Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

„Muzyka z gier absolutnie nadaje się na salony” – wywiad z Heroes Orchestra

Daniel Aleksander Krause | 19-04-2024 r.

 W obecnym roku świętujemy 25. rocznicę premiery gry Heroes of Might and Magic III. Z tej wyjątkowej okazji na przełomie lutego i marca odbył się Heroes Orchestra Festival.  Samego zespołu nie trzeba już chyba nikomu przedstawiać – wszyscy miłośnicy muzyki z tej serii gier doskonale zdają sobie sprawę, że jest to synonim najwyższej jakości aranżacji i wykonania. Cały wydarzenie poświęcone twórczości orkiestry stanowiło zatem nie lada ucztę dla entuzjastów heroesowych brzmień – zwłaszcza że do zespołu po raz kolejny dołączył kompozytor oryginalnej muzyki, Paul Anthony Romero.

Na festiwal złożyło się łącznie 5 koncertów. Oprócz standardowego repertuaru orkiestry, składającego się z muzyki z trzeciej oraz czwartej części gry, usłyszeliśmy dużo bogatszą reprezentację muzyki z „dwójki” i „piątki”.  Na szczególne wyróżnienie zasługuje koncert Paul Romero Quintet, podczas którego zagrano niezwykle oryginalne, częściowo improwizowane aranżacje dobrze znanych motywów w wersji na kwintet – fortepian (Paul Romero), saksofon (Brock Summers), akordeon (Mateusz Alberski), gitarę (Dawid Wurczel) oraz kontrabas (Adam Wardziak). To właśnie przed tym wydarzeniem mieliśmy okazję spotkać się z członkami Heroes Orchestra i zadać im kilka pytań. Zapraszamy do lektury poniższego wywiadu.

Paul Anthony Romero i Mateusz Alberski z resztą Heroes Orchestra (źródło: Wierzbicki Jarek Fotografia)

Daniel Aleksander Krause: Cześć! Bardzo miło jest mi powitać samą śmietankę Heroes Orchestra – maestro Mateusza Alberskiego oraz Natalię Gruszczyńską.

Mateusz Alberski: Bardzo mi miło.

Natalia Gruszczyńska: Cześć!

DAK: Dziękuję, że poświęcacie mi swój czas. Spotykamy się tutaj w trakcie Heroes Orchestra Festival. Jest to chyba póki co największe wydarzenie w historii waszej działalności – niemalże 5 dni z rzędu różnych wydarzeń. Wszystko zaczęło się w 2017 roku jako, zdaje się, projekt dyplomowy?

MA: W zasadzie projekt dyplomowy to dopiero później wyszedł. Zaczęliśmy jako grupa studentów, którzy bardzo lubili grać na komputerze, także to zrodziło się z pasji do gier. Później, gdy zespół nabrał rozmiarów orkiestry, to rzeczywiście można to było wykorzystać jako dyplom. Ale pierwsze założenie w ogóle nie zawierało w sobie egzaminu – dopiero później władze uczelni dały mi na to przyzwolenie.

DAK: Zaczęło się zatem w dość małej skali i w ciągu sześciu lat urosło to do naprawdę dużych rozmiarów. Jak doszło do tego efektu kuli śnieżnej?

MA: Ona na początku nie toczyła się jakoś super szybko, ale dokładnie tak było. Początki naszego zespołu to było bodajże pięć osób na pierwszej próbie. Na kolejnej było już dziewięć. Wtedy zacząłem pracę nad „Necropolis”, która trwała dość długo, bo nie umiałem jeszcze kompletnie aranżować utworów, dopiero się tego uczyłem na uczelni. Z racji tego, że byłem chórzystą, mogłem pozwolić sobie na zapytanie znajomych chórzystów, czy nie chcieliby wziąć udziału w tym projekcie. I ten chór dał nam dość masywną liczbę na początku: dziewięć instrumentalistów, ale za to czterdzieści osób w chórze. Z czasem było ich jeszcze więcej. Przy kolejnym projekcie, czyli nagraniu muzyki do „Inferno”, dołączyła Natalia. Wtedy liczba instrumentalistów osiągnęła 20 osób, czyli był to już nie do końca kameralny projekt.

