Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

HENRY MANCINI – 11 najlepszych utworów z okazji 100. rocznicy urodzin kompozytora

Dominik Chomiczewski | 16-04-2024 r.

Sięgając do początków muzyki filmowej, trudno wskazać kompozytorów, którym praca na rzecz kina przyniosłaby międzynarodowy rozgłos. Niezależnie od tego, czy mówimy tu o misternych ilustracjach Maxa Steinera, czy monumentalnych dziełach Miklósa Rózsy, filmowe partytury zdobywały uznanie głównie u osób związanych z branżą – reżyserów, producentów, czasem aktorów i oczywiście samych kompozytorów. Były traktowane jako nieodłączny element kinowego widowiska, co nie dawało im szans, a tym samym ich autorom, zaistnieć szerzej poza natywnym środowiskiem. Sytuacja zaczęła się stopniowo zmieniać w latach 50. Na świecie rozpowszechniał się pop i rock and roll, a single sprzedawały się w gigantycznych nakładach, co wraz z kiełkującą telewizją gwarantowało rozpoznawalność artystom. Tymczasem w Hollywood upadały wielkie departamenty muzyczne, a producenci stopniowo odchodzili od zlecenia pisania przepastnych partytur symfonicznych wypełniających niemal każdy fragment ekranowej przestrzeni. Wkrótce również i w muzyce filmowej dostrzeżono potencjał komercyjny – dobrze widziane były piosenki lub hitowe utwory, których sukces dawał się szybko spieniężyć. W ten sposób krystalizująca się nowa koniunktura otwierała możliwości dla młodych talentów. Jednym z nich był bez wątpienia Amerykanin Henry Mancini, żyjący w latach 1924-1994 potomek włoskich emigrantów.

Jako artysta wychowany na muzyce jazzowej i swingu (w młodości grał nawet w orkiestrze Glenna Millera i aranżował dla Benny’ego Goodmana) oraz obdarzony niezwykłą smykałką do pisania wpadających w ucho melodii, szybko stał się jednym z najgorętszych nazwisk w branży. Z powodzeniem ilustrował zarówno pełnometrażowe filmu kinowe, jak i seriale telewizyjne, dając się poznać jako kompozytor znajdujący złoty środek w łączeniu artyzmu i komercji. Gdy na świecie dominował rock and roll, Mancini swoimi piosenkami z „Śniadania u Tiffany’ego”, „Dni wina i róż” czy „Szarady” podbijał listy przebojów, kontynuując tradycje muzyczne twórców Great American Song Book. Udowodnił, że wydawałoby się zażegnany idiom piosenkowego standardu wciąż ma rację bytu, choć – jak wszystkie powracające na przestrzeni dziejów trendy muzyczne – musiał zostać odpowiednio odświeżony. Co więcej, ugruntował w muzyce filmowej wypróbowane już wcześniej przez Alex Northa czy Elmera Bernsteina elementy czerpiące z jazzu i muzyki big bandowej. Należy przy tym zaznaczyć, że dorobek Manciniego wykracza daleko poza chwytliwe piosenki i tematy, choć – nie ma się co oszukiwać – to one zapewniły mu stałe miejsce w popkulturze i kanonie gatunku. I właśnie dlatego Manciniego można uznać za jednego z pierwszych kompozytorów, którzy zdobyli sławę i rozgłos na całym świecie dzięki swoim utworom filmowym.

Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że Mancini miał sposobność pracować ze znakomitymi reżyserami, w tym z Normanem Jewisonem, Stanley’em Donenem czy Vittorio De Sicą. Najważniejsze miejsce wśród nich zajmuje jednak Blake Edwards. To właśnie z nim amerykański kompozytor nawiązał trwającą ponad 30 lat współpracę – począwszy od serialu „Peter Gunn” (ze sławnym tematem, w istocie pierwszym sukcesem Manciniego), przez „Śniadanie u Tiffany’ego”, na „Różowej Panterze” i jej sequelach kończąc („Syn różowej Pantery” z 1994 roku był ostatnim filmem Manciniego). Choć mogło to oczywiście wynikać z zaawansowanego wieku reżysera, jest w tym coś znamiennego, że po śmierci kompozytora Edwards nie nakręcił już żadnego filmu i poświęcił się teatrowi, choć żył jeszcze przez 16 lat.

