Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

”Planety” – relacja z koncertu

Tomek Goska | 21-04-2022 r.

Cykl koncertów „Moc Klasyki” to propozycja od Trinity Group – organizatora znanych nam eventów „Koncert Muzyki Filmowej”. Wydarzenie kierowane teoretycznie dla miłośników muzyki poważnej, jest w gruncie rzeczy pomostem łączącym takową z szerokim gronem odbiorców. Świadczy o tym może nie tyle sam repertuar, ale pomysł, aby z nim wyjść z ciasnych i zobowiązujących murów filharmonii. Czy odbywa się to wszystko kosztem jakości? Częściowo niestety tak, ale po kolei.

Zacznijmy od samego repertuaru. Chyba nie ma bardziej inspirującego utworu dla współczesnych kompozytorów muzyki filmowej, jak Planety G. Holsta. Siedmioczęściowa suita pisana w latach 1914-1916 była wariacją na temat planet naszego Układu Słonecznego. Każdemu z tych ciał niebieskich Gustaw Horst przypisał szczególne właściwości. I tak oto Mars, jako zwiastun wojny, poraża monumentalną symfoniką, podczas, gdy zwiastunka pokoju, czyli Wenus, otula cienkim płaszczem liryki. Ot szeroka paleta emocji, która w momencie premiery totalnie wywróciła panujące wówczas trendy w muzyce poważnej. Przez wiele dziesięcioleci stawała się punktem odniesienia dla wszystkich twórców mierzących się z filmową fantastyką. Po wybitny twór Holsta sięgał miedzy innymi John Williams, ale i Hans Zimmer, któremu zarzucono nawet kopiowanie całej sekwencji do jednej ze scen bitewnych Gladiatora. Jest to niewątpliwy fundament muzyki filmowej, który zawsze i wszędzie warto wysłuchać. Ale czy również w nowoczesnym budynku o architekturze odbiegającej od koncertowego przeznaczenia?

O tym mogli się przekonać wszyscy, którzy mieli okazję usłyszeć Planety w warszawskim budynku Focus. Co prawda rok wcześniej wybrzmiały już tam potężne frazy Carmina Burana, ale nie miałem okazji uczestniczyć w tym wydarzeniu. Dla mnie było to coś zupełnie nowego, mimo iż byłem już na wielu koncertach w przeróżnych sceneriach. Atmosfera kosmicznej scenerii udzielała się już na wstępie, po wejściu do znajdującego się w sercu budynku, atrium. Spowite mrokiem, z którego przebijało się skąpe, błękitne światło, pozwoliło poczuć się jak w przestrzeni kosmicznej – tym bardziej, iż nad głowami krążyły modele planet Układu Słonecznego. Wiadomym było, że nie będzie to tylko prezentacja muzyki, ale również przeniesienie do jakiejś innej rzeczywistości. I tak też się stało.

Zanim wybrzmiały pierwsze nuty dzieła Holsta, wykonany został słynny utwór Ryszarda Straussa, Tako rzecze Zaratustra. Fragment kojarzony ze słynnym filmem Kubicka, Odyseja kosmiczna 2001 okazał się idealnym wprowadzeniem, a zarazem uzupełnieniem programowym suit o element „ziemski”. Tak bowiem można postrzegać ten patetyczny utwór. Już na wstępie można było docenić świetne wykonawstwo Polskiej Orkiestry Radiowej pod dyrygenturą Michała Klauza, które w dalszej części tylko utwierdzało w tym przekonaniu. Były jednak pewne detale, które czasami odbierały przyjemność z odsłuchu.

Na początku myślałem, iż jednym z nich będzie narracja prowadzona przez Jerzego Rafalskiego i Piotra Majewskiego. Przegadane rozwinięcie kompozycji Straussa rodziło czarne wizje „zagłuszania” geniuszu muzycznego Holsta. Jak się później okazało, panowie świetnie sobie radzili z budowaniem odpowiedniego klimatu i napięcia przed wykonaniem kolejnych części suity. Bardziej irytujący wydawał się hałas głośno pracujących wentylatorów. O ile w bardziej rozbudowanych frazach Marsa nie dawały o sobie znać, o tyle w cichszych, bardziej intymnych momentach zabierały sporą część przyjemności ze słuchania. Rozumiem, że kwestia wyłączenia tego urządzenia na czas koncertu nie w chodziła w grę, ale zmniejszenie wydajności lub przeprogramowanie go w taki sposób, aby nie ingerował w treść muzyczną, byłoby jak najbardziej wskazane.

Całe szczęście od strony muzycznej nie ma praktycznie żadnej przestrzeni do malkontenctwa. Może poza marketingowym rozdmuchaniem ogromnej liczby chóralnych wykonawców. Połączone siły dwóch chórów Uniwersytetu Warszawskiego oraz Tibi Domine nie miały tak na dobrą sprawę przestrzeni do zaprezentowania tej „mocy”. Końcowy fragment ostatniej części suity to po prostu refleksyjny, miękki w wymowie epilog, który udźwignęłoby nawet kilkanaście głosów. Ale jak robić wyprawę w kosmos, to z pompą. 🙂

I tak po ludzku… Fajne było to doświadczenie! Mając w pamięci dziesiątki różnego rodzaju koncertów, muszę przyznać, że na takim jeszcze nie byłem. Wielkie wykonanie w dosyć kameralnej, klimatycznej przestrzeni. I jeżeli w takim kierunku rozwijał się będzie cykl „Moc Klasyki”, to jestem jak najbardziej na tak!


Najnowsze artykuły

Komentarze