NG: Na samym początku naszym celem nie były koncerty. Chyba w ogóle o tym nie myśleliśmy – po prostu tworzyliśmy nagrania i się dobrze bawiliśmy. Koncerty wyszły głównie z bardzo dużego zainteresowania tematem – nie tylko wielu artystów chciało z nami zagrać, ale też sporo osób chciało przyjść i posłuchać.

MA: Tak było, tak było.

DAK: Można zatem powiedzieć, że zaczęło się jako projekt gamerski.

MA: Dokładnie. Projekt gamerów, ale na Uniwersytecie Muzycznym.

DAK: Wszyscy w waszej orkiestrze grają w gry?

MA: Główna grupa na pewno jest gamerska. Jakieś pojęcie o Heroesach [pot. Heroes of Might and Magic – przyp.red.] to moim zdaniem mają już wszyscy. <śmiech> Ale takie pojęcie o samej grze, bo w końcu to od gry wychodzimy, ma na pewno co najmniej 80% zespołu.

DAK: No właśnie. Kiedy reszta zespołu ma podobnie osobiste podejście do tej muzyki… to pewnie ma bardzo duży wpływ na kontakt między Tobą jako aranżerem i dyrygentem a orkiestrą?

MA: Tak, bardzo to pomaga. I uważam, że pod wieloma względami daje nam to pewną przewagę jako orkiestrze. Jak ktoś wie, o czym gra, to gra lepiej niż ktoś, kto gra tylko nuty. Można to bardzo łatwo wytłumaczyć. Jak ktoś jest malarzem i ma coś namalować na wzór czyjegoś obrazu, to wiadomo, że lepiej namaluje jak chociaż raz to dzieło zobaczy… Może to śmieszne porównanie, ale chodzi o to, że muzyka ilustracyjna jest tutaj dużą częścią całości. Jeśli ktoś widział planszę w grze i wie, jaki to jest klimat, to zagra tę muzykę tysiąc razy lepiej niż ktoś, kto ma z nią styczność pierwszy raz.

NG: W przypadku naszych koncertów, ten repertuar nie jest też grany w przypadkowej kolejności. To jest bardzo dobrze przemyślane i ma bardzo duży związek z grą. To jest właśnie to, o czym Mateusz mówi – w momencie, kiedy nasi muzycy wiedzą, o czym grają, podejrzewam, że nawet widzą w tym czasie fragmenty z gry…

MA: Tak, no na 100%! Jak ja na nich patrzę, to ja to widzę po prostu. Koncert to jest taka wycieczka po grze. Zaczynamy bardzo często z „Main Theme”, więc odpalamy menu. Potem budujemy zamek i są melodie z zamków, a jak bohater jest już rozwinięty, to są kampanie, jest muzyka bitewna… Także tak, to wszystko jest w bardzo dużym stopniu zaplanowane i ma rzeczywiście ogromny wpływ na odbiór przez fanów. Takie ułożenie ma za zadanie pobudzać wyobraźnię i przede wszystkim wspomnienia z gry. Ja akurat nigdy tego nie doświadczyłem, bo zawsze jestem po stronie pulpitu dyrygenckiego. <śmiech> Ale byłem kiedyś na koncercie muzyki z World of Warcraft, której jestem ogromnym fanem… Jezu, w zasadzie nie tyle słyszałem tam muzykę, ja w ogóle czułem się jakbym był w grze. Wiedziałem dokładnie, jaka kiedy gra melodia, co wtedy robi mój ludzik… i właśnie o to chodzi. Myślę, że to ma bardzo duży wpływ na odbiorców.

DAK: Pamiętam jak byłem na waszych koncertach cztery lata temu i niektórzy widzowie siedzieli z laptopami na widowni, grając do waszej muzyki. Idealna immersja!

MA: Dokładnie.

