Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Nicholas Hooper

Land of the Tiger

(1999)
-,-
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 05-10-2021 r.

Większość filmowców zapewne marzy, aby choć raz w życiu nakręcić wielki, także pod względem budżetu film. I tak też na pewno niejednemu kompozytorowi marzy się, aby choć raz móc do takiej wielkiej produkcji skomponować muzykę. Czy chodzi tutaj o blockbuster, kolejną adaptację komiksu, czy też wielki epicki historyczny obraz. Brytyjski kompozytor Nicholas Hooper taką szansę otrzymał i niespodziewanie skomponował muzykę do dwóch części przygód Harry’ego Pottera. Pamiętamy dobrze, jak wielkim wtedy zaskoczeniem dla wielu był ten angaż. Podyktowany on był w sumie bliską znajomością z reżyserem Davidem Yatesem, któremu udało się namówić wielkie studio Warner Bros. do zatrudnienia swojego przyjaciela kompozytora. Oczywiście po dziś dzień można sporo dyskutować o tym angażu, jak i też zadawać sobie pytanie, czy Anglik sprostał powierzonemu mu zadaniu. Opinie są podzielone. Ale jest i sporo takich, którzy uważaj, że wielki ekran przerósł Nicholasa Hoopera, który wcześniej komponował prawie wyłącznie na potrzeby brytyjskiej telewizji.

Bez wątpienia dzięki Harry’emu Potterowi Hooper stał się na jakiś czas znany i w sumie po dziś dzień Anglika wspomina się wyłącznie przez pryzmat tej serii fantasy. Niestety zapomina się o jego innych pracach, za które w Wielkiej Brytanii był nagradzany i które zasługują na większą uwagę niż te związane z młodym czarodziejem. Mam przede wszystkim na myśli kompozycje stworzone na potrzeby dwóch serii podróżniczo-przyrodniczych Land of the Tiger i Andes to Amazon wyprodukowanych przez BBC pod koniec XX wieku.

Skoncentrujmy się najpierw na Land of the Tiger, które powstało wcześniej w 1997 roku, i za którą Nicholas Hooper otrzymał Golden Panda Award za najlepszą muzykę do filmu przyrodniczego. Sam mini-serial składa się z sześciu odcinków i oferuje nam niezwykłą podróż do Indii, gdzie możemy poznać kulturę tego kraju i gdzie wyprawa wiedzie przez jego ogromne obszary, jak dżungle, pustynie, Himalaje, aż po wybrzeże Oceanu Spokojnego. Jak na dokument BBC przystało i ten stoi na jak najwyższym poziomie. Oglądając go z zaciekawieniem, trudno nie oderwać oczu od pięknych zdjęć, jak i też trudno nie zwrócić uwagi na ciekawą oprawę muzyczną.

Szczególnie w filmach przyrodniczo-geograficznych, kompozytorzy mają okazję się wykazać. Muzyka nie tylko musi dobrze współgrać z obrazem ale też robić za narratora. Na szczęście Nicholasowi Hooperowi udało się taką ścieżkę dźwiękową stworzyć, która bardzo dobrze buduje klimat kraju maharadżów. Anglik odbył podróż do Indii, by lepiej poznać tamtejszą kulturę, naturalnie ze szczególnym uwzględnieniem tamtejszej muzyki. Następnie sprawnie połączył, nagrany z BBC Concert Orchestra score, z elementami kultury Dalekiego Wschodu. Tak też ważną rolę odgrywają, klasyczne, orientalnie brzmiące hinduskie instrumenty, jak chociażby kociołki tabla. Nie mogło też zabraknąć najróżniejszych indyjskich instrumentów strunowych jak santur, sarod, sarangi i chyba najbardziej znany i utożsamiany z tym regionem sitar. I aby w pełni poczuć się jak na Półwyspie Indyjskim, Hooper wzbogacił muzyką o kojarzący się z tamtym regionem kobiecy wokal. I wszystkie te elementy słyszymy doskonale w otwierającym album Opening Titles, na którym zresztą oparta jest większość tej ścieżki dźwiękowej.

Wszystkie osoby zafascynowane Indiami na pewno powinny zobaczyć ten serial i powinna im się spodobać jego oprawa muzyczna do niego. O ile jednak w samym obrazie muzyka spisuje się bez zarzutów, budując odpowiedni klimat, to niestety na i tak niedługiej, nietrwającej nawet godzinę płycie, może wkraść się pewna monotonia. Z jednej strony mamy dżungle, pustynie, sięgające chmur góry, bujną florę i faunę, ale ta różnorodność geograficzna i przyrodnicza aż tak bardzo nie jest zróżnicowana muzycznie. Nie razi to może w samym serialu. Niestety słuchając albumu bardzo łatwo wszystkie i tak już krótkie utwory, mogą się zlać w jedną całość. Oczywiście jest to dalej bardzo ładna muzyka, szkoda tylko, że w większości oparta na tym samym motywie przy użyciu tych samych środków. I muzyka ta rozbita na sześć odcinków jak najbardziej sprawdza się w obrazie, tak jak i kobieca wokaliza, która naprawdę potrafi budować odpowiedni nastrój. Jednak już na albumie szybko traci na swej sile i powoli zaczyna męczyć, zwłaszcza jak zaczyna pojawiać się w co drugim utworze.

