Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Daniel Pemberton, Samuel Sim

Dark Crystal: Age of Resistance Vol 1. & Vol. 2. (Ciemny kryształ: Czas buntu)

(2019)
4,5
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 28-11-2019 r.

Another World, Another Time…

Nie będę ukrywał, że byłem bardzo sceptyczny kiedy pojawiły się pierwsze wieści o kontynuacji/prequelu Dark Crystal. Na pewno nie byłem zaskoczony, zważywszy jak ostatnimi laty stało się modne w kulturze rozrywkowej, wracanie czy też odkurzanie popularnych produkcji z lat 80. 90. ubiegłego wieku. Dlatego serial Dark Crystal: Age of Resistance jawił mi się na początku jako kolejna próba zrobienia zysku na nostalgii. W tym wypadku na kultowym i niezwykłym dziele Jima Hensona z 1982 roku. Nie napawał mnie również optymizmem fakt, że miał to być serial na platformie Netflix, a odpowiadać miał za niego znany głównie z serii Transporter czy Clash of the Titans francuski reżyser Louis Leterrier.

Na szczęście całe to negatywne nastawienie zniknęło po obejrzeniu pierwszego odcinka. A pod koniec ostatniego byłem już wyłącznie zachwycony tym co dane mi było zobaczyć. Twórcom nie tylko udało się odtworzyć stworzony przez Jima Hensona świat, ale wręcz go wzbogacić o nowe magiczne miejsca, bohaterów i historie. Pod względem realizacji Dark Crystal: Age of Resistance to prawdziwe arcydzieło łączące idealnie klasyczną szkołę lalkarstwa twórcy Muppetów, animatronikę, z najnowszymi osiągnięciami techniki. Wizualnie serial oszałamia i rzeczywiście wygląda jak naturalna kontynuacja, czy też w tym przypadku prequel filmu z 1982 roku. Pieczołowicie zostały oddane znane nam z oryginału elementy, wyłączając może muzykę, która stylem różni się od tej którą skomponował dawno temu Trevor Jones na potrzeby kultowego już filmu.

Właściwie od kiedy ogłoszono ten projekt, nie liczyłem na powrót urodzonego w Johannesburgu kompozytora. Nawet jeżeli bardzo bym się z niego ucieszył. Mimo, że oficjalnie Trevor Jones nie przeszedł na muzyczną emeryturę, to od dłuższego czasu nie komponuje już do większych filmów, czy seriali. Czasami jego nazwisko pojawi się przy jakiejś niszowej produkcji, ale to niestety tylko tyle. Dlatego nie byłem zaskoczony, kiedy wybrano innego kompozytora do umuzycznienia tego serialu. Przy czym byłem pozytywnie zaskoczony i zaintrygowany, że zdecydowanie się na Daniela Pembertona. Przede wszystkim Anglik jest niezwykle utalentowanym, wszechstronnym i nietuzinkowym kompozytorem muzyki filmowej, który chętnie żongluje muzycznymi stylami. Sięgając po jego ścieżki dźwiękowe można być pewnym, że nie będzie nudno i konwencjonalnie. Tym bardziej byłem ciekawy jakie brzmienie zaoferuje magicznej krainie Thra. I rzeczywiście jak na niego przystało jest ciekawie, z pomysłem, muzyka tworzy odpowiedni klimat, … Tyle, że z podobieństwem do partytury Trevora Jonesa, trochę różnie to wygląda, czy też bardziej brzmi.