DAK: Przejdźmy może do aranżacji. Pozwolę sobie podzielić utwory w waszym repertuarze na dwie części. Z jednej strony są to utwory, które bardzo dokładnie odtwarzają to, co jest w grze. Z drugiej strony, niektóre są trochę odważniejsze aranżacyjnie – na przykład „Stronghold”, który w porównaniu z oryginałem ma bardzo nowoczesne zakończenie, albo często występujące dodatki chóru, jak w „Battle” czy „Necropolis”. Kiedy podejmujecie decyzję, że chcecie coś zmienić i jak bardzo bierzecie pod uwagę ewentualne reakcje fanów?

MA: Strasznie trudne pytanie. Powiem, jak to się zmieniało na przestrzeni czasu. Postaram się to super prosto wytłumaczyć. Pierwszy utwór, czyli „Necropolis”, był z chórem, dlatego że ja wtedy znałem 10 osób w orkiestrze i, powiedzmy, 50 w chórze. Dlatego chór wtedy dominował, a teraz aranż jest trochę inny. Gdy robiłem drugi utwór, „Inferno”, miałem już do dyspozycji więcej znajomych instrumentalistów. Teraz wszystkie te rzeczy są zaaranżowane na gigantyczny skład. Całe założenie stąd wychodziło. „Cove”, czyli motyw piratów, jest stworzony bardzo podobnie do oryginału, ale jest dodany chór. Dlaczego? W czasach, kiedy powstawały te gry, sample nie pozwalały jeszcze na odtwarzanie słów. Także gdybyśmy grali tylko oryginały od linijki, chór często śpiewałby tylko „aaa-ooo” albo siedział przez pół koncertu, co jest bez sensu. W większości przypadków te, jak to nazwałeś, odważniejsze aranżacje są spowodowane tym, że mamy do dyspozycji chór, specjalne instrumenty ludowe, albo więcej instrumentów blaszanych, które kiedyś nie były tak szeroko dostępne w soundtrackach midi…

NG: Może ja też coś powiem na ten temat z perspektywy osoby, która obsługuje social media. Często padają bardzo pozytywne oraz bardzo negatywne komentarze na ten sam temat. Niektórym podoba się to, że Mateusz postanowił jakiś utwór wzbogacić chórem, którego wcześniej tam nie było. Natomiast inni się w ogóle obrażają i potrafią napisać, że już nie przyjdą na koncert. Jest im smutno, bo „tak nie było w oryginale”.

MA: Tylko wtedy po co przychodzą? Skoro wiedzą jak gramy, to jeśli chcą posłuchać oryginału, niech sobie puszczą w domu. Wiadomo, trochę złośliwie mówię…

NG: W każdym razie, opinie są po prostu skrajne. Nie ma takich „ok”.

MA: Też trzeba powiedzieć, że w zasadzie 98% reakcji fanów jest pozytywnych, że „wow, fajny chór”. A te 2% to są jakieś marudy po prostu. Jeśli chcesz sobie puścić oryginał z gry, to nie przychodź na koncert, bo wiadomo, że będzie chór.

DAK: Marudy zawsze będą.

MA: Dokładnie. I zawsze się znajdzie komentarz. Ja się już nauczyłem inaczej reagować, bo kiedyś mnie to irytowało. Teraz bardzo często wchodzę w jakieś dłuższe rozmowy na ten temat, głównie z osobami, które piszą komentarze na YouTubie i nawet udaje się ich przekonać. Także niwelujemy już nawet 2% tych marud. <śmiech>

DAK: Rozmawiałem z Paulem na ten temat i powiedział, że „Nature” to jego ulubiona aranżacja w Waszym wykonaniu.

MA: Kurde, nie moja. <śmiech>

DAK: Wspominał, że mieli problemy przy nagrywaniu, bo oryginalnie nagrywali chór kobiecy ze złą częstotliwością próbkowania i jak to poskładali to wyszedł im w brzmieniu chór dziecięcy. Potem musieli to mocno przerabiać elektronicznie, żeby to dobrze brzmiało. Chwalił was, że naprawdę świetnie oddaliście ten proces de facto czysto akustycznie. Jak do tego podeszliście?

