Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

Literackie wpadki

Mariusz Tomaszewski | 21-04-2022 r.

Każdy z nas musi przyjąć na siebie jakąś krytykę w życiu. Nieważne czy jest się herosem recenzji, czy też początkującym laikiem, każdemu z nas zdarzają się głupie wpadki.
Sam kiedyś napisałem ‘seksja’ zamiast ‘sekcja’… (ciekawe czy ktoś jest w stanie odgadnąć, o czym myślałem pisząc to). Wiele z takich perełek wypada z gry przy korekcie, ale na nasze nieszczęście (czy też tak jak teraz, szczęście) dla niektórych korekta to pojęcie zupełnie obce, stąd czasami natkniemy się na naprawdę kwiatki pierwszej wielkości. Tym artykułem nie mam zamiaru nikogo obrażać ani wytykać błędów w klasycznej formie, chodzi o to, żeby pośmiać się z nas samych i dać czytelnikowi obraz naszego człowieczeństwa. Tekst ten dedykuje również tym, którzy nie mogą zdzierżyć nawet najmniejszego potknięcia w tekście. Ciekawe, co powiecie na to :]

„Jest to Goldsmith w dobrej formie, bardzo dobra technicznie, pasująca do filmu, muzyka przygodowa.”
Jak na dłoni widać, czym kończy się zły dobór interpunkcji tudzież jakiś niedobór słownictwa na końcu zdania. A tak w pierwszej chwili mamy nieodparte wrażenie, że Goldsmith jest bardzo dobra technicznie. Cóż, ponoć Jerry dyrygował w małpiej masce, może przy innej okazji robił to w podwiązkach.

„Bardzo oryginalnie zaczyna się pierwszy utwór, od zsamplowanych dzieci…”
Biedne dzieci… brzmi naprawdę makabrycznie. Ciekawe, ile swoją drogą kompozytor musiał gotować i przyprawiać te dzieci, żeby dobrze się zsamplowały. Że też nie odezwała się w tej sprawia żadna fundacja czuwająca nad bezpieczeństwem małolatów.

„Drugim ważnym instrumentem jest obój, który dodaje muzyce nieco magii (w końcu główna bohaterka nie żyje).”
Ach, po takim stwierdzeniu słowo ‘magia’ nabiera nowego znaczenia. Każdy kto kojarzył to z wyobraźnią i bajkami czytanymi na dobranoc przez rodziców, został brutalnie wyprowadzony z błędu. Oto przed nami rozpościera się nowy magiczny świat pełen śmierci, bólu i cierpienia. Widać recenzent miał pod górkę do szkoły i bawił się drewnianymi zabawkami.

„Plac Waszyngtona to dramat na podstawie powieści Henry’ego Jamesa o “miłości” Morrisa Townsenda do córki zamożnego lekarza Austina Slopera, Catherine, która to w rzeczywistości okazała się brutalną grą o posag.”
To się nazywa nienaganny styl. Czytając tą powieść, tudzież oglądając film byłbym naprawdę wstrząśnięty, gdyby okazało się, że córka zamożnego lekarza okazuje się być brutalną grą o posag. To się nazywa 'major twist’ w fabule.

„Krytykowana przeze mnie muzyka akcji to jeden wielki bałagan, łomot pozbawiony linii melodycznej. Pojawiające się wtrącenia dęciaków tu i ówdzie (…) Łącząc nieznośnie uderzającą i trzeszczącą perkusje z różną barwą dętych i szarpanych instrumentów dostaje ciężkostrawny i mało oryginalny underscore. W dodatku brak dynamiki i harmonii nie raz da o sobie znać w tym całym harmidrze, jaki panuje na płycie.”
Mam pewną teorię, czemu ów muzyka akcji nie przypadła do gustu recenzentowi. Bo nią nie jest?! Po samym końcu tego stwierdzenia widać, że blisko było, aby autor tego tekstu sam doszedł do takiego wniosku, a tak mamy to co mamy. Chyba, że jest to recenzja pisana na tzw. ‘labirynt’ – pełna niejasności i zagadek, które jesteśmy zmuszeni na każdym kroku rozwiązywać.

„Tak się stało, iż pomysł, aby album zawitał na tym portalu nie długo po premierze, porzuciłem i pozostawiłem na pastwę mikrobakterii oraz innych czynników, o których nie wspomnę, ale kto ma dobrą pamięć, temu łatwiej o wielu rzeczach zapomnieć (przepraszam wszystkich za cynizm;)). Jednak po długich refleksjach stwierdziłem, iż należy się tej ścieżce miejsce w naszej jeszcze na chwile obecną nieokazałej bibliotece (nie ukrywając chciałem się pozbyć zbędnego balastu).”
Przyznam, że ten fragment wywarł na mnie bardzo mieszane uczucia. Widać tu wyraźnie, że recenzentowi spieszyło się w pewne ustronne miejsce, stąd pisanie o pozbywaniu się balastu. Również można się dowiedzieć, że im mamy lepszą pamięć, tym łatwiej nam zapominać. Ha! Zawsze myślałem, że jest na odwrót, ale już wiem jak to wszystko wygląda w praktyce.