Współcześnie Dark Crystal to już klasyk wśród ścieżek dźwiękowych z gatunku fantasy. I choć Trevor Jones nie stronił od elektroniki i etnicznych brzmienie, to jednak cały score posiadał to typowe bogate, symfoniczne brzmienie dla prac z tamtego okresu. I sam stawiam ten soundtrack na równo z takimi dziełami jak Legend Jerry’ego Goldsmitha, czy też Krull i Willow Jamesa Hornera. Choć Daniel Pemberton dalej korzysta z dobrodziejstw orkiestry, to jednak jest muzyka nie jawi się już tak epicka i potężna jak ta od Trevora Jonesa. W pierwszych planach miało w ogóle nie być klasycznej orkiestry. Duży wpływ na angaż Anglika do tego projektu miała jego ścieżka dźwiękowa do filmu King Arthur Guya Ritchiego, której wielkim miłośnikiem jest Louis Leterrier. Co więcej podłożył on ją jako temp track pod gotowy serial i właśnie tego typu muzyki oczekiwał od Pembertona. Skąd takie jakże inne podejście? Otóż akcja serialu dzieje się na długo przed wydarzeniami z filmu. Podstępnie działania Skeksis jeszcze nie obróciły świat w mrok i chaos, ani nie doprowadziły do wymordowania populacji Gelflingów. Serialowa Thra tętni życiem, magią. I właśnie na uchwyceniu tego elementu najbardziej zależało francuskiemu reżyserowi. Pemberton i Leterrier uznali, że etniczne brzmienie najlepiej odda florę i faunę tego niezwykłego miejsca. Zależało też im, aby muzyka brzmiała dokładnie jak z innego świata, nie mającego nic wspólnego z ziemskimi instrumentami. Jednak w czasie prac nad oprawą dźwiękową Anglik zmieniał jednak trochę to na początku wyznaczone podejście. Widząc wszystkie dramatyczne momenty w serialu, tragiczne losy poszczególnych postaci, uznał że taki ładunek emocjonalny nie da się uchwycić bez klasycznej orkiestry. W efekcie powstała ścieżka dźwiękowa będąca hybrydą folkowo-etnicznych dźwięków, muzycznych eksperymentów i klasycznej orkiestry. Przy czym dalej pozostaje kwestia ciągłości i spójności serii. Nie jest tak, że Pemberton całkowicie lekceważy dokonania Jonesa. W takich utworach jak Story Of The Dark Crystal, The Scientist Enginneers i na początku i na końcu kawałka The Dark Crystal: A Age of Hope przewija się klasyczny motyw z kultowego filmu. Anglik bardzo zgrabnie wplata go w swój muzyczny styl, tak że nie jawi się on jako obcy element. W dźwiękach przypisanych Skeksis, przeciągłe smyczki i elektroniczne eksperymenty, może nie cytuje bezpośrednio Jonesa, ale słychać pewną muzyczną inspirację, czy też ukłon w jego kierunku. Jednak poza tym cała reszta jest nowa i w ostateczności obie ścieżki dźwiękowe więcej dzieli niż łączy. O ile u Jonesa dominował mimo wszystko symfoniczny przepych, tak Pemberton postawił bardziej na folklor, etnikę, czy jak kto woli „celtyckie” brzmienie. Może to dziwić zważywszy jak na innych płaszczyznach udało się idealnie odwzorować klimat i świat z filmu Hensona.

Wspomniane nawiązania do oryginalnego tematu Jonesa, mają bardziej charakter symboliczny, niż aby Daniel Pemberton starał się oprzeć na nim swój score. Na potrzeby serialu stworzył on zupełnie nowy temat, który wybrzmiewa w całej swojej okazałości w tytułowym i otwierającym album The Dark Crystal: Age of Resistance. I choć nie ma on nic wspólnego z tematem Jonesa, to trudno odmówić mu uroku, magii i piękna. Przy dokładnym odsłuchu można odszukać w nim ukryte pomniejsze tematy przypisane Gelfingom, ich walce o wolność, magicznym umiejętnościom, uczonej matce Aughrze, czy wreszcie złowieszczym Skeksis. Złączone w całość tworzą naprawdę bardzo dobry motyw, który z jednej strony idealnie oddaje magię i mistycyzm tego świata, a z drugiej strony zagrożenie, tragiczne losy i poświęcenie głównych bohaterów. Co więcej, jak na dobry motyw przewodni przystało, jest on chwytliwy i zostaje w pamięci. Chociaż nie małą role może też mieć fakt, że jakieś około 2/3 score’u się na nim opiera. W ogóle muzyka w serialu opiera się w dużej mierze na aranżacjach tematów przewodnich. Dlatego też można zarzucić tej ścieżce pewną monotonnie. Szczególnie jeżeli mówimy w kontekście muzyki oderwanej od obrazu. Chociaż do niezwykle obszernego wydania jeszcze wrócę, ale na razie pozostańmy jeszcze przy motywie przewodnim. I jak wspominałem wielokrotnie, trudno mu odmówić urody, ale zbyt często pojawia się w tej samej aranżacji. Aż chciałoby się, aby Pemberton się nim częściej „pobawił” jak chociażby w świetnym Together We Fight. Utwór ten ilustruję potyczkę głównych bohaterów z niebezpiecznym Skeksis SkekMal ak „Łowcą”. Perkusja i bębny wybijają rytm, nadając waleczny ton. Zaś główny temat idealnie jest wpleciony i zaaranżowany w bardziej dynamiczny sposób. Zarówno w obrazie jak i na płycie wypada on świetnie, że aż samemu chciałoby się rzucić w wir walki! We wspomnianym The Dark Crystal: Age of Hope Pemberton bardzo zgrabnie łączy swój temat z tematem Jonesa. Przy czym bardziej należałoby mówić o przechodzeniu jednego z tematu w drugi. Gdzie w ostateczności znowu nowy motyw pozostaje w swej typowe formie. Podobnie sprawa się ma przy kończącym album i serial The Dark Crystal: End Credits (tytuł mówi sam za siebie), gdzie na początku mocno wyeksponowany zostaje motyw Skeksis. I przez pewien czas utwór zapowiada się być ciekawą wariacją znanych motywów. Jednak szybko Pemberton wraca na sprawdzone tory serwując dobrze nam znaną melodię w niezmienionej formie. Oczywiście określenie „motyw przewodni” nie wzięło się samo z siebie, ale zbyt częsta jego powtarzalność może być dla niektórych słuchaczy problemem.