MA: No powiem, że to akurat nie było tak naprawdę trudne zadanie. Dla dorosłej wokalistki zaśpiewać jak dziewczyna nie jest ciężko, a że mamy chór 40-osobowy, to dużo łatwiej jest ten efekt osiągnąć niż w 15. Ale rozumiem Paula, bo chodziło o cały zamysł, że „kurczę, nie tak miało być, a wy zrobiliście to jeszcze lepiej niż miało być”. <śmiech> Wydaje mi się, że o to chodzi i bardzo się cieszę, ja też zresztą bardzo lubię tę aranżację. Dużą zaletą jest to, że to jest żywe, muzyka na koncercie to są żywe emocje. Pomijam fakt, że możemy podejść do artysty, pomachać mu i się uśmiechnąć. Ciężko mi to inaczej nazwać, ale jeśli coś jest żywe, to inaczej na nas oddziałuje niż jak słuchamy tego na płycie w domu. Ja w tym roku dopiero zacząłem dostrzegać różnicę i ona jest. Dlatego cieszę się, że gramy teraz tyle koncertów i zazdroszczę słuchaczom, że rzeczywiście mają to żywe doświadczenie. Płyta w domu nie zastąpi żywego Krzysztofa [Ratajskiego, solisty – przyp. red.] z „Natury”.

DAK: No właśnie, koncerty. Koncertujecie już od lat, zaczęliście również rozszerzać format. Macie coraz bogatszy repertuar, dzisiaj będziecie grać aranżacje na kwintet. W którymś momencie skończą się Wam utwory z Heroesów. Zaczęliście już aranżować kawałki z innych gier, na przykład z Baldura [pot. Baldur’s Gate – przyp. red.] czy Wiedźmina… Jakie macie dalsze zapatrywania na przyszłość?

MA: Ja tu mogę się za siebie wypowiedzieć, bo na przykład Natalia czy inni mogą mieć może nieco inny pomysł. Na razie wygląda to tak, że jest wciąż sporo fanów; tak naprawdę Heroesy przeżywają teraz swoje drugie życie. To, że się kończą utwory do aranżowania nie jest zatem jakimś dużym problemem – nie wpłynie to na nasz wizerunek ani na odbiór publiczności; szczególnie, że nasze aranżacje idą w dobrą stronę, są po prostu coraz lepsze. Ale rzeczywiście, fanbase kiedyś może się skończyć – wiem, że są jeszcze starzy wyjadacze, ale oni kiedyś będą mieć 50 lat. Dzieci już mają, potem może nawet wnuki i co wtedy? Czy oni przyjdą na koncert? Załóżmy, tak w ogromnej perspektywie, co będzie za piętnaście lat albo co będzie w ogóle ze mną? <śmiech>

Natomiast jeśli chodzi o inne gry – robimy już podchody i staramy się dbać o fanów z innych gier. Nazywamy się Heroes Orchestra, ale na szczęście ta nazwa to nie są tylko herosi z Heroes of Might and Magic, choć wiadomo, że nazwa projektu do tej właśnie gry nawiązuje. Ale to są też tacy mali muzyczni bohaterowie, którzy grają w inne gry. Mamy już na przykład ponad 10 aranżacji z Gothica, czy Baldura. W ogóle tych utworów spoza kanonu heroesowego już jest tyle, że palców by mi zabrakło, żeby je policzyć i to idzie cały czas do przodu. Mam nadzieję, że kiedyś nasze koncerty będą zawierały muzykę również z tych gier, a nie tylko z Heroesów. Ale to łatwo mi powiedzieć, a trudniej prawa zdobyć, więc zobaczymy jak to będzie.

DAK: Zatem projekt rośnie… a orkiestra wciąż składa się głównie ze studentów i absolwentów Uniwersytetu Muzycznego, tak?

NG: Tak się zaczęło, aczkolwiek troszeczkę się zestarzeliśmy i troszeczkę się rozrastamy. <śmiech>

DAK: Właśnie o to miałem pytać. Podejrzewam, że każdy z Was ma też swoje własne życie zawodowe i prywatne. Jak łatwo jest wszystkich zebrać, żeby grać koncerty i dalej ze sobą współtworzyć ten projekt?