Praca na rzecz małego i dużego ekranu przyniosła Manciniemu cztery Oscary, dwanaście nagród Grammy, Złotego Globa i dorobek muzyczny godny największych tuzów muzyki filmowej. Z okazji 100. urodzin kompozytora, w niniejszym artykule przyjrzymy się w mojej ocenie najlepszym 11 utworom Manciniego. Znajdą się wśród nich jedynie autorskie kompozycje – od końca lat 60. Amerykanin zajmował się ochoczo nagrywaniem tematów innych kompozytorów, często z dużymi powodzeniem komercyjnym (największym przebojem okazała się nowa aranżacja melodii przewodniej z „Romea i Julii” Nino Roty). To jednak wątek na zupełnie inny artykuł, a oryginalne pomysły kompozytora dostarczają dostateczną porcję materiału dla niniejszego zestawienia.

11. „Theme from Lifeforce” – „Lifeforce”, reż. Tobe Hooper, 1985

Mancini jest dziś kojarzony najbardziej z utworami o proweniencji lirycznej bądź komediowej, niemniej kompozytor odnosił sukcesy również na innych polach muzycznej estetyki. Przykładem jego wszechstronności jest jego ścieżka dźwiękowa z filmu science-fiction „Siła witalna”, w której usłyszymy monumentalny temat godny najprawdziwszej space opery. Sam Amerykanin określił swoją kompozycję „kosmicznym baletem”. Rzeczywiście, jest w niej coś tanecznego, choć na pierwszy plan wysuwa się idiomatyczna dla tego typu kina lat 80. fanfarowa natura. Temat z „Lifeforce” to pozycja dla każdego miłośnika pełnokrwistej i symfonicznej muzyki filmowej.

10. „Theme from Hatari!” – Hatari!, reż. Howard Hawks, 1962

Co prawda z filmem „Hatari!” kojarzone jest głównie „Baby Elephant Walk”, popularny utwór Manciniego na rzadki instrument calliope, niemniej nieco przekornie sięgam po inną pozycję z tej ścieżki dźwiękowej. Temat główny jest bowiem warty nie mniejszej uwagi. Dla zaznajomionych jedynie z „Baby Elephant Walk”, może się wydać cokolwiek zaskakujący – zamiast humorystycznych stylizacji „Theme from Hatari!” to pełen dramatyzmu i podniosłości muzyczny pejzaż niezwykłej i dzikiej Afryki, gdzie toczy się akcja filmu. Mancini z Hollywoodu zabiera na Czarny Ląd sekcję dętą, a wszystko przyprawia typową dla tamtejszego regionu polirytmią perkusjonaliów (w tym szeleszczących wielkich strąków grochu!).

9. „The Pink Panther Theme” – „The Pink Panther”, reż. Blake Edwards, 1963

„The Pink Panther Theme” to utwór, bez którego niniejsza lista nie miałaby oczywiście racji bytu. Temat ikona, bez wątpienia najpopularniejsza kompozycja Manciniego. To nic, że dziś już mało kto pamięta, że w rzeczywistości nie był to temat tytułowego diamentu, ani nawet nierozgarniętego inspektora Clouseau (z którym dzisiaj kojarzona jest ta seria). Melodia powstała bowiem jako temat i z inspiracji charakterystyką postaci złodzieja biżuterii Lyttona odgrywanego przez Davida Nivena. Z perspektywy czasu najważniejsze jest jednak to, że tym saksofonowym solo przeplatanym z big bandowymi zawołaniami sekcji dętej Mancini zapewnił sobie stałe miejsce w popkulturze.