Innym problemem, który daje o sobie znać dopiero na samej płycie jest „mickey mousing”. Przy obserwacji i ujęciach na zwierzęta muzyka często stara się imitować i oddawać ich ruchy. Z jednej strony użyte przy tym instrumenty mogą intrygować, brzmią ciekawie i rzeczywiście można je utożsamiać z danym gatunkiem, ale na samym albumie ta ilustracyjność może razić. Szczególnie jeżeli przeniesiemy się do świata, gadów, płazów, a już nawet insektów, jak w kawałku Insects, Chameleons and Flying Lizards, który naprawdę może zaskakiwać oryginalnością. Użyte w nim instrumenty mają niezwykłe, egzotyczne brzmienie i dobrze pasują do przyrodniczej obserwacji. Ale już na samym krążku naprawdę trudno czerpać przyjemność z tych przeróżnych dźwięków rodem z terrarium czy innego ogrodu botanicznego. Chociaż z drugiej strony może dla osób, które lubią słuchać nocnych odgłosów dżungli mogą się one spodobać.

Zdecydowanie bardziej na pochwałę zasługuje muzyka poświęcona Himalajom. W takich chociażby utworach jak Up into the Himalayas, Ariel View Of The Himalayas czy Himalayan Glacier Hooperowi idealnie udało się oddać majestat najwyższych szczytów górskich na świecie. Przy czym warto też zaznaczyć, że do umuzycznienia Himalajów Anglik sięga po bardziej klasyczne, nazwijmy je „zachodnie” brzmienie. Instrumenty indyjskie schodzą tu na dalszy plan, gdyż na pierwszym „góruje” BBC Concert Orchestra, dyrygowana przez samego Nicholasa Hoopera. Na samym soundtracku można znaleźć więcej ciekawych i ładnie brzmiących kawałków jak chociażby utwór Waterfalls, który uderza nas świetnym, barwnym jak kolory tęczy nad wodospadem, brzmieniem. Ciekawie prezentuje się również Whale Shark, gdzie akurat Anglikowi udało się ciekawie przearanżować główny motyw, który tak często się przewija na tym albumie.

Słuchając Land of the Tiger nie można odmówić Nicholasowi Hooperowi, pomysłu na ten score. Szczególnie godne pochwały jest muzyczne połączenie kultury wschodu i zachodu. Hybryda ta jednak czerpie zdecydowanie więcej z kultury indyjskiej, gdzie oczywiście nasuwa się pytanie, na ile może ona być przystępna dla szeroko pojętego zachodniego słuchacza? Tutaj ważną rolę odgrywają już osobiste gusta. Można je porównać do indyjskiej kuchni, która jest specyficzna, barwna, posiada masę przypraw, ale nie wszystkim musi ona smakować. Plus nie możemy zapominać, że mamy tutaj do czynienia ze ścieżką dźwiękową do dokumentu o Indiach, i Hooperowi za pomocą swojej muzyki doskonale udało się odtworzyć tamtejszy kulturowy i przyrodniczy klimat. Szkoda tylko, że Anglik nie odważył się urozmaicić lekko swojego score’u i postawił prawie wszystko na jedną nutę, tworząc tym samym muzykę ciekawą i monotonną zarazem, choć wiem, że może to bardzo dziwnie i sprzecznie brzmieć.

Mimo wszystko Land of the Tiger to ciekawa pozycja w filmografii brytyjskiego kompozytora. Zdecydowanie bardziej zasługuje ona na uwagę niż jego bardziej znane prace związane z przygodami młodego czarodzieja. Szczególnie dla miłośników filmów przyrodniczych BBC i opraw dźwiękowych do nich. Plus warto zaznaczyć, że to nie jedyny soundtrack Nicholasa Hoopera do filmu przyrodniczego. Są i inne albumy warte uwagi jak chociażby Andes to Amazon, ale to już temat na inną recenzencką wyprawę.

Niniejszy tekst jest nową zmienioną i zaktualizowaną wersją recenzji, która ukazała się w 2011 roku na portalu muzykafilmowa.pl

Najnowsze recenzje

Komentarze