NG: To wygląda obecnie w ten sposób, że nie jesteśmy orkiestrą, która regularnie ma próby. Jesteśmy zespołem projektowym, w związku z tym zbieramy skład kiedy mamy zaplanowane jakieś koncerty. Trzon zespołu jest zazwyczaj taki sam. Nasi muzycy oczywiście na co dzień zajmują się nie tylko Heroes Orchestrą, ale pracują jako muzycy w innych orkiestrach. Niektórzy członkowie chóru nie pracują jako muzycy na co dzień. Natomiast mamy już w tym momencie tak dużą bazę artystów, że jeszcze się nie zdarzyło, żeby zabrakło nam muzyków na dany koncert. Po prostu, jeśli dana osoba nie może, mamy kolejną w zastępstwie i rzeczywiście, póki co działamy projektowo. Na razie nie zapowiada się na to, żebyśmy byli taką orkiestrą jak filharmonia, która gra koncerty raz czy parę razy w tygodniu.

Paul Romero Quintet (źródło: https://www.facebook.com/heroesorchestra)

MA: Jeszcze się odniosę do tego pytania o to, czy jest łatwo zgromadzić osoby. Powiem z mojego doświadczenia, że jest łatwo. Może to tak bardzo „hop do przodu” zabrzmi, ale wydaje mi się i to samo czuję na próbach, że my bardzo fajny mamy projekt i również na muzyków działa to bardzo pozytywnie. Oni przychodzą do nas i jest zajawka, bo grają ze swoimi znajomymi. Ja zajmuję się organizowaniem nagrań fonograficznych i często wygląda to w ten sposób, że mój przyjaciel mówi mi spontanicznie, że jest termin w studio i możemy nagrać jakiś utwór. Dzwonię wtedy do muzyków i nie jest to żaden problem, by z dnia na dzień zorganizować 15 przygotowanych osób. To są ludzie, którzy mają już swoje rodziny, dzieci, pracę na noc, pracę w dzień, a jednak zawsze przychodzą.

NG: Jest to dla nich na pewno miła odskocznia od tego, co robią na co dzień. Traktują chyba też nagrania i koncerty z nami nie tylko jako pracę, a taką formę rozrywki.

DAK: No właśnie, czy Wam się udaje mieć z tego jakiś zysk, czy wszystko idzie na utrzymanie tego projektu?

MA: Ten zysk nie jest adekwatny do pracy, którą poświęcamy, ale bardzo wierzymy, że kiedyś będzie. <śmiech> Nie jest to nasza główna praca. To jest inwestycja w przyszłość, bardziej w projekt niż czerpanie z tego korzyści.

NG: My też jesteśmy fundacją i naszym największym celem po prostu nie są zarobki, a cele statutowe, które sobie wyznaczyliśmy zaczynając projekt. Chcemy szerzyć muzykę z Heroesów i w ogóle muzykę z gier komputerowych jako ten osobny element poza grą. Myślę, że jednym z naszych głównych celów jest to, żeby ściągać do sal koncertowych osoby, które nigdy w takim miejscu by się prawdopodobnie nie znalazły. I sądzę, że w dużym stopniu udało nam się to już osiągnąć.

MA: Na pewno. Nie wiem, czy nasi słuchacze kiedykolwiek jeszcze przyjdą do Studia Polskiego Radia. <śmiech> Myślę, że wielu osobom na koncert do filharmonii może nie być za bardzo po drodze, ale już na koncert muzyki z Diablo… to jak najbardziej!

DAK: Ludzie zajmujący się muzyką filmową często spotykają się wśród osób o podłożu bardziej akademickim z podejściem, że soundtracki to muzyka trochę drugiej kategorii. Wiadomo, że w salach koncertowych to powinien być Penderecki albo Mozart. Czy wy się kiedyś spotkaliście z negatywnymi reakcjami? Wszakże zaczęliście ten projekt na Uniwersytecie Muzycznym. Były jakieś krzywe spojrzenia?