8. „Charade” – „Charade”, reż. Stanley Donen, 1963

Temat z „Szarady” jawi się jako dość klasyczna pozycja liryczna w dorobku w Manciniego. Jest tutaj urokliwa melodia, ciekawa harmonia, jazzowy sznyt, trójdzielne metrum, a tekst Johnny’ego Mercera wyśpiewuje sprawdzony już wcześniej w „Śniadaniu u Tiffany’ego” czy „Dniach wina i róż” charakterystyczny chórek. Sam Mancini określił utwór „smutnym paryskim walczykiem”, choć nietrudno w owym smutku dostrzec również wiele piękna, wrażliwości i marzycielstwa, które niemal zawsze zachwycały w lirycznych tematach Amerykanina.

7. „Pie in the Face Polka” – „The Great Race”, reż. Blake Edwards, 1965

W 1965 roku Blake Edwards zrealizował prawie 3- godzinny „Wielki wyścig”, będący hołdem dla niemych komedii, z typowymi dla tamtego kina żartami, gagami i slapstickiem. Osadzony w takowej stylistyce obraz nie mógł się zatem obejść bez sceny, w której postacie z wielką ochotę rzucają sobie ciastami w twarz. To właśnie ilustrującą tę sekwencję błyskotliwą polkę skomponowaną przez Manciniego wybieram z barwnego tygla rozmaitych stylizacji stworzonych na potrzeby produkcji Edwardsa. Utwór polecam zwłaszcza w późniejszej aranżacji na flet, również zarejestrowanej przez kompozytora. Solistą jest tutaj, znany z serii Władcy Pierścieni i prywatnie przyjaciel Manciniego, Sir James Galway.

6. „Prologue” – „Frenzy”, reż. Alfred Hitchcock, 1972

Jeśli chciałbym muzyki w stylu Herrmanna, zatrudniłbym Herrmanna” – tak miał wyrazić swoje niezadowolenie Alfred Hitchcock z muzyki skomponowanej przez Manciniego do jego filmu „Frenzy”. Słynny reżyser ostatecznie odrzucił partyturę i na miejsce bohatera artykułu zatrudnił Rona Goodwina (do zerwania współpracy z Bernardem Herrmannem doszło kilka lat wcześniej). Szczęśliwie, nagrana w całości muzyka przetrwała do naszych czasów i ukazała się w 2022 roku nakładem niezastąpionej wytwórni Quartet Records. W ten sposób mamy możliwość obcowania z jedną z najbardziej osobliwych pozycji w dyskografii Manciniego, czego przykładem jest znakomita muzyka prologu. Wbrew opinii Hitchcocka, nie jest herrmanowska, stanowi raczej mroczną i gotycką wariację bachowskich utworów organowych. Niemniej to szalenie efektowna kompozycja, o wręcz porażającej sile, która znakomicie ukazuje wszechstronność autora.

5. „Two for the Road” – „Two for the Road”, reż. Stanley Donen, 1967

Mając na uwadze, jak wiele znakomitych i popularnych utworów napisał Mancini, może się wydać nieco zaskakujące, że za swoją najlepszą kompozycję uważa piosenkę z filmu „Two For the Road”, nieco przykurzonej już komedii romantycznej z Audrey Hepburn w roli głównej. Kto wie, może dlatego, że słynna aktorka osobiście poprosiła kompozytora o napisanie muzyki do filmu. Niemniej, rzeczywiście trudno przejść obojętnie obok tego wyjątkowego tematu – zachwycającego cudowną melodią, pełną zadumy, spokoju, wyciszenia i nieoczywistego dramatyzmu. Ponieważ piosenka, ze słowami Leslie Briceuse’a, nie pojawia się w filmie, na listę wybieram równie urzekającą wersję instrumentalną.

