Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Scott

Final Countdown, the (Końcowe odliczanie)

(1980/2002)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 01-11-2020 r.

Końcowe odliczanie z 1980 roku to jeden z tych filmów, w których reżyser, w tym przypadku Don Taylor, przedstawia alternatywny bieg historii. Głównymi bohaterami obrazu są członkowie załogi lotniskowca USS Nimitz, którzy wraz z okrętem zostają przeniesieni z czasów współczesnych w przeddzień ataku na Pearl Harbor. Dowództwo USS Nimitz staje przed dylematem, czy należy powstrzymać cesarską armię. Inny polski tytuł tej produkcji to Jeszcze raz Pearl Harbor.

Film Taylora to jedna z głośniejszych pozycji w dorobku brytyjskiego kompozytora, Johna Scotta. Jest to twórca, który mimo niekwestionowanego talentu muzycznego i wielu lat w branży, nigdy nie przebił się do mainstreamu. Praca nad Końcowym odliczaniem była dla niego wyjątkowa jednak nie tylko ze względu na rozmach projektu (warto zwrócić na uwagę gwiazdorską obsadę – Kirk Douglas i Martin Sheen). Jak wspominał, zanim napisał partyturę, miał okazję przebywać na planie zdjęciowym, co na przestrzeni około 40 lat pracy na rzecz kina zdarzało mu się niezmiernie rzadko. A było to nie byle jakie miejsce – większość scen została zrealizowana na autentycznym lotniskowcu USS Nimitz.

Zapewne to właśnie możliwość wizytowania słynnego lotniskowca była jednym z czynników stymulujących powstanie przebojowego tematu przewodniego, świetnie balansującego pomiędzy militarnym sznytem a muzycznymi trendami kina przygodowego lat 80. Otwierają go fanfarowe salwy instrumentów dętych blaszanych, podparte kotłami i talerzami. Po chwili pojawia się właściwy temat w formie fanfary. Cechuje go lekkość i swego rodzaju optymizm, choć w krótkim fragmencie potrafi zaskakująco płynnie uderzyć w bardziej dramatyczny i ekspresyjny ton. Co ciekawe, rzeczony fragment wydaje się dość wyraźnie inspirowany utworem Pacific 231 Arthura Honeggera. Kompozycja z pewnością spodoba się niejednemu miłośnikowi klasycznych tematów filmowych.

Temat przewodni należy z pewnością do najbardziej rozpoznawalnych melodii Scotta, niemniej w mojej ocenie to jakże odmienny temat liryczny kradnie tutaj show. To przepiękna i pełna emocji kompozycja, podszyta przy tym pewną nutką tajemnicy. Możemy ją przypisać Owensowi, komandorowi sił powietrznych stacjonujących na USS Nimitz, oraz biznesmenowi Tidemanowi. Nie chcę zdradzać zakończenia filmu, więc napiszę tylko, że wykorzystanie tego samego tematu podczas ilustrowania scen z udziałem tych dwóch postaci nie jest przypadkowe. Najciekawszą wariację owego tematu usłyszymy w kończącym album i film Mr. and Mrs. Tideman. Punktuje ona przede wszystkim wykorzystaniem fleksatonu, instrumentu, z którego w tamtych czasach ochoczo korzystał zwłaszcza radziecki kompozytor Alfred Schnittke. Falujące i rozedrgane brzmienie fleksatonu doskonale podbija dramatyzm tej urokliwej melodii, ponadto nadając pewnej aury niesamowitości. Szkoda, że Scott nie zdecydował się na zastosowanie tego instrumentu w większej liczbie utworów.

Większość ścieżki dźwiękowej stanowi materiał czysto ilustracyjny, zbudowany przede wszystkim na soczystym brzmieniu orkiestry symfonicznej. W szczątkowej formie dołączają do niej elementy elektroniczne (podkreślające wątki science fiction) oraz etniczne. Scott często posługuje się sekcją dętą oraz werblami, co ma rzecz jasna podłoże w wojennej tematyce filmu. Pojawia się również buczący klarnet basowy, intonujący enigmatyczny temat trzeci. Najwyraźniej usłyszymy go w Pursued by the Storm. Tematowi towarzyszy tutaj pełne napięcia, dwunutowe ostinato, które budzi skojarzenia ze Szczękami Johna Williamsa. Tym bardziej, że także i tutaj mamy do czynienia z akcją toczącą się na bezkresnych oceanach. Temat trzeci, już w dużo bardziej gromkiej aranżacji na sekcję dętą, buduje również Into the Time Wisp, czyli ilustrację wpadnięcia USS Nimitz w dziurę czasoprzestrzenną. To z pewnością najciekawszy eksperyment tej partytury. Angielski kompozytor umuzycznił paranormalne zjawisko za pomocą kakofonii trzech muzycznych idei: prymitywnych fletów prostych, orkiestry (w tym klasterów smyczkowych) oraz syntezatorów.

Należy jednak zaznaczyć, że pomimo paru ciekawych rozwiązań, o których pisałem wyżej, część utworów prezentuje się dość odtwórczo. Z pomocą z pewnością przychodzi temat główny, zwłaszcza w mollowej aranżacji, która dodaje melodii więcej gracji i powagi, niemniej ponad 50-minutowy soundtrack może dla statystycznego odbiorcy stanowić pewien problem.

Suitę z Końcowego odliczania John Scott wykonał podczas IV Międzynarodowego Kongresu Muzyki Filmowej w Ubedzie. W istocie jest to bowiem jedna z najbardziej reprezentatywnych ścieżek dźwiękowych w dorobku angielskiego kompozytora. Obdarzona dwoma świetnymi tematami wiodącymi i symfonicznym sznytem w starym stylu, z pewnością zadowoli niejednego melomana, nawet mimo niekiedy doskwierającej ilustracyjności. Recenzowana partytura z pewnością zasługuje na mocną czwórkę.

PS. Japoński kompozytor Takashi Kimori wykorzystał temat liryczny w swojej piosence Madonna tachi no Lullaby, która w 1982 roku podbiła w Japonii listy przebojów. Ponieważ wszystko odbyło się bez wiedzy Scotta, angielski kompozytor oskarżył Kimoriego o plagiat. Ostatecznie Scott został uwzględniony jako współautor Madonna tachi no Lullaby i otrzymał część zysków ze sprzedaży utworu.

Najnowsze recenzje

Komentarze