanym przez WaterTower Music albumie. Jedyne co na nim znajdziemy to wyłącznie score Bishary.

Stwierdzenie, że muzyka do The Malignant przerosła film, byłoby jednak trochę na wyrost. Tym niemniej jest ona jednym z lepszych i spójniejszych elementów tego dziwacznego tworu. Można także powiedzieć, że jest ona jedną z przystępniejszych ścieżek dźwiękowych Josepha Bishary, co jednak w żadnym stopniu nie oznacza, że mamy do czynienia z muzyką miłą, łatwą i przyjemną. To dalej ilustracja do kina grozy ze wszystkimi jej zaletami i wadami. I w tym momencie spokojnie mogę się sięgnąć po mój zestaw szablonów i napisać, że score Bishary do najnowszego filmu Wana, dobrze oddziałuje w obrazie, ale trochę traci po oderwania od niego. Chociaż wiadomo nie jest to poziom Isidious, czy The Conjuring. To, że jest mniej strasznie, nie oznacza, że w ogóle nie ma czego się bać.

Tym samym po seansie i po przesłuchaniu tego albumu, dalej trudno mi jednoznacznie go ocenić i ciągle nurtuje mnie jedno pytanie… Dlaczego bohaterka zaparkowała swój samochód tak blisko krawędzi? Sami popatrzcie na zdjęcie poniżej! Kto normalny parkuje auto tak blisko przepaści? Przecież ten pojazd w każdej chwili może stoczyć się z tego klifu! Naprawdę nie chciało jej się przejść te parę metrów, że musiała stanąć zaraz przy skarpie?

Najnowsze recenzje

Komentarze