MA: Tak, bardzo często, nawet w biurze koncertowym. Ile razy to już słyszeliśmy: „Ale jaka muzyka z gier? Mario będziecie grać?” Ja to w sumie rozumiem, bo część osób w starszym wieku może nawet nie wie, że muzyka z gier może być porównywalna chociażby do Brahmsa. W World of Warcraft przepisano pół Ravela czy Mussorgskiego, więc to kulturowo absolutnie nadaje się na salony. Zatem tak, niestety się z tym spotkaliśmy i próbujemy z tym walczyć.

NG: Często widzimy też takie podejście, gdy próbujemy nawiązać współpracę z jakąś salą koncertową. Widzą młodych ludzi, którzy pasjonują się grami i myślą, że to nie jest miejsce dla nich. Natomiast wydaje mi się, że to podejście się zmienia. Muzyka filmowa wkroczyła już do sal koncertowych jakiś czas temu, natomiast muzyka z gier powoli ją dogania.

MA: Na szczęście mamy już portfolio i filmy na YouTube. Dzięki temu mogą zobaczyć, że ta muzyka, którą gramy jest bardzo szeroka i, można powiedzieć, programowa.

DAK: Rzeczywiście ma się wrażenie, że muzyka z gier coraz odważniej wchodzi na salony. Na Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie koncerty „growe” pojawiają się regularnie i wy również robicie pod tym względem świetną robotę. Chciałbym zapytać jeszcze o Paula Romero. Jest to dość wyjątkowe zjawisko, gdyż jest to już kolejny raz, gdy kompozytor przyjeżdża osobiście, by zagrać z wami na koncercie i robi to z niezwykle dużym entuzjazmem. Jak w ogóle doszło do kontaktu między Wami? Jaka jest historia tej znajomości?

MA: Historia jest taka. Przede mną były dwie osoby z Polski zajmujące się tworzeniem aranżacji muzyki z Heroesów. Jednym był Łukasz Kapuściński, który jutro na koncercie będzie naszym gościem honorowym. To jest gość, który miał konto na YouTube i grał covery gitarowe muzyki z gier. Następny był Michał Bylina, który jest kontrabasistą i on w ogóle jako pierwszy stwierdził, że chciałby spisać muzykę z Heroesów na orkiestrę. Jeśli o mnie chodzi, napisałem chyba do Łukasza maila z prośbą czy ma jakiś kontakt do Paula. Wtedy nie było jeszcze nawet nazwy Heroes Orchestra – było może 6 osób, które lubiły grać w gry i na instrumentach. I rzeczywiście, nasza pierwsza korespondencja z Paulem odbyła się mailowo. Napisałem do niego, że planuję założyć zespół, który będzie grał muzykę z gier i czy nie ma przypadkiem gdzieś nut do Heroesów. No, i okazało się, że nie ma. <śmiech> Zaproponował mi więc bardzo odważną misję polegającą na tym, żebym spróbował zaaranżować to sam: „Jak będziesz miał jakieś kłopoty, to ja ci w tym pomogę.” I tak też się stało. Zrobiłem pierwsze aranżacje i pamiętam, że Paul był ogólnie w szoku, w kompletnym szoku. Dodał mnie do znajomych i napisał mi pierwszą wiadomość: „Jak to jest w ogóle możliwe, skąd ty, człowieku, wziąłeś 60 osób na sali koncertowej?” Aż do dzisiaj trzymam na dysku screena z tą wiadomością i nigdy go nie usunę. Cała ta rzecz w ogóle mu się w głowie nie mieściła i od tamtej pory ma do nas bardzo duży respekt. Z czasem chyba nawet jeszcze bardziej to docenia, bo jednocześnie jest to super rzecz dla niego.

Od lewej: Daniel Aleksander Krause, Natalia Gruszczyńska, Mateusz Alberski

NG: Wydaje mi się, że dla Paula to mogło być zaskakujące, że coś takiego się odbywa gdzieś w Polsce, ponieważ w Stanach, gdzie na co dzień mieszka, ta gra po prostu umarła i nikt w nią nie gra. On sam może nie tyle zapomniał, że w ogóle stworzył taką muzykę, co po prostu miał ją w swoim portfolio. To było i minęło. Natomiast my otworzyliśmy jakąś puszkę, w której się okazało, że jest wiele elementów i Paul był przeszczęśliwy, że to gdzieś tam wróciło, że muzyka, którą napisał do gry w latach 90., dziś jest chętnie słuchana i odkrywana przez kolejne osoby.