4. „Experiment in Terror” – „Experiment in Terror”, reż. Blake Edwards, 1962

Scena napisów początkowych thrillera „Experiment in Terror”, mimo ponad 60 lat na karku, wciąż robi niezwykłe wrażenie. Znakomicie nakręcona sekwencja przedstawiająca główną bohaterkę przemierzającą samochodem ulice San Francisco nie byłaby jednak tym samym bez absolutnie zjawiskowej muzyki Manciniego. Podszyta jazzem i atmosferą noir (nieodzowny saksofon!) kompozycja, buduje nieco ponurą i mroczną, ale jednak przy tym jakże atmosferyczną introdukcję dla filmu Edwadsa. Co więcej, usłyszymy tutaj cytry akordowe, instrumenty wypatrzone przez Manciniego w muzyce folkowej, nadające utworowi absolutnie wyjątkowego brzmienia.

3. „Moon River” – „Breakfast at Tiffany’s”, reż. Blake Edwards, 1961

Moon River” to jeden z evergreenów Manciniego, perełka wczesnego popu, która doczekała się niezliczonych wykonań i coverów. Mancini pisał ją z myślą o Audrey Heburn i słynnej scenie śpiewu głównej bohaterki w oknie jej mieszkania. Amerykanin musiał przygotować kompozycję odpowiednią dla możliwości wokalnych Hepburn (w tym celu wsłuchiwał się w jedną z piosenek wykonywanych przez słynną aktorkę w filmie „Zabawna buzia” z 1957 roku). „Moon River” odznacza się zatem względną prostotą, ale to właśnie ta cecha okazała się największą siłą piosenki i kluczem do jej sukcesu. Ujęta w formie nastrojowego walczyka, do dziś zachwyca cudowną linią melodyczną, przemieszaną z niemal ostentacyjną słodyczą.

2. „Whistling Away the Dark” – „Darling Lili”, reż. Blake Edwards, 1970

Musical „Urocza Lili” był ostatnim wspólnym projektem Manciniego i tekściarza Mercera, z którym wcześniej współpracował między innymi przy okazji nagrodzonych Oscarami piosenkach ze „Śniadania u Tiffany’ego” i „Dni wina i róż”. Wieńczące film „Whistling Away the Dark” należy do najdojrzalszych melodii w przebogatym dorobku Manciniego. Jednak nie tylko melodia stanowi o sukcesie tej kompozycji. Nie sposób przejść obojętnie obok pełnego pasji wykonania Julie Andrews, znanej z „Mary Poppins” i „Dźwięków muzyki”, a prywatnie żony Edwardsa, która nierzadko wykonywała później utwory Manciniego. Zachwyca i intryguje także wysmakowana instrumentacja, nieco jakby w stylu Czajkowskiego, z nadającą mistyki czelestą i nerwowym tremolem smyczków. To melancholijny, tęskny i jednocześnie na swój sposób porywający utwór.

1. „Peter Gunn Theme” – „Peter Gunn”, reż. Blake Edwards, 1958

Najsłynniejszą melodią Manciniego jest prawdopodobnie temat z „Różowej Pantery”, ale status najbardziej kultowego i ikonicznego utworu w karierze Amerykanina należy przyznać tematowi z serialowi „Peter Gunn” i to właśnie ta kompozycja ląduje na szczycie listy. Jazzowe i swingowe środki wyrazu w zjawiskowy sposób łączą się tutaj z niemal rockandrollowym feelem. To muzyczne arcydzieło, z niesamowitym kolażem mięsistych zawyć i glissand blach, szalonymi solówkami saksofonu i iście zawadiackim ostinato.

Na niniejszej liście brakuje, rzecz jasna, wielu innych wyśmienitych pozycji z dorobku Manciniego – „It Had Better Be Tonight” z „Różowej Pantery”, nagrodzonej Oscarem piosenki z „Victor/Victoria”, czy tematów z seriali „Mr. Lucky” lub niegdyś popularnych w Polsce „Ptaków ciernistych krzewów”. Mam nadzieję, że powyższa lista zachęci czytelnika do zagłębienia się w twórczość tego wyśmienitego artysty w setną rocznicę jego urodzin.

Najnowsze artykuły

Komentarze