„Jeśli chodzi o utwór „Heist”, który to ilustruje włamanie i kradzież narkotyków przez ekipę gangsterów z Fouchet na czele, składa się praktycznie z tych samych instrumentów co „Main Title”, ale mimo to jest zupełnie inny i równie niesamowity.”
Nie może być! To za pomocą tych samych instrumentów można zagrać inną melodię? To doznałem olśnienia. Tylko czekać, jak ktoś mi wyjaśni, że instrumenty same nie grają, tylko potrzebni są do tego ludzie. A te krzaczki co mają przed sobą, to są nuty…

„Tematy sceniczne ważne:

– (…)”Redcoats at the Farm and the Death of Thomas” – właściwie dwa tematy: wkroczenia „Czerwonych Koszul” – jak byli nazywani przez miejscowych Anglicy – na plantacje Benjamina Martin’a oraz śmierci Thomas’a, próbującego ratować brata Gabriel’a, uznanego za zdrajcę przed powieszeniem… Temat muzyczny początkowo bardzo złowrogi z charakterystycznym tempem marszowym później zmienia tonacje na niespokojną z pewną nutą smutku (śmierć Thomasa). Dość dobry utwór.(…)

– Do mniej znaczących tematów scenicznych zaliczyłem:

– (…)”The Burning of the Plantation” – niezwykle klimatyczny temat spalenia posiadłości ciotki Charlotte przez Dragonów poszukujących ukrywającej się rodziny rodziny Benjamina Martin’a. Całkiem przyzwoity.(…)”
Od czego tu zacząć? Najbardziej podoba mi się sformułowanie ‘temat spalenia posiadłości ciotki Charlotte…’. Naprawdę poezja jak się patrzy. Tą drogą każda sekunda muzyki w filmie staje się swoistym tematem i tak możemy wyróżnić temat wsiadania na konia, zsiadania z konia, jechania na koniu i cokolwiek tam się z tym koniem jeszcze wyrabia. Zaiste cudowne podejście do zagadnienia. Mniej przypadło mi do gustu stwierdzenie ‘temat sceniczny’, który brzmi z angielska bardzo malowniczo, ale jakoś nijak nie pasuje mi do muzyki filmowej. Chociaż gdy zastosujemy teorię z koniem, to zaczyna nabierać sensu. Na koniec chciałbym tylko zwrócić uwagę na niekompetencję recenzenta, który bezceremonialnie zdradza nam fabułę kawałek po kawałku. Za takie pisanie należy się specjalne miejsce w piekle, obok morderców i ludzi rozmawiających w kinie podczas seansu!

„Hans Zimmer drogę do sukcesu utorował sobie hukiem i werblami, a tu dodatkowo świetnie to połączył z muzyką delikatną.”
Ino patrzeć, jak inni kompozytorzy wezmą przykład z Zimmera i również wejdą na wojenną ścieżkę. Może ktoś pójdzie o krok dalej i stanie na czele armii złożonej z orkiestry. Wtedy to ogrom dźwięku mógłby stać się potężnym orężem torującym drogę do sukcesu.

„Te uczucia kompozytor uzyskał poprzez jakby improwizowane frazowanie, a jeszcze dzięki znakomitemu wykonaniu brzmi on bardzo szczerze, ma w sobie artystyczną prawdę.”
Czy może być w sztuce coś ważniejszego, niż artystyczna prawda? Pomijając już techniczny bełkot, jest to przykład na przerost treści nad formą. Nie wiesz co napisać, chcesz pozować na inteligenta, pisz o rzeczach nieuchwytnych, nie dających się zmierzyć ani zaklasyfikować. Po prostu pisz o artystycznej prawdzie.

„Do oprawienia tłem muzycznym producenci „Godsend`a” zatrudnili Briana Tyler`a. Ten młody kompozytor o wyglądzie faceta z boys-band`u ostatnio ma duże wzięcie.”
Lekko dwuznaczny fragment mogący wskazywać na pewne fascynacje recenzenta osobą, a raczej wyglądem kompozytora.

„Usłyszymy tu mnóstwo pisków, powarkiwań i grzmotów.”
Opis odzwierciedlający start promu kosmicznego? Nie! Dogłębna analiza skomplikowanej muzyki!

Każdy z powyższych tekstów był cytowany po literakach. Oryginalna pisownie dodała jeszcze pikanterii. Jak widać, czasami przytrafiają się nam wpadki zabawne, a czasami żenujące. Niekiedy wynikają one z roztargnienia, a czasami z głupoty. Na domiar złego jest to kropla w morzu tekstów, gdyż we wszystkich recenzjach czekają na nas nie odkryte skarby w postaci wszelkiej maści zaprzeczeń, nielogicznych sformułowań i temu podobnych. Jednak najważniejszym pozostaje chyba umiejętność zachowania dystansu do własnej osoby i do tego, co się robi. Umiejętność śmiania się z samego siebie zawsze jest w cenie i nigdy nie będzie passé. Może również kilka osób po przeczytaniu tego artykułu będzie baczniej zwracała uwagę na to co pisze, co zaowocuje wyższym poziomem tekstów, czego sobie i Wam wszystkim życzę.

Najnowsze artykuły

Komentarze