MA: A teraz ma koncerty nie tylko w Polsce.

DAK: Absolutnie. Zaczęliście koncertować poza Warszawą. Macie jakieś ambitniejsze plany? Może międzynarodowe tour, czy to już trochę za daleko?

NG: Na razie ograniczamy się do Polski. Wynika to z tego, że nasz zespół jest bardzo duży. Skład symfoniczny z chórem to ten najbardziej lubiany przez publiczność…

MA: Tylko publiczność nie wie, ile on kosztuje. <śmiech>

NG: Żebyśmy mogli się pojawiać tym składem w różnych miejscach, jest to ogromny koszt i czasem jesteśmy w stanie go znieść, a czasem po prostu nie. Wiemy, że mamy wielu fanów na północy i na południu Polski i na pewno postaramy się sprostać temu zadaniu.

DAK: Gdańsk i Kraków?

NG: Gdańsk i Kraków. Albo okolice. <śmiech> A jeśli chodzi o wyjazdy zagraniczne, nie wykluczamy tego na pewno. Wiele takich propozycji zresztą przychodzi do nas mailowo. Niestety w momencie, kiedy ktoś dowiaduje się, jakiego typu są to koszta i że w naszym zespole jest 80 osób bądź nawet więcej, to zazwyczaj ta współpraca po prostu się nie udaje.

DAK: Przydałby się sponsor.

NG: Nasze jutrzejsze koncerty akurat są sponsorowane przez Predatora [Predator Gaming, marka Acera – przyp. red.] – dzięki temu Heroes Orchestra Festival może wyglądać właśnie w ten sposób. Również dzięki nim nasze koncerty 3 marca są streamowane i osoby, które nie mogą dotrzeć na nasze koncerty, będą mogły obejrzeć je online.

MA: I nie będą mieć dużo gorzej, bo staramy się, żeby było naprawdę jakościowo. Ja wiem, że nie dorównamy nagraniem online rzeczywistemu odbiorowi, ale staramy się, żeby było jak najlepiej.

DAK: Super, w takim razie czas na ostatnie pytanie. Jaki jest wasz ulubiony zamek?

MA: O Jezu, to ja na koncert nie zdążę. <śmiech>

DAK: Szybki strzał.

MA: Mój ulubiony zamek… Muzycznie to jest „Stronghold”. Uważam, że jest po prostu fenomalne. Zaś gamingowo… ostatnio znowu zacząłem dużo grać w Heroesów i jak już gram takie poważne gry, z poważnymi przeciwnikami, to gram Castle, czyli tam gdzie są anioły. A jak gram ze znajomymi, bardzo lubię grać Dungeonem, czyli lochami.

NG: Jeśli o mnie chodzi, to mogę się wypowiedzieć tylko i wyłącznie muzycznie, ponieważ gamerką nie jestem. Mam bardzo duży sentyment do „Fortress” – to jest jedna z pierwszych aranżacji, za które Mateusz się zabrał pisząc muzykę dla naszego zespołu i chyba najbardziej w serduszku właśnie „Fortress”.

MA: Tak? Myślałem, że „Inferno”.

NG: Oj nie. „Inferno” to był pierwszy utwór, który ja w ogóle z Heroes Orchestrą grałam, ale …no, jednak zdecydowanie „Fortress”. <śmiech>

DAK: Super! Dzięki wielkie za rozmowę. Mam nadzieję, że kiedyś będzie więcej czasu, żeby te tematy rozwinąć. Czekam na koncert!

MA: No tu się będzie dzisiaj działo. Dzięki wielkie!

NG: Dzięki!

Paul Anthony Romero po koncercie (źródło: https://www.facebook.com/heroesorchestra)

Najnowsze artykuły

Komentarze