Pisząc o tej ścieżce dźwiękowej należy też wspomnieć, że Daniel Pemberton nie jest jedynym kompozytorem, który przyczynił się do jej powstania. Przy ostatnich odcinkach obok niego jako drugi autor muzyki widnieje Samuel Sim, który kojarzony jest głównie z pracą na rzecz brytyjskiej telewizji. Ze względu na napięty grafik, Pemberton uświadomił sobie z czasem, że nie da rady napisać całej muzyki na czas i poprosił o pomoc Sima. Jego zadaniem było głównie, zaaranżowanie już istniejących tematów, plus dodanie kilka nowych, pomniejszych od siebie. Jeżeli jednak chodzi o styl całkowicie wpasował się on w ten, który stworzył Pemberton. Tak też gdyby nie podane na soundtracku informacje, kto za który utwór odpowiada, trudno byłby zgadnąć, który z kompozytorów za nie odpowiada. W jednym z wywiadów Daniel Pemberton przyznał, że tak około 75% muzyki jest jego, a za resztę 25% odpowiada Samuel Sim.

Wracając do pewnej powtarzalności tej muzyki, to nie jest to jakimś wielkim problemem w samym obrazie. W serialu score ten sprawdza się naprawdę dobrze, tworząc tę niezwykłą zaczarowaną atmosferę. Z czasem wręcz cieszymy się z powracających i znanych nam motywów. Trochę inaczej to wygląda na obszernym wydaniu tej ścieżki dźwiękowej. Varese Sarabande wydała, osobno, dwie ponad godzinne płyty z muzyką z serialu. Łączny czas trwania, to ponad 140 minuty (!). Tym samym na obu tych krążkach znalazła się większość zawartej w tej produkcji muzyki. Zwolennicy kompletnych wydań powinni być usatysfakcjonowani. I choć muzyka jest na nich dobrze zaprezentowana, to jednak zastanawiam się czy nie dałoby się jej jednak lepiej wydać na jednej płycie, zamiast od razu kupować dwie? Zwłaszcza, że po oderwaniu wspominana przeze mnie powtarzalność staje się mocno odczuwalna. Co więcej druga płyta jest zdecydowanie cięższa od pierwszej. Tyczy się ona końcowych odcinków, gdzie zagrożenie ze strony Skeksis jest już realnym zagrożeniem. Tym samym i w muzyce czuć to zagrożenie. Dominuje cięższe brzmienie, underscore, gdzie też większy nacisk zostaje położony na instrumenty perkusyjne. Niektórzy mogą nawet doszukiwać się pewnych podobieństw do ścieżek dźwiękowych Ramina Djawadiego na potrzeby Game of Thrones. Chociaż to może być już zbyt śmiałe porównanie. Mimo wszystko druga płyta, przy której też swój udział miał Samuel Sim, jest zdecydowanie cięższa w odbiorze od pierwszej. Dlatego też gdybym miał określić jednym słowem obie płyty, to pierwszą nazwałbym „Magią”, a drugą „Mrokiem”. Ale skoro jest Ciemny kryształ to musi być i mrok.

Nie będę ukrywał, że potrzebowałem trochę czasu, aby w pełni przekonać się do ścieżki dźwiękowej Daniela Pembertona i pomocnego Samuela Sima. Chociaż nowy motyw przewodni zauroczył mnie już za pierwszym razem, kiedy usłyszałem go w serialu i to w pierwszym odcinku. I wraz następnymi odsłonami zacząłem coraz bardziej doceniać pracą, jaką Anglik włożył w stworzenie tej oprawy dźwiękowej. Tak samo jak zaakceptowałem inne podejście do tego świata, niż to Trevora Jonesa na potrzeby klasycznego filmu Hensona. Dlatego też nie jest to muzyka dla tych którzy liczyli na podobne do oryginału brzmienie. I jestem świadom, że mogą się oni czuć nieusatysfakcjonowani i zawiedzeni. Przy czym nie jest też tak, że Daniel Pemberton wywrócił do góry nogami ten muzyczny świat i postawił na przykład na ambient. Słychać dobrze, że mamy do czynienia ze światem fantasy. Zaś symboliczne zaakcentowanie tematu Jonesa pozwala uwierzyć, że naprawdę wróciliśmy do świata Dark Crystal. Tylko do trochę innych czasów, a więc też z trochę inną oprawą dźwiękową, może mniej epicką, ale przy tym nie mniej magiczną.

Another Soundtrack, Another Sound…

Najnowsze recenzje